Posłowie PiS i Platformy za 60 milionów
Ugrupowanie Pawła Kukiza honorowo nie wzięło naszych pieniędzy i żyje ze składek. Posłowie twierdzą, że wydają kasę na ekspertyzy, tymczasem najdroższe są wybory.
Demokracja parlamentarna kosztuje niemałe pieniądze nawet w skali kraju. Same tylko subwencje na działalność i dotacje na kampanie wyborcze dla poszczególnych partii idą w setki milionów złotych. Zgodnie z analizą, którą opublikowała „Gazeta Wyborcza”, PiS, PO, Nowoczesna i PSL otrzymają w ciągu czterech lat 180 mln złotych!
Nawet Zjednoczona Lewica, KORWiN i Razem, które nie dostały się do Sejmu, lecz przekroczyły 3-procentowy próg wyborczy, otrzymają w tym roku do podziału aż 14 mln złotych. Tylko ugrupowanie Kukiz’15 honorowo zrezygnowało z budżetowych pieniędzy. W ich programie wyborczym był bowiem postulat zniesienia finansowania partii przez podatników. Kukiz dotrzymał słowa.
- Już trzy miesiące działamy dzięki własnym składkom i świat się nie zawalił - tłumaczy z satysfakcją w głosie Paweł Szramka, kujawsko-pomorski poseł Kukiz’15.
- Pracujemy aktywnie w Sejmie i pokazujemy, że brak subwencji nie przeszkadza w działalności.
Choć w 2010 r. parlament obniżył subwencję o połowę, przeciętny obywatel może być zaskoczony ich wysokością. W tym roku na konto PiS wpłynie 18 mln zł, Platformy - 15,5, Nowoczesnej - 6,2 i PSL - 4,5 mln.
Na co idą te pieniądze? Politycy przekonują, że sporo wydają na ekspertyzy dla posłów, utrzymanie biur regionalnych i central partyjnych. Ale sama tylko ochrona prezesa PiS to blisko dwa miliony zł rocznie (w czasie kampanii wyborczej - ponad 300 tys.). Jednak najdroższą pozycją w wydatkach partii są... koszty wyborów. Górny próg wydatków na ten cel ograniczono do 30 mln zł na partię, toteż nic dziwnego, że zarówno PiS, jak i PO wydały grubo ponad 29 mln zł.
Nowoczesna uzbierała we własnym zakresie na wybory 10,5 mln zł, a Kukiz’15 z wpłat osób fizycznych 3,1 mln. Można? Można. Tym bardziej że oba nowe ugrupowania nie mają jeszcze opracowanego do końca systemu składek. - W sumie żyjemy tylko ze składek - twierdzi Joanna Scheuring-Wielgus - i z pieniędzy naszych sympatyków.
Gigantyczne składki miesięczne mają członkowie PiS zajmujący wysokie stanowiska.
- Podstawowa składka pracującego członka partii to 10 zł miesięcznie - wyjaśnia poseł Łukasz Zbonikowski. - Natomiast parlamentarzyści oddają partii 600 zł miesięcznie, odpowiednio mniej wójtowie, członkowie sejmików i radni.
W najmniej komfortowej sytuacji są ludowcy. W 2001 r. PSL, z powodu błędów formalnych, musiało zwrócić do budżetu 9 mln zł, powiększone o odsetki ponaddwukrotnie. - Spłacamy ten dług, dlatego składki posłów to prawie 500 zł miesięcznie - tłumaczy parlamentarzysta PSL Eugeniusz Kłopotek. Jednak w tym roku ludowcy otrzymają z budżetu 4,5 mln zł i część tej sumy zostanie przeznaczona na dług.
Na duże składki nie mogą narzekać członkowie PO. Nie ma w ogóle przymusu, by parlamentarzyści, radni miejscy czy powiatowi płacili. - Ale jest dobrze widziane - mówi Tomasz Lenz - by zasilać konto partii.
Duże pieniądze przeznacza się na spłaty kredytów zaciągniętych na koszty kampanii wyborczej. Ale milionowe subwencje dla dużych partii wystarczają. - Poza tym w każdym województwie są biura regionalne partii - mówi lider PO Tomasz Lenz. - Trzeba je utrzymać, opłacić pracowników itp.
Analizując wyborcze sprawozdania finansowe partii, można wyliczyć, ile dane ugrupowanie kosztowało wprowadzenie jednego posła do Sejmu. Najdrożsi są posłowie Nowoczesnej - w przeliczeniu na koszty wyborów jeden mandat kosztował 412 tys. zł. W PO - jedno miejsce to 171 tys. zł, natomiast koszt wprowadzenia posła PiS do Sejmu to 100 tys. zł.
Z różnych form reklamy wyborczej najdroższa była emisja telewizyjna spotów, a najtańsza - reklamy w internecie.