Porwanie Ziętary: Ludzie Elektromisu zapłacili za milczenie głównego świadka? Mamy faktury na pół miliona złotych
Były oficer UOP, główny świadek ws. porwania dziennikarza Jarosława Ziętary, w 2015 roku nie podtrzymał zeznań obciążających ochroniarzy Elektromisu. Po chwili, na konto firmy związanej ze świadkiem, ludzie Elektromisu przelali pół miliona złotych. - Kontekst przelewów był taki, że mam milczeć o roli Elektromisu ws. Ziętary - mówi nam świadek.
Dotarliśmy do kolejnych faktów w głośnej sprawie dotyczącej zniknięcia Jarosława Ziętary, dziennikarza „Gazety Poznańskiej”. Jego ciała do dzisiaj nie znaleziono. Zniknął 1 września 1992 roku w drodze do redakcji. Zdaniem prokuratury został porwany przez ochroniarzy z firmy Elektromis, bo chciał opisać przekręty tej firmy.
Tak się składa, że w sprawie zbrodni na Ziętarze ważni świadkowie, którzy pogrążyli dawną firmę Elektromis i jej ludzi, w pewnym momencie zaczęli wycofywać zeznania. Z kolei kierownictwo nieistniejącej już firmy stanowczo zaprzecza swoim związkom ze zniknięciem 24-letniego dziennikarza.
W połowie listopada ujawniliśmy, że głównym świadkiem prokuratury został były oficer UOP. Śledczym najpierw opowiadał, że w 1992 roku na tajne zlecenie szefów Elektromisu inwigilował Jarosława Ziętarę i widział moment porwania. Potem, podobnie jak niektórzy inni świadkowie, zeznań nie podtrzymał.
We wrześniu dotarliśmy do byłego oficera UOP wspólnie z „Superwizjerem TVN”. Opowiedział nam o szczegółach sprawy. Stwierdził, że widział, jak ochroniarze z Elektromisu, przebrani za policjantów, porwali dziennikarza spod jego mieszkania. Ziętara miał potem zostać zamordowany, rozpuszczony w kwasie, a szczątki ukryte.
Sprawa Ziętary: były oficer UOP zmienił zeznania
Były oficer UOP zaczął współpracować z krakowską prokuraturą w latach 2013-2014. Miał wtedy dwie własne sprawy karne za wyłudzenia. Obawiał się odsiadki i konieczności zwrotu wyłudzonego kredytu. Liczył, że prokuratura raz jeszcze przyjrzy się jego sprawom, w których czuł się niesłusznie oskarżany.
Krakowska prokuratura, wyjaśniająca losy Jarosława Ziętary, nadała byłemu oficerowi UOP status świadka incognito. Na podstawie jego zeznań, w listopadzie 2014 roku, prokuratura postawiła zarzuty „Rybie” i „Lali”. Ci dwaj ochroniarze dawnego Elektromisu trafili wtedy do aresztu pod zarzutem porwania młodego dziennikarza metodą „na policjanta”.
Wkrótce, bo w styczniu 2015 roku, były oficer UOP nie podtrzymał składanych wcześniej zeznań ws. zbrodni na Ziętarze. Stwierdził, że jednak nie jest pewien, co się wydarzyło w 1992 roku. On sam mówił nam potem, że zeznań nie podtrzymał, bo prokuratura nie pomogła mu w jego sprawach karnych. Dodał ponadto, że doszło do przecieku, bo w Poznaniu zaczęto plotkować, że to on pogrążył zatrzymanych ochroniarzy Elektromisu. Zaczęto grozić jego rodzinie. Również z obawy o jej bezpieczeństwo nie podtrzymał wcześniejszych zeznań. Gdy zmienił zeznania, krakowska prokuratura zwolniła z aresztu obu ochroniarzy.
Krakowska prokuratura podejrzewała, że zmiana zeznań w styczniu 2015 roku wynikała z faktu, że do świadka dotarło środowisko dawnego Elektromisu. Być może pieniędzmi skusiło go do zmiany stanowiska. Te przypuszczenia miał wzmacniać fakt, że świadek, tuż przed niepodtrzymaniem wcześniejszych zeznań, miał spotkać się z szefami dawnego Elektromisu w ich poznańskiej firmie Czerwona Torebka.
Pięć przelewów na pół miliona złotych
Co się wydarzyło w styczniu 2015 roku, gdy świadek przestał obciążać ludzi Elektromisu? Uzyskaliśmy dowody, że między ludźmi dawnego Elektromisu oraz głównym świadkiem doszło wówczas do relacji finansowych.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień