„Pożar miasta Lublina". Obraz, który stał się ikoną
„Pożar miasta Lublina” z XVIII wieku to jeden z najbardziej znanych widoków naszego miasta. Dzieło z bazyliki przy Złotej będzie odnawiane. Opisujemy tymczasem tajemnice jego konserwacji z 1953 roku.
- Turyści przychodzący do nas z przewodnikami właśnie od oglądania „Pożaru miasta Lublina” zaczynają zwiedzanie bazyliki - przyznaje o. Grzegorz Kluz, przeor lubelskich dominikanów.
„Pożar miasta Lublina” jest reprodukowany na ulotkach dla turystów i w przewodnikach. Stał się wizualną ikoną dawnego Lublina. Na przykład panorama osiemnastowiecznego miasta, którą oglądamy w Lubelskiej Trasie Podziemnej, jest wzorowana właśnie na „Pożarze miasta Lublina”.
Obraz powstał około 1740 roku - nieznany nam z imienia i nazwiska malarz przedstawił na nim dzień pożaru z 1719 roku. Nie był to ani pierwszy, ani jedyny pożar Lublina w tej epoce. Dlaczego więc uznano, że zasługuje na tak szczególne upamiętnienie? Bo ogień miał zgasnąć po tym, jak wokół miasta przeszła procesja modlących się dominikanów, niosąc relikwie Drzewa Krzyża Świętego.
- Na tym obrazie malarz ze szczegółami ukazał osiemnastowieczną zabudowę miasta. Łącznie z dziś już nieistniejącą farą i murami miejskimi. Zupełnie inny jest np. wygląd Bramy Grodzkiej z drewnianym mostem prowadzącym w stronę wzgórza zamkowego - wyjaśnia Dariusz Kopciowski, wojewódzki konserwator zabytków w Lublinie.
„Pożar miasta Lublina” na co dzień wisi w bazylice oo. Dominikanów przy ul. Złotej. W ramach trwającego remontu świątyni, możliwemu dzięki środkom z UE, płótno zostanie poddane renowacji. Obraz we wtorek został zdjęty z krosien, zrolowany i wywieziony do pracowni konserwatorskiej w Rzeszowie. Już na tym etapie doczekaliśmy się niespodzianki: okazało się, że panorama Lublina przysłaniała epitafium upamiętniające Karolinę z Kaczorowskich Suligowską, która „utraciwszy przedwcześnie męża i pozostawszy samą z dziesięciorgiem dzieci” przez kolejnych 26 lat była wdową. Zmarła 2 października 1893 roku. Tablicę upamiętniającą „zacną matronę i dzielną obywatelkę” ufundowały pozostawione w żałobie dzieci. Czy po renowacji „Pożaru miasta Lublina” dziewiętnastowieczne epitafium zostanie znowu przysłonięte? O. Grzegorz Kluz, przeor lubelskich dominikanów, przyznaje, że decyzja o tym, gdzie obraz będzie ostatecznie wisiał, jeszcze nie zapadła.
Wydruk zastąpił oryginał
Wróćmy jednak do omawianego zabytku. Czas jego renowacji na pewno będzie liczony w miesiącach. W tym okresie w bazylice oo. Dominikanów wierni i turyści mają oglądać wydruk „Pożaru miasta Lublina”. Został już rozpięty na rusztowaniach, które w tym momencie zajmują dużą część nawy głównej oraz bocznych.
O pierwsze wrażenia zapytaliśmy wczoraj konserwatorów, którzy będą odnawiać lubelskie dzieło. - Obraz jest podklejony grubą warstwą płótna, to tzw. dublaż wykonany na wosku. Mówimy tu o historycznej metodzie konserwacji, wykorzystywanej 100, a nawet 150 lat temu - wyjaśnia Aneta Filip ze spółki Kompleksowa Konserwacja Zabytków w Rzeszowie.
Jeszcze jest za wcześnie, żeby odpowiedzieć na pytanie, czy konserwatorzy będą decydować się usunąć dodatkową warstwę płótna. Bo nie wiadomo, czy nie doprowadziłoby to do zniszczenia struktury samego obrazu.
- Widać, że obraz pokryty jest pociemniałym werniksem. Spodziewamy się, że po usunięciu werniksu kolorystyka będzie dużo bardziej intensywna niż obecnie - dodaje Aneta Filip.
Przemalowany obraz
Więcej o historii słynnego obrazu dowiadujemy się z dokumentacji, która znajduje się w archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie. Wczoraj rozmawialiśmy o niej z Dariuszem Kopciowskim, wojewódzkim konserwatorem zabytków.
Teczka pochodzi z lat 50. XX wieku, w środku są pożółkłe pisma dotyczące kolejnych etapów konserwacji „Pożaru miasta Lublina”, która odbyła się 65 lat temu. Założony plan był ambitny: odnowić obraz w ciągu zaledwie pół roku. W chwili rozpoczęcia prac był w nie najlepszym stanie - na czarno-białych zdjęciach widać liczne ubytki.
Prace nad płótnem miały się zacząć 22 kwietnia 1952 roku i trwać do 22 października tego samego roku, ale jeszcze 18 października obrazu nie przewieziono z Lublina do Państwowej Pracowni Konserwacji Zabytków Malarstwa w Warszawie.
Dodajmy, że sprawna konserwacja osiemnastowiecznego płótna była oczkiem w głowie Henryka Gawareckiego, ówczesnego wojewódzkiego konserwatora zabytków w Lublinie i wybitnego regionalisty, który przyznawał, że „obraz jako jedno z nielicznych źródeł ikonograficznych miasta” jest ciągle przez niego użytkowany.
Przyglądając się kolekcji konserwatorskich dokumentów sprzed 65 lat, można się zorientować, że zakres planowanych prac miał być dużo mniejszy. To Henryk Gawarecki uprosił Ministerstwo Kultury i Sztuki o dodatkowe pieniądze. Po to, aby „płótnu został przywrócony pierwotny, najbardziej autentyczny charakter”. Wojewódzki konserwator zabytków w piśmie z 19 grudnia 1952 roku zaproponował, żeby wydatki na renowację „Pożaru...” zostały przekazane „nawet kosztem sum przewidzianych na konserwację zabytków ruchomych w r. 1953 dla województwa lubelskiego”.
W kwietniu 1953 roku na odnowienie panoramy Lublina było już wydanych 40 tys. złotych, a renowacja jeszcze nie była zakończona, ale nie uprzedzajmy faktów. „Obraz »Pożar Lublina« po powierzchownym oczyszczeniu okazał się całkowicie przemalowany, a oryginalne malowidło silnie zniszczone i źle restaurowane. Spowodowało to konieczność przeważnie mechanicznego usunięcia przemalowań i kitów. Szybki sposób usuwania był zupełnie wykluczony z uwagi na szkodliwe działanie amoniaku na zdrowie pracowników. Wszystko to wpłynęło na konieczność przedłużenia czasu pracy” - czytamy w piśmie z 22 kwietnia 1953 roku.
Na szczęście udało się dostać kolejnych 40 tysięcy złotych - decyzja władz zapadła 13 maja 1953 roku.
W trakcie renowacji obraz został prześwietlony promieniami Rentgena. Jednym z elementów prac konserwatorskich było przywrócenie pierwotnej formy napisów widocznych na obrazie, po usunięciu wtórnych przemalowań. To właśnie w tym czasie płótno zostało też gruntownie oczyszczone i podklejone dodatkową warstwą materiału.
Wiele na temat samej konserwacji z pierwszej połowy lat 50. XX wieku dowiadujemy się z artykułu Marii Orthwein i Henryka
Gawareckiego pt. „Konserwacja obrazu Pożar Lublina", który w 1954 roku został opublikowany w czasopiśmie „Ochrona Zabytków". Czytamy tam m.in., że powojenną konserwację poprzedziły dwie inne próby reperacji obrazu, ostatnia z przełomu XIX i XX wieku. Nie do końca udane.
„W lewej części u dołu odkryto spod ciemnych przemalowań dolną kondygnację murów ze skarpami, okalających basztę zamkową oraz odkryto bramę wjazdową do zamku, zwieńczoną stożkowatym dachem. Wielki pożar przed zamkiem był całkowicie przemalowany. Odsłonięto inne w kolorycie i układzie płomienie ognia. U podstawy wzgórza zamkowego odkryto zamalowane dwie postacie klęczących biskupów i dwóch mężczyzn na drabinach w czasie gaszenia pożaru powstałego na dachu. Postacie te przemalowane były w ramach konturów oryginalnych" - czytamy w artykule z 1954 roku.
Przemalowania dotyczyły też m.in. Bramy Krakowskiej, części detali architektonicznych na różnych budynkach. Zniknął też jeden z ogrodów, namalowanych w osiemnastym stuleciu.
Komisyjny odbiór wykonanych prac konserwatorskich odbył się 18 stycznia 1954 roku. Jeszcze w czasie oględzin z 1969 roku specjaliści stwierdzili, że stan ogólny obrazu jest dobry.
Na koniec warto jeszcze powiedzieć o jednej ciekawostce: detale z „Pożaru miasta Lublina" były inspiracją przy rekonstrukcji attyk kamienic na Starym Mieście, wykonywanych w czasie prac remontowych poprzedzających ogólnopolskie obchody 10-lecia PKWN, jakie w 1954 roku zostały zorganizowane w Lublinie.