Jestem bardzo zła na Alana, ale to moje dziecko i obojętnie, co by zrobił, muszę przy nim stać. Wiem, że musi odpowiedzieć za to, co zrobił. Ale mam nadzieję, że to Paulina poniesie najwyższą karę – mówi pani Patrycja, matka 17-letniego Alana O., który brał udział w porwaniu 14-letniej Kasi z Poznania.
W piątek 22 lipca, na os. Przyjaźni w Poznaniu, dorosła matka i czwórka dzieci porwały 14-letnią dziewczynę. Pani syn brał udział w porwaniu Kasi. Prokuratura postawiła mu zarzuty – m.in. gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Czy podejrzewała pani, że Alan może być zdolny do takich rzeczy?
Nigdy. Ja nigdy w życiu nie sądziłam, że mój syn kiedykolwiek trafi do aresztu, a już na pewno nie za takie przestępstwo. Alan nigdy nie przejawiał agresywnych, brutalnych zachowań, również tych na tle seksualnym. Owszem, miał problemy z napadami złości, co wynikało z jego zaburzeń, jednak przejawiały się one w słowach, a nie czynach. Alan to dobry chłopak, pomocny, uczynny... Nigdy bym nie przypuszczała, że będzie uczestnikiem tak potwornych zdarzeń.
Mówi pani, że Alan to dobry chłopak. Dlaczego nie mieszkał z panią, tylko w domu dziecka? Stwarzał problemy wychowawcze?
Alan trafił do placówki przez moje kłopoty małżeńskie i chorobę alkoholową. Od 3 lat utrzymuję całkowitą abstynencję. Teraz starałam się, by syn wrócił do domu. Był urlopowany do mnie z domu dziecka na całe wakacje.
Wspomniała pani o zaburzeniach Alana. Czy syn był pod opieką specjalistów?
Kiedy u Alana zaczęły pojawiać się napady złości, na moją prośbę trafił do psychiatry. Dostał leki, mimo że nie postawiono mu diagnozy. Poprawy nie było. W czerwcu ubiegłego roku syn skarżył się, że czuje się gorzej. Próbowałam monitować placówkę, ale ostatecznie sama poszłam z nim do psychiatry. Odbyły się trzy wizyty, Alan dostał leki, w tym antydepresanty, bo miał również stany depresyjne. I faktycznie, przy regularności ich zażywania, widziałam poprawę.
Kiedy Alan poznał Paulinę K.?
Tak naprawdę wszystko zaczęło się rok temu, kiedy Alan poznał Filipa, syna Pauliny. Okazało się, że w tej „grupie” był również syn mojej przyjaciółki. W ferie zimowe Alan powiedział, że chce nocować u Filipa. W naszym domu panowały zasady, których syn musiał przestrzegać. Poprosiłam go o kontakt z Pauliną – chciałam wiedzieć, czy zgadza się, by mój syn nocował w jej domu. To był mój pierwszy kontakt z nią. Wtedy wydawała się być normalną matką. Nigdy się nie spotykałyśmy, dla mnie była po prostu matką kolegi syna. Wtedy jeszcze wszystko było w porządku...
Kiedy się to zmieniło?
W pierwszy weekend wakacji. Wtedy zaczęłam podejrzewać, że Alan może brać narkotyki, ale wówczas jeszcze nie miałam pewności. Kiedy Alan wrócił w niedzielę do domu, po tym jak razem z innymi był u Pauliny na działce, doszło między nami do dużej awantury. Zachowywał się inaczej, jak nie on. Podejrzewałam, że ma tzw. „zjazd” po narkotykach. Następnego dnia rozmawiałam z przyjaciółką, której syn też był w weekend u Pauliny. Ona również zrobiła swojemu synowi awanturę, który przyznał się, że też tam brał narkotyki. Tego dnia zepsuł mi się telefon – na nieszczęście Alana i Pauliny. W starym telefonie miałam dostęp do wszystkich mediów społecznościowych syna. Wówczas odkryłam wiadomości Alana z Pauliną i Filipem, zobaczyłam też zdjęcia. Wtedy byłam już pewna, że Paulina daje dzieciom narkotyki.
Zgłosiła to pani?
Nie chciałam iść na komisariat z 2-letnim synem, moim najmłodszym dzieckiem, i czekać aż mnie przyjmą, więc zadzwoniłam do dzielnicowego, ale okazało się, że jest na zwolnieniu lekarskim i zastępuje go inny policjant. Powiedział, że oddzwoni następnego dnia, zapytał tylko o co chodzi. Powiedziałam, że sprawa dotyczy mojego 17-letniego syna, z którym mam problemy, a o którego bardzo się martwię, a sprawa jest bardzo poważna i pilna. Chciałam opowiedzieć mu o narkotykach i pokazać zdjęcia, które znalazłam w telefonie syna. Niestety, policjant nie oddzwonił. Gdyby na miejscu był dzielnicowy Kusiewicz, z którym miałam kontakt już wcześniej, to wiem, że z tą sytuacją na pewno by mnie samej nie zostawił.
Pytaliśmy policję o pani zgłoszenie. Twierdzą, że takiego nie było...
W poniedziałek zadzwoniłam do tego policjanta, który zastępuje dzielnicowego. Powiedział, że nie pamięta, żebym wcześniej dzwoniła. Tłumaczył, że dużo ludzi dzwoni... System mnie olał. Tak samo jak placówka, w której przebywał mój syn. Dzieci mogą urlopować się z placówki, np. na 3 godziny w weekendy w roku szkolnym, jednak nikt ich nie sprawdza – gdzie wychodzą, z kim i po co. Wiem, że jednego razu syn był u Filipa, a do domu dziecka odwiozła go później Paulina. Skąd to wiem? W telefonie Alana znalazłam zdjęcie, które zrobili sobie koło placówki.
Co było dalej?
Trzy tygodnie przed całym zdarzeniem zakazałam Alanowi nocowania u Filipa. Wychodził w ciągu dnia na kilka godzin, ale zawsze wracał do domu o umówionej godzinie, czyli o 22. Nie było żadnych problemów – nie przejawiał agresji, nie miał napadów złości. Jestem wręcz pewna, że te zaburzenia psychiczne, które miał i jednoczesny brak zainteresowania ze strony placówki spowodowały, że Paulina miała na niego aż tak duży wpływ. Cztery dni przed tragedią napisałam jej wiadomość, by całkowicie zerwała kontakt z moim synem, zwłaszcza, że jest między nimi zbyt duża różnica wieku. Nie wdawałam się w szczegóły, że wiem o pewnych rzeczach, o narkotykach, bo zamierzałam to zgłosić policji.
Co łączyło Alana i Paulinę? Pojawiły się głosy, że mieli romans...
Podejrzewam, że mogło być między nimi coś więcej, jednak co do romansu nie jestem pewna. Alan mógł być Pauliną zafascynowany. Kłóciliśmy się o nią, nie podobało mi się, że ona, dorosła kobieta, zadaje się z moim dzieckiem, ale i innymi nastolatkami, którymi się wręcz otaczała.
Pani zdaniem dzieci były pod wpływem Pauliny?
Tak. Z wiadomości, które syn wymieniał z Pauliną, wynika, że Alan był pod dużym wpływem Pauliny, a także wykonywał jej polecenia, robił to, co ona mu kazała. Paulina kreowała się na nastolatkę, choć sama jest matką trójki dzieci... Stawała po ich stronie i podważała choćby moje metody wychowawcze, że mam jakieś zasady, których Alan ma przestrzegać. Pamiętam, jak kiedyś zdenerwowałam się, bo powiedziała, że nie muszę się martwić, bo ona traktuje mojego syna jak swojego. Powiedziałam jej, że to jest moje dziecko, a ona ma swoje. Pamiętam, że wtedy zastanawiałam się, co miała na myśli. Dzisiaj już wiem... „Traktuje twoje jak swoje, więc twojemu też dam narkotyki”. Nie wierzę w to, że swoim dzieciom ich nie dawała. Skoro swojej 13-letniej córce pozwalała palić e-papierosa... Dla mnie to wszystko jest nie do pomyślenia.
Czyli można powiedzieć, że Paulina była swego rodzajem „wzorem” dla dzieciaków?
Ona otaczała się wyłącznie dzieciakami. Z ośmioma czy dziewięcioma potrafiła pojechać na działkę, nad jezioro. A święta nie była. Jedna z koleżanek mojego syna powiedziała, że kiedy jednego razu byli nad jeziorem, to najpierw wypiła na słońcu dwa piwa, a później prowadziła samochód. Jeżeli te dzieci widziały matkę, która zabiera je na działkę, a potem daje im narkotyki i alkohol, to w ich oczach taka mama jest super. A ich mama jest od niej gorsza, bo daje im zakazy. Alan był bardziej podatny, bo ze strony domu dziecka też nie było wobec niego rygoru. Wychowawcy jakby bagatelizowali problemy, musiałam sama wszystko załatwiać, z ich strony nie było pomocy i zaangażowania. Jest mi bardzo przykro, bo wiecznie było „ciocia Paulina, ciocia Paulina...”. Nie było nic innego, jakby ta kobieta była dla tych dzieciaków jakimś bogiem. A one miały klapki na oczach. Przecież już sam sposób, w jaki Paulina budowała wizerunek innych mam był niepokojący. Pamiętam, jak kiedyś zwróciłam Alanowi uwagę, że znów zabrał mi ładowarkę. Paulina napisała mu na to, żeby nie przejmował się „tą matką, może ma zespół napięcia przedmiesiączkowego”. To jest absolutnie nie na miejscu. Przecież ona sama jest matką i jeszcze nie tak dawno sama bardzo restrykcyjnie traktowała swoje dzieci. Mam takie poczucie, że kiedy Paulina zaczęła brać narkotyki, to one namieszały jej w głowie...
22 lipca, dzień porwania. Czy zauważyła pani jakieś niepokojące sygnały zwiastujące tę tragedię?
Nie – zarówno tego dnia, jak i wcześniej. Alan miał jechać z Pauliną i innymi nad jezioro. Jeszcze o 14 z nim rozmawiałam, umówiliśmy się, że później przyjedzie do domu, bo miałam do niego prośbę. Zadzwoniłam do niego o 16, 17, ale nie odebrał. Paulina też nie odbierała. Wtedy zaczął boleć mnie brzuch, jakbym przeczuwała, że stało się coś złego. Zadzwonił do mnie syn Pauliny i zapytał, czy wiem, co dzieje się z chłopakami, bo żaden z nich nie odbiera. Powiedziałam mu, że też mam problem, żeby się skontaktować. Zapytałam, czy mama jest w domu – odpowiedział, że nie, że nie ma też jego sióstr i samochodu. Czekałam do wieczora, położyłam młodszego syna spać. Wciąż nie mogłam dodzwonić się do Alana, a o 22 włączała się poczta. Zadzwoniłam pod 112 zgłosić zaginięcie syna. Po chwili oddzwonili do mnie policjanci z Jeżyc, żebym wzięła jego zdjęcie i przyszła na komisariat. Kiedy zbierałam się do wyjścia, otrzymałam telefon od policjantów, że syn został zatrzymany.
Co pani wtedy pomyślała?
Myślałam, że zatrzymali go, bo może pił alkohol albo palił papierosy. Kiedy już o wszystkim się dowiedziałam, to w pierwszej chwili w ogóle to do mnie nie dotarło. Na komisariacie wpadłam w panikę, zaczęłam płakać... Od jednego z policjantów usłyszałam, że urodziłam zwyrodnialca... Nawet nie wiem, jak dotarłam do domu. Następnego dnia zobaczyłam zdjęcia syna w gazetach, w telewizji. Do dzisiaj nie mogę czytać tych wszystkich artykułów. Chciałabym, żeby to był tylko sen. Każdego ranka, kiedy się budzę, liczę na to, że syn śpi w pokoju obok, że to się nie wydarzyło...
Widziała pani nagranie ze zdarzenia?
Nie, nie widziałam. Od razu zostało zabezpieczone przez policję, ale mogę pani powiedzieć, że gwałtu – w rozumieniu stosunku płciowego – nie było. Tego jestem pewna, bo docierają do mnie informacje z różnych źródeł.
Obwinia pani system, a syna? Powinien ponieść karę?
Jestem bardzo zła na Alana, ale to moje dziecko i obojętnie, co by zrobił, muszę przy nim stać. Wiem, że musi odpowiedzieć za to, co zrobił. Ale mam nadzieję, że to Paulina poniesie najwyższą karę, bo Alan, choć będzie odpowiadał jak dorosły, tak naprawdę jest jeszcze dzieckiem. Ta kobieta zniszczyła życie wielu... Kasi, swoim dzieciom, dzieciom, które brały udział w porwaniu, ale także ich matkom.
Ma pani żal do siebie za to, co się stało?
Oczywiście, że tak. Cały czas zastanawiam się, czy coś mogłam zrobić inaczej. Z jednej strony mam takie przemyślenia, że jeśli przerwałabym Alanowi urlopowanie na wakacje i przebywałby w placówce, to by do tego nie doszło. Z drugiej strony, Alan mógł sam urlopować się z placówki i wychodzić bez mówienia wychowawcom, gdzie idzie i z kim. Tak zresztą było, o czym już wspominałam – że widywał się z Filipem, a był odwożony przez Paulinę.
A do syna ma pani żal?
Nie tak go wychowałam. Gdyby mnie posłuchał, to jestem pewna, że do takiej sytuacji by nie doszło. Ale był zapatrzony w Paulinę. W samochodzie podczas porwania była też najmłodsza córka Pauliny. Alan ma siostrę w tym wieku. Chciałabym usłyszeć od niego, co nim kierowało, że nie miał nawet hamulców przy tej dziewczynce... Tego dnia Alana miało w ogóle nie być w Polsce. Chciałam go wysłać do siostry do Holandii na dwa tygodnie, żeby wyrwał się z tego środowiska. Gdyby dostała pieniądze z MOPR-u na czas, to by pojechał. Miało go nie być, miało go po prostu nie być i nic by się nie wydarzyło... Alan miał marzenia, chciał uczyć się na mechanika, zbudować samochód. Marzył, by otworzyć swój warsztat...
---------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień