Musimy jakoś się pozbierać i zacząć od nowa - wyznaje Halina Oniszczuk z Żywkowa (gmina Zabłudów). Jej rodzina straciła w pożarze dorobek życia. Ogień strawił drewniany dom.
Straciliśmy wszystko, bo tego domu nie da się odbudować. Trzeba go rozebrać. Straty są duże - mówi przez łzy Halina Oniszczuk.
- Córkę mojej siostry i jej dzieci spotkała straszna tragedia - zamyśla się Walentyna Sołowiej, ciocia pani Haliny. Gdy dowiedziała się o pożarze, wsiadła w Białymstoku w autobus i jak tylko szybko się da, przyjechała tutaj.
Pani Walentyna patrzy przygnębiona na pogorzelisko. Ogień zniszczył duży drewniany dom, w którym mieszkała jej siostrzenica z rodziną. We wtorek, kiedy pojechaliśmy do Żywkowa, czuć było jeszcze zapach spalenizny.
Na płocie wisiały ubrania. Tuż obok leżały dziecięce zabawki, maskotka miś, gitara. Na krześle stała szuflada z bielizną. Gdzieniegdzie leżały spalone deski.
- Nasze ubrania są zakopcone, nie nadają się do noszenia. Spalił się domowy sprzęt, czyli lodówka, telewizor, mikrofalówka, mikser, meble. Nie mamy już nic - wzdycha Halina Oniszczuk.
Wciąż nie może uwierzyć, że jej rodzina straciła wszystko. Pożar wybuchł w poniedziałek późnym popołudniem. - Wróciłam z pracy w Białymstoku o godzinie 16. Zjadłam, ogarnęłam swoje papiery. I wyszłam na trochę do ogrodu - opowiada pani Halina.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień