Porządna Rzymianka podczas seksu nie zdejmowała stanika
Miłość kobiety i mężczyzny jako romantyczne i czułe „porozumienie dusz” byłaby czymś niezrozumiałym i niespotykanym wśród ateńskich czy rzymskich par małżeńskich. Namiętność pozostawiano dla kochanek - mówi Adam Węgłowski, autor książki „Wieki bezwstydu. Seks i erotyka w starożytności”.
- Jeśli Rzymianin całował swoją żonę, to po to, by sprawdzić, czy aby nie piła alkoholu. Publiczne okazywanie uczuć było w starożytności czymś wstydliwym?
- Rzeczywiście takiego „alkomatu” używały ponoć w zaciszu domowym rzymskie rodziny. Typowy starożytny Rzymianin czy Ateńczyk, całując publicznie żonę, naraziłby się na śmieszność. Okazywanie jej namiętności, uczuć świadczyłoby o braku samokontroli, której tak oczekiwano od porządnych obywateli.
- Bardziej obyczajne niż z żoną były więc pocałunki z niewolnikiem?
- Pocałunek pocałunkowi nierówny. Tym niemniej publicznie tracić głowę z powodu urodziwego niewolnika też nie byłoby w dobrym guście. Z drugiej strony, jak podkreślają historycy, różnica w pozycjach społecznych panów i sług była tak kolosalna, że nikt i tak nie traktowałby takich całusów poważnie. Niewolnicy byli tylko mówiącymi narzędziami, jak to określił polityk, uczony i pisarz rzymski Marek Terencjusz Warron (II-I w. p.n.e.).
Czytaj więcej:
- Publiczne onanizowanie było w złym guście, ale już masowe orgie, sympozjony miały przyzwolenie, wręcz aprobatę społeczną. Ktoś je potępiał?
- Czy kobiety, które zdradzały były karane?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień