Postaw stopę na naszym wulkanie [zdjęcia]
Zapraszam na wyprawę na jedną z najbardziej niezwykłych gór - na Ostrzycę. To także najwyższe wzniesienie wulkaniczne w kraju.
Ostrzyca zawdzięcza nazwę ostremu wierzchołkowi. Nazywana jest także szumnie Śląską Fujiyamą.
Porównanie do japońskiego giganta (3 776 m n.p.m) nie wypada najlepiej dla polskiego wzniesienia, które ma 501 m n.p.m. Ale i tak robi wrażenie, zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że „niegdyś grzmiała i odstraszała językami ognia”. Tak można przeczytać na tablicy ustawionej przez leśników przed wejściem na sam szczyt. Leśnicy piszą też, że „dziś szczyt stanowi przyjazną wyspę samotności pośród kotlin i dolin rzecznych” .
Rzeczywiście dominuje w krajobrazie Wysoczyzny Ostrzyckiej, stanowiącej fragment Pogórza Kaczawskiego i - biorąc pod uwagę większy teren - Pogórza Zachodniosudeckiego. To okolice Złotoryi położonej między Jelenią Górą a Legnicą.
Można sobie wyobrazić, że dawniej góra była o wiele większa - to, co widzimy, to zaledwie fragment komina wulkanu, który był wypełniony zastygłą magmą. Geolodzy nazywają taki komin czopem, nekiem. Czas zrobił swoje, niszcząc całą otulinę owego bazaltowego rdzenia. Mowa bowiem o miocenie, w którym Ostrzyca się narodziła, a to od 23 do 5,3 miliona lat temu.
U podnóża wygasłego wulkanu znajduje się wieś Proboszczów. Czasem więc Ostrzyca nazywana jest Proboszczowicką.
Do końca II wojny światowej cały Dolny Śląsk leżał w granicach Niemiec i szczyt nazywał się Spitzberg. W czasach reformacji w tych okolicach osiedliła się protestancka sekta schenckfeldystów. Według legendy, innowiercy mieszkali w Legnicy i okolicach, ale gdy było ich coraz więcej, diabeł zebrał ich do wielkiego wora i chciał porwać do piekła. Podczas lotu zawadził o ostry wierzchołek Spitzbergu, worek się rozdarł i ludzie rozsypali się po Proboszczowie, Sobocie i Twardocicach.
Niemcy już w roku 1926 objęli dawny wulkan ochroną prawną, zabraniając pozyskiwania minerałów, wycinania lasów. Pod koniec wojny wojska niemieckie wykopały na stokach kilka linii okopów, założyły stanowiska ogniowe. Dla lepszego ostrzału żołnierze wycięli znaczną część drzew. Nie zachowały się jednak żadne relacje niemieckie czy sowieckie (ta druga strona była atakującą) na temat walk o Spitzberg.
Lasy odrodziły się i dziś szczelnie okrywają bazaltową górę.
Widok na całe Pogórze Kaczawskie, a nawet na majaczące na południu Sudety, odsłania się dopiero po wejściu na sam szczyt. Wierzchołek stanowi rezerwat przyrody, ale - jak wspomniałem - można na niego wejść wytyczonym szlakiem. Wspinaczka jest dość łatwa, bo wiedzie w większości po ułożonych z kamieni stopniach. Tyle że jest stromo.
Aż dziw wędrowca bierze, że Ostrzyca nie cieszy się większą popularnością wśród turystów.
Pojedynczy nocują w kilku gospodarstwach agroturystycznych w Proboszczowie i wcale niekoniecznie po to, by o poranku wspiąć się na wulkan. Często jadą dalej - do Jeleniej Góry, Karpacza, Szklarskiej Poręby, w Sudety.
Niemniej na Ostrzycę prowadzi kilka tras, w tym szlaki Wygasłych Wulkanów i Zamków Piastowskich.
Opisany szczyt nie jest jedynym wygasłym wulkanem w Polsce, choć najwyższym, najbardziej okazałym i najbardziej charakterystycznym.
Na Wysoczyźnie Kaczawskiej jest jeszcze kilka mniejszych i nie tak okazałych wzniesień powulkanicznych, by wymienić Wilczą Górę, Czartowską Skałę, Bazaltową Górę, Górzec, Górę Wielisławkę (inaczej Organy Wielisławskie) i Małe Organy Myśliborskie.
Aktywne wulkanicznie były niegdyś także Pieniny, Beskidy, Gorce, Góry Świętokrzyskie. Najbardziej znanym wygasłym wulkanem poza Wysoczyzną Kaczawską jest Góra Świętej Anny na Opolszczyźnie.