Porwanie Ziętary: Ludzie Elektromisu chcieli przekupić głównego świadka prokuratury? Były milicjant Krystian Cz. wszystkiemu zaprzecza
O porwanie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza Jarosława Ziętary oskarżeni są „Ryba” i „Lala”, dwaj byli ochroniarze dawnego Elektromisu. Pogrążył ich były oficer UOP, który zeznał, że w 1992 roku był naocznym świadkiem porwania przez nich młodego dziennikarza. Potem jednak wycofał te zeznania, a gdy to zrobił, od spółki związanej z Elektromisem dostał pół miliona złotych. On twierdzi, że za milczenie. Ludzie Elektromisu zaprzeczają. - Te przelewy były za ochronę dawnej siedziby Elektromisu przed podrzuceniem ludzkich szczątków – tak w czwartek przekonywał w sądzie Krystian Cz., były milicjant, a potem jedna z głównych postaci Elektromisu.
Jarosław Ziętara, 24-letni dziennikarz „Gazety Poznańskiej”, zniknął 1 września 1992 roku. Po wielu latach krakowska prokuratura doszła do wniosku, że został porwany i zamordowany. Bo chciał opisać poznańską „szarą strefę”, w tym przemyt i tym samym zagrażał interesom m.in. Aleksandra Gawronika i poznańskiego Elektromisu.
Zdaniem śledczych, to właśnie Gawronik latem 1992 roku podżegał do porwania i zabójstwa Ziętary, a porywaczami byli ochroniarze Elektromisu. Firmy należącej do biznesmena Mariusza Ś.
WIĘCEJ
Sprawa Jarosława Ziętary: były oficer UOP pogrąża ludzi Elektromisu [SZCZEGÓŁY]
W sądach toczą się dwa odrębne procesy: jeden dotyczy samego Gawronika, drugi dwóch ochroniarzy dawnego Elektromisu. I to właśnie ws. „Ryby” i „Lali”, w czwartek, w poznańskim Sądzie Okręgowym, odbyła się kolejna rozprawa.
Akt oskarżenia wobec nich został oparty głównie na zeznaniach Jerzego U., byłego pracownika SB, a potem oficera UOP, który w służbach specjalnych pracował aż do 1995 roku. Trzy lata wcześniej miał jednak przyjąć tajne zlecenie od firmy Elektromis na śledzenie Jarosława Ziętary. Były oficer wskazał śledczym, że był pod domem młodego dziennikarza również 1 września 1992 roku i widział moment porwania przez ochroniarzy Elektromisu. Z kolei nam opowiadał o swoich wieloletnich relacjach ze środowiskiem Elektromisu, o wspólnych imprezach, wspólnych wyjazdach do Tajlandii. Powiedział nam również, że był w bardzo bliskich relacjach z Krystianem Cz., byłym milicjantem, a potem jedną z głównych postaci Elektromisu. I to on miał mu zlecić inwigilację Ziętary.
WIĘCEJ
Ludzie Elektromisu przelali pół miliona złotych głównemu świadkowi prokuratury ws. Ziętary [FAKTURY]
Na początku 2015 roku były oficer UOP wycofał się ze współpracy ze śledczymi. Jak ujawniliśmy kilka miesięcy temu w „Głosie Wielkopolskim”, tuż po wycofaniu zeznań dostał od środowiska Elektromisu pięć przelewów na łączną kwotę pół miliona złotych.
- W domyśle chodziło o to, że nie mam pogrążać ludzi Elektromisu ws. zbrodni na Ziętarze
– powiedział nam Jerzy U., były oficer UOP.
Sprawa Ziętary: Krystian Cz. twierdzi, że „była groźba podrzucenia ludzkich szczątków do Elektromisu”
Co na to środowisko dawnego Elektromisu? W czwartek w poznańskim sądzie przesłuchano Krystiana Cz., z którym były oficer UOP miał być w bardzo bliskich relacjach. Krystian Cz. to były milicjant, który w 1990 roku został „kupcem" w Elektromisie. W czwartek w sądzie przedstawił zupełnie inną wersję przelewów, które trafiły do głównego świadka w sprawie Ziętary.
- Na przełomie 2014/2015 roku dostałem informację, że Jerzy U. chce się ze mną spotkać, że ma problemy z pracą, z rodziną. Nie wiedziałem, że jest świadkiem ws. Ziętary. Gdy się ze mną spotkał powiedział mi, że zna prokuratora Kosmatego z Krakowa oraz policjanta Bogdana (ci śledczy wyjaśniali sprawę zniknięcia Ziętary – dop. red.), że w rozmowach z nimi padły słowa, że dobrze byłoby, gdyby na terenie Elektromisu znalazły się kości, ludzkie szczątki. To już było po zatrzymaniach ws. Ziętary. Jerzy U. dodał, że dawna siedziby Elektromisu przy ul. Wołczyńskiej jest słabo chroniona. Na posiedzeniu spółki „Czerwona torebka”, która miała pod sobą ten teren, zapadła niebawem decyzja, by wzmocnić ochronę przy Wołczyńskiej. Firmie, która się tym zajmowała, oferowaliśmy 50 tys. złotych premii za złapanie osoby podrzucającej szczątki. Z kolei firmie Jerzego U. zleciliśmy zewnętrzną ochronę siedziby dawnego Elektromisu. Dostał za to pieniądze – zeznawał w sądzie Krystian Cz.
SPRAWDŹ
Jarosław Ziętara najpierw został pobity pod siedzibą Elektromisu?
Co ciekawe, w 2015 roku o tej sensacyjnej wersji dotyczącej chęci podrzucenia ludzkich szczątków, ludzie Elektromisu nikomu nie powiedzieli. Dopiero 3,5 roku później, w październiku 2018 roku, zawiadomili prokuraturę i przyznali, że dali pieniądze byłemu oficerowi UOP. Ale za ochronę firmy, jak twierdzili, a nie za milczenie świadka.
Krystian Cz. tłumaczy, że zawiadomił śledczych po długim czasie, bo w zeszłym roku ktoś podrzucił mu pewne nagranie do „skrzynki listowej”. Na nagraniu słychać podobno, że były oficer Jerzy U. opowiada, że za 3 mln złotych może zmienić swoje zeznania o roli Elektromisu ws. Ziętary. Główny świadek Jerzy U. stanowczo zaprzecza takiemu stawianiu sprawy.
Sprawa Ziętary: dlaczego „Czerwona torebka” zapłaciła właśnie głównemu świadkowi?
W swoich zeznaniach Krystian Cz. odniósł się do znajomości z Jerzym U., byłym oficerem UOP. Zaprzeczył, by zlecał mu kiedyś śledzenie Ziętary, by utrzymywali bliskie relacje towarzyskie, by pili alkohol, by go zapraszał na firmowe imprezy. Owszem, kiedyś byli razem w Tajlandii (są zdjęcia z tego wyjazdu), ale to był wyjazd handlowy, a Jerzy U. szukał wtedy zarobku i sam opłacił sobie wyjazd. Owszem, Jerzy U. odwiedzał przez lata Krystiana Cz., ale by sobie „pogadać” o problemach rodzinnych albo zapytać o pracę.
- Nie wiem, by on wykonywał jakieś zlecenia dla Elektromisu. Prosił mnie kiedyś o załatwienie mu ponownej ochrony marketu „Jumbo”, ale chyba nie został przywrócony. Ja mu kiedyś zleciłem ochronę, ale jak remontowałem swój prywatny dom. Ten człowiek każdemu zazdrości, jak ktoś ma wyższe wykształcenie albo że ktoś ma lepiej z jego środowiska. On konfabuluje, były też na niego skargi, że naciągnął kogoś na zakup fałszywych obligacji amerykańskich
– tak Krystian Cz. opisywał Jerzego U., byłego oficera UOP.
Mimo tylu zastrzeżeń do Jerzego U., to właśnie jemu „Czerwona torebka” w 2015 roku zleciła ochronę dawnej siedziby Elektromisu przed rzekomym podrzuceniem szczątków. Dlaczego właśnie jemu? Wersja Krystiana Cz. jest taka, że trzeba było szybko działać, nie było czasu na ogłoszenie przetargu i szukanie innej firmy.
„Byli ochroniarze Elektromisu to porządni ludzie, a Ziętara być może żyje”
Krystian Cz. w swoich czwartkowych zeznaniach zapewniał również, że nie ma żadnej wiedzy o losach Ziętary. A pierwszy raz dowiedział się o istnieniu takiej osoby dopiero w 2014 roku, gdy doszło do zatrzymań ochroniarzy z Elektromisu. Krystian Cz. przekonywał, że z mediów dowiedział się o aresztowaniu Aleksandra Gawronika i swoich znajomych z Elektromisu.
- Z Mariuszem Ś., właścicielem Elektromisu, rozmawialiśmy w 2014 roku, co się stało, że ich zatrzymano. Nie angażowałem się w załatwianie dla nich pomocy prawnej. Z Dariuszem L., jak opuścił się areszt, nie rozmawiałem. Spotkałem za to Mirosława R., on powiedział, że ktoś go pomawia. Nie dopytywałem, bo to nie była rozmowa na zasadzie, czy coś tam zrobiłeś
– wynikało z zeznań Krystiana Cz.
Był milicjant zaznaczył, że jego zdaniem dwaj byli ochroniarze nie mają związku z porwaniem Ziętary, bo to „porządni ludzie”. A dziennikarz być może żyje, bo przecież jego ciała nigdy nie odnaleziono.
WIĘCEJ
Sprawa porwania Jarosława Ziętary: przeszukanie u Krystiana Cz. z Elektromisu
W czwartek w sądzie miał zostać przesłuchany również właściciel dawnego Elektromisu Mariusz Ś. Ale nie przyszedł, przedstawił zwolnienie lekarskie, z którego wynika, że nie mógł pojawić się w sądzie w dniu rozprawy. Kolejnym świadkiem miał być Zdzisław W., w latach 90. bogaty poznański biznesmen. Potem zasłynął tym, że mając kłopoty z prawem, sfingował własną śmierć, by uniknąć odpowiedzialności karnej.
Kolejna rozprawa w procesie dwóch byłych ochroniarzy Elektromisu odbędzie się 3 października.