Poznań. Afera parkingowa: Urzędnicy ZDM i ZRD uniewinnieni, choć wcześniej zostali skazani ws. fałszerstw przy budowie policyjnych parkingów
Zwrot w sprawie afery parkingowej w Poznaniu, w której najpierw skazano sześciu urzędników związanych z Zarządem Dróg Miejskich i Zakładem Robót Drogowych. W poniedziałek wszyscy zostali uniewinnieni w procesie dotyczącym nieprawidłowości podczas budowy dwóch policyjnych parkingów. - Prokurator, zarzucając oskarżonym fałszerstwa, poszedł po linii najmniejszego oporu. Nie wykazał, na czym dokładnie miało polegać zarzucane im przestępstwo. Dlatego sąd zmienia wyrok sądu pierwszej instancji i uniewinnia wszystkich oskarżonych – tak sędzia Piotr Michalski, z poznańskiego Sądu Okręgowego, w poniedziałek ustnie uzasadniał prawomocny wyrok.
Choć część urzędników najpierw przyznawała się do przestępstwa, choć sąd pierwszej instancji w lutym skazał sześciu z ośmiu oskarżonych, teraz w aferze parkingowej wszyscy zostali uniewinnieni.
WIĘCEJ: Afera parkingowa: w lutym sąd pierwszej instancji skazał sześciu urzędników
Afera parkingowa: dlaczego urzędnicy ukrywali koszty budowy policyjnych parkingów?
Tak zwana afera parkingowa w Poznaniu miała wydarzyć się w latach 2010-2013 roku, kiedy to po cichu, z publicznych pieniędzy, wyremontowano dwa policyjne parkingi przy komendzie miejskiej i wojewódzkiej. Ich koszty, około 700 tysięcy złotych, miały zostać ukryte w różnych miejskich inwestycjach drogowych.
Dlaczego doszło do ukrywania kosztów? Mówiono, że policja poprosiła miejskich urzędników o remont, bo nie miała na to pieniędzy. Inna wersja mówiła o tym, że policja miała pieniądze, ale gdzieś jej „wyparowały”. Podobno czasu na prace było mało, urzędnicy nie poprosili więc Rady Miasta o zgodę i sami wygospodarowali pieniądze zawyżając inne inwestycje prowadzone w Poznaniu.
WIĘCEJ: Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak przesłuchany ws. afery parkingowej
Prace przy parkingach rozpoczęły się, gdy komendantem wielkopolskiej policji był Krzysztof Jarosz. Jak nam opowiadał kilka lat temu, poprosił władze ZDM o pomoc, a potem nie wnikał, w jaki sposób powstają parkingi. Niejasnościami i brakiem dokumentów jako pierwsze zainteresowało się Biuro Spraw Wewnętrznych (tzw. policja w policji).
Potem sprawę przejęło CBA i przeprowadziło kontrolę w strukturach poznańskiego Urzędu Miasta. Jesienią 2014 roku ruszyło śledztwo, które z Poznania przeniesiono do prokuratury w Szczecinie
WIĘCEJ: Kulisy afery parkingowej: sprawę najpierw zamiatano pod policyjny dywan
Afera parkingowa: trzech ważnych urzędników w prokuraturze przyznało się do winy
W trakcie śledztwa prokuratury trzech poznańskich urzędników, czyli byli szefowie Zarządu Dróg Miejskich Jacek Sz. i Kazimierz S. oraz Florian K. z Zakładu Robót Drogowych, przyznali się do zarzutów. Opowiadali wtedy, że remonty dla policji rozliczono w innych poznańskich inwestycjach. Bronili się, że owszem, działo się to niezgodnie z procedurami, ale zachowali się tak dla dobra sprawy, by policja miała parkingi. Potem się wycofali twierdząc, że taką treść wyjaśnień sugerowało im CBA.
Ostatecznie prokuratura ze Szczecina oskarżyła ośmiu poznańskich urzędników. W lutym tego roku sześciu z nich zostało skazanych na kary więzienia w zawieszeniu przez Sąd Rejonowy Poznań Stare Miasto. Wyroki skazujące usłyszeli między innymi byli szefowie ZDM i ZRD. Sąd pierwszej instancji oparł się m.in. na wyjaśnieniach głównych oskarżonych.
– Oskarżeni w sposób nieprzekonujący próbowali wycofać się z wyjaśnień składanych w toku śledztwa, kiedy wyjaśnili w jaki sposób zostały rozliczone koszty remontów parkingów. Wyjaśnienia składane w sądzie były przygotowane na potrzeby procesu i miały wspierać linię obrony – uzasadniała w lutym sędzia Agnieszka Ciesielska.
Tymczasem w poniedziałek, wskutek wniesionych apelacji, w poznańskim Sądzie Okręgowym nastąpił zwrot w sprawie. Wszyscy skazani w lutym urzędnicy zostali teraz uniewinnieni. Sędzia Piotr Michalski wskazywał na błędy prokuratury, które nie zostały naprawione przez sąd pierwszej instancji. Między innymi w zakresie kwalifikacji prawnej zarzucanych przestępstw.
- Oskarżonym można by stawiać inne zarzuty niż te sformułowane przez prokuratora. Ale poszedł on po najmniejszej linii oporu, a potem stracił zainteresowanie sprawą. Oskarżeni powinni wiedzieć, o co dokładnie są oskarżeni i jak mają się bronić. Prokurator nie wykazał jednak, na czym dokładnie miało polegać fałszerstwo, jaki dokument był nieprawdziwy, przez kogo i na czyje polecenie miało do tego dojść. Część oskarżonych rzeczywiście początkowo się przyznała, ale potem odwołała tamte wyjaśnienia, do czego mieli pełne prawo – wskazywał sędzia Piotr Michalski z poznańskiego Sądu Okręgowego.
Zwrócił ponadto uwagę na specyfikę sprawy. Na to, że urzędnicy mieliby złamać prawo, by pomóc policji w budowie parkingów, zwiększyć jej komfort pracy i bezpieczeństwo.
- Orzekam ponad 20 lat, ale po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, gdy beneficjantem przestępstwa miał być Skarb Państwa. Martwić się trzeba tym, że chcąc wybudować policyjne parkingi, trzeba prowadzić różne dziwne rozmowy. Wcześniejsze warunki pracy policji były żenadą, mówiąc po poznańsku, to była poruta – wskazywał sędzia Piotr Michalski w ustnym uzasadnieniu wyroku.
Prokuratora, który kierował do sądu akt oskarżenia, nie było na poniedziałkowym ogłoszeniu wyroku. Pojawiło się za to kilku oskarżonych, którzy z uśmiechem i ulgą na twarzach opuszczali salę rozpraw.