- Powinno się nas przebadać na koszt miasta - mówią mieszkańcy osiedla. Bydgoskie władze miasta nie potrafią i chyba nie chcą zrobić nic, żeby pomóc mieszkańcom skażonego przez dawny „Zachem” Łęgnowa.
- Skażenie wykryte przez naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie dotyczy tylko wody ze studni przydomowych, samodzielnie wykonanych - mówi Piotr Dudziak, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego bydgoskiego Urzędu Miasta.
Przypomnijmy, że AGH przebadało prawie 60 próbek wody z Łęgnowa. To ujęcia wykopane przez mieszkańców, wykorzystują je np. do pojenia zwierząt albo podlewania upraw. Z badań wynika, że wody gruntowe spływające z terenów dawnych Zakładów Chemicznych „Zachem” zawierają rakotwórcze fenole i inne chemikalia. Ratusz rozdał łęgnowianom ulotki ostrzegawcze i... koniec.
- Powinno się nas przebadać na koszt miasta! - mówią niektórzy mieszkańcy osiedla.
Maria Wasiak, zastępca prezydenta Bydgoszczy, podkreśla, że tylko woda dostarczana niedawno zbudowanymi przyłączami przez Miejskie Wodociągi i Kanalizację nadaje się do spożycia.
- Zanieczyszczenie wód gruntowych jest skutkiem działalności „Zachemu”, zakładu, który nigdy nie był własnością miasta - podkreśla Maria Wasiak. - Przerzucanie kosztów na Bydgoszcz byłoby rażącą niesprawiedliwością dla mieszkańców zamieszkujących inne obszary - bo ograniczyłoby środki choćby na inwestycje.
Coraz szersze i bardziej przerażające kręgi zatacza afera z wodami gruntowymi, które - skażone przez wysypiska na terenie dawnych Zakładów Chemicznych „Zachem” - spływają w stronę Wisły, a dalej już Bałtyku. Po drodze jednak są osiedla Łęgnowo i Plątnowo, które od lat utrzymują się z uprawy warzyw. To także tam mieszczą się ogrody działkowe. Z uwagi na bardzo wysoki poziom wód, wielu mieszkańców i działkowiczów wykonało studnie we własnym zakresie - to takie rury wbite w ziemię, z których czerpie się wodę do różnych, gospodarskich celów.
Filtry nic nie dadzą
Mieszkańcy Łęgnowa i Plątnowa spotkali się z urzędnikami i naukowcami z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, którzy badali wodę z tej części Bydgoszczy. Wyniki są przerażające. Katastrofalny stan wody w przydomowych ujęciach stał się faktem. - Picie skażonej wody może stanowić zagrożenie dla życia ludzi - ostrzega Urząd Miasta Bydgoszczy.
W próbkach pobranych przez naukowców odkryto bardzo toksyczne dla ludzkiego organizmu substancje, m.in. fenole, anilinę, toluen i wiele innych szkodliwych środków.
Jak twierdzą naukowcy, a za nimi Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, Sanepid i Urząd Miasta Bydgoszczy, woda pochodząca z Łęgnowa i Plątnowa nie nadaje się do podlewania roślin. Nawet stosowanie domowych filtrów nic nie daje.
Co w ciemności jest...
To nie koniec katastrofy, bo poszukiwania ukrytej w glebie trucizny trwają.
Dr Ewa Kret z Akademii Górniczo-Hutniczej napisała na profilu na Facebooku: - W trakcie badań terenowych w ten weekend wykryliśmy kolejną strefę zanieczyszczenia wód podziemnych i powierzchniowych, jest to podmokły obszar przy torach kolejowych (pomiędzy ul. Plątnowską 11 i 11a a Plątnowską 13 i 15). Znajduje się na tym obszarze dawny piezometr Zachemu, gdzie woda ma wyraźny „chemiczny” zapach. W odległości około 100 m na północ przepływa spora rzeczka, gdzie woda też jest „zachemowowana”. Oznaką zanieczyszczeń organicznych są specyficzne „pianowe ufoludki” bielące się w ciemności.
- Niezdatność wody do celów spożywczych dotyczy wody ze studni przydomowych - podkreśla Maria Wasiak, zastępca prezydenta Bydgoszczy pytana, przez nas, co ratusz zamierza zrobić z ludźmi w dużej części czerpiącymi z domowych ujęć darmową wodę. Mają pić to, co dostarczają im Miejskie Wodociągi...
To niesprawiedliwe
Kłopot w tym, że za wodę z MWiK już trzeba płacić. Łęgnowianie od lat 60 byli przyzwyczajenie do darmowych dostaw - także organizowanych przez „Zachem”.
- Obecnie postępowanie w sprawie programu remediacyjnego prowadzi Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska - mówi Maria Wasiak. - Przerzucanie kosztów działań remediacyjnych na miasto byłoby rażącą niesprawiedliwością dla mieszkańców Bydgoszczy zamieszkujących inne obszary miasta - bo ograniczyłoby środki choćby na inwestycje...