Porozumienie w świetlicy Stoczni Szczecińskiej. Mijają 42 lata od tego wydarzenia. Jak powinniśmy je pamiętać?
42 lata temu, po trwającym 12 dni strajku w świetlicy Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego protestujący podpisali porozumienie z władzami. Ze strony robotników zrobił to szef Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Marian Jurczyk, rząd reprezentował wicepremier Kazimierz Barcikowski. Jak powinniśmy pamiętać tamte dni? Co było w nich naprawdę ważnego i kto je tworzył. O tym wszystkim rozmawiamy z historykiem badającym tamten okres doktorem Arturem Kubajem
W jednej z ostatnich publikacji stawia pan taką tezę „Szczecin jako kolebka Solidarności ma szczególne powody do fetowania. Sierpnia 80 do dumy z osób zaangażowanych w fenomen ruchu Solidarności". Dla mnie to bardzo śmiała teza, bo podejrzewam, że jakbyśmy wyszli na ulicę i zapytali o nazwiska związane z Solidarnością, to jeżeli ktokolwiek potrafiłby wymienić, to wymieniłbym tylko jedno.
Z perspektywy historyka, który opisuje te wydarzenia, oczywiste jest, że w 1980 roku Szczecin był niezależnym od Gdańska miejscem strajkowym. Można powiedzieć, równoprawnym centrum strajkowym Gdańsk ma pierwszeństwo, ponieważ zaczął kilka dni wcześniej, ale Szczecin stanął, solidaryzując się z Gdańskiem, ale też odwołując się też do tradycji protestu przeciwko komunistom. Do tradycji przede wszystkim roku 1970 do Rewolty Szczecińskiej i do Republiki Szczecińskiej, bo de facto ówczesny komitet strajkowy przejął kontrolę nad miastem na kilka dni. To wydaje się oczywiste, ale z drugiej strony ma pan rację, bo to prawda, że z perspektywy przeciętnego Kowalskiego Solidarność kojarzy się z Gdańskiem, kojarzy się z Wałęsą czy z działaczami gdańskimi.
A Szczecin?
Owszem, wymieniane są postaci, ale to najczęściej dotyczy Mariana Jurczyka, często Stanisława Wądołowskiego czy później Andrzeja Milczanowskiego. I na tym katalog osób się zazwyczaj kończy.
Zanim zapytam o konkretne nazwisko. Często mówimy sierpień 1980 na Wybrzeżu, pan wskazuje na niezależność tego protestu.
Tak, był to niezależnie zorganizowany protest. Dzięki temu, że robotnicy z różnych stron kraju kontaktowali się ze sobą w całej Polsce, echem odbiły się wydarzenia na Lubelszczyźnie, czyli cały lipiec od Świdnika począwszy poprzez kolejne zakłady Lubelszczyzny, Ursus i Dolny Śląsk. Atmosfera wynikała z podwyżki cen artykułów żywnościowych. W lipcu władzom jeszcze udało się rozładowywać te napięcia obietnicami podwyżek tak, że nie przybrało to takiej masowej zorganizowanej formy wykraczającej poza pojedyncze zakłady pracy. Natomiast w Gdańsku i w Szczecinie była ta tradycja protestu. Tu były kluczowe zakłady pracy, które jak strajkowały, to był to wyraźny sygnał dla pozostałych i te najczęściej się przyłączały. W Szczecinie oczywiście była to Stocznia Warskiego. Kilka dni wcześniej w Szczecinie zastrajkowała baza sprzętowa Transbud, a tam w gronie strajkujących był mój wuj Jerzy, który później zresztą po strajkach był przewodniczącym Solidarności w Transbudzie. Ale tam udało się jeszcze tą metodą lubelską, obietnicami podwyżek zatrzymać protest. Może go nie zakończyć, ale zatrzymać. Transbud zresztą przyłączył się później do strajku.
[polecany]23202769[/polecany]
Powróćmy do nazwisk. Jedno z nich to Aleksander Krystosiak. Postać mało znana, ale arcyciekawa.
Aleksander Krystosiak to znakomita postać szczecińskiej opozycji. To jest postać, która łączy nas bezpośrednio z II Rzeczpospolitą. Jak się spojrzy na jego postawy życiowe, to zawsze w tym momencie, kiedy trzeba było się określić, zdecydowanie stawał po stronie wolności. Już jako młody chłopak na Mazowszu, kiedy działał podczas okupacji w AK czy później po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną. Zszedł do podziemia, brał udział w potyczkach z Armią Czerwoną, z KBW…
Dziś określilibyśmy go mianem żołnierza niezłomnego.
Tak. Można go tak nazwać. Później próbował się ukryć tu na ziemiach zachodnich. Początkowo w Jeleniej Górze, ostatecznie w Szczecinie. Wydawało się, że ukrył się przed władzami. Wielu młodych ludzi tak myślało. Ale często to było niemożliwe. Doięgnęły go ręce komunistycznych oprawców. Prokurator w procesie domagał się nawet kary śmierci. Ostatecznie skończyło się na kilku latach. To oczywiście bardzo mocno wpłynęło na jego życie osobiste, ale spowodowało to jak to określę - przycięcia pazurów. Związał swoje życie zawodowe ze stocznią remontową Parnica i konsekwentnie do samego końca zawsze stawał na czele protestów. Bo to był człowiek. Protestów. Czy to był rok 1956, czy później 1970, 1976 i 1980. To on w Parnicy zapoczątkował Wielki Strajk. To on popłynął do Warskiego. Zaowocowało to tym, że został wiceprzewodniczącym szczecińskiej Solidarności. Był niekwestionowanym autorytetem moralnym. Później, po okresie internowania i po opuszczeniu więzienia działał w podziemiu. Aż do 1988 roku.
Co pana zdaniem powoduje, że tracimy gdzieś pamięć o takich osobach jak Aleksander Krystosiak?
To nie dotyczy tylko jego. To jest coś w naszej szczecińskiej mentalności, albo jakaś nieumiejętność, że nie potrafimy się z takimi postaciami przebić do tego imaginarium polskiego. Pozostaje w nim bardzo nieliczna część szczecinian, ale nie dlatego, że tych bohaterów nie ma. Tylko nie ma atmosfery w mieście i w regionie, która by potrafiła ich docenić. Często można zaobserwować taki mechanizm, że osoba, którą dostrzeże ktoś w Polsce, nagle zostaje zauważona w Szczecinie. Raz jeszcze to nie tylko Krystosiak.
Przypomnę jeszcze postać Marii Chmielewskiej, można by ją nazwać taką Anną Walentynowicz. Maria Solidarność?
Tak, Maria Solidarność. Ale powiedzmy sobie, nie mówimy o Walentynowicz jako Chmielewskiej w Gdańsku tylko odwrotnie. Utarło, że Gdańsk, Trójmiasto, Warszawa mają pierwszeństwo przed tymi, którzy samoistnie organizowali ten strajk w Szczecinie, stworzyli swój MKS, nawiązali łączność z MKS w Gdańsku. W końcu doprowadzili do podpisania porozumień i później przez kilkanaście miesięcy do wprowadzenia stanu wojennego bardzo twardo bili się z komunistami o prawa robotnicze, o prawa Polaków. A szczecinian było mnóstwo we władzach związku, czy poszczególnych branżowych komisjach. Tylko niewiele o nich słychać. I to nie tylko w Polsce, ale często też i w Szczecinie są pomijani. Dla Krystosiaka nie znalazło się miejsce w połączonej w jeden tom Encyklopedii Szczecina. Jego nazwisko znalazło się dopiero w suplemencie. Oczywiście zdarzają się jakieś uchybienia, jakieś pomyłki, ktoś czegoś mógł nie dopilnować. Natomiast ja podaję to jako przykład pewnego albo niechlujstwa, albo pewnej mentalności w mieście, bo to nie dotyczyło tylko Krystosiaka, a taki sam sposób został potraktowany Marek Adamkiewicz (opozycjonista, twórca Niezależnego Zrzeszenia Studentów w Szczecinie – red.) dla niego też miejsce się nie znalazło w tej encyklopedii, dopiero w suplemencie.
Dużo pracy informacyjnej przed wami historykami.
Myślę, że wielu osobom i to niekoniecznie takim przeciętnym zjadaczom chleba, a nawet zajmującym określoną pozycję w społeczeństwie sprawilibyśmy kłopot gdybyśmy poprosili o wymienienie bohaterów sierpnia 80. Mimo dużej pracy włożonej między innymi przez Instytut Pamięci Narodowej i przez inne środowiska to wciąż jest mało. Europejskie Centrum Solidarności znajduje się w Gdańsku. W Szczecinie w świetlicy stoczniowej gdzie podpisano porozumienia, w zasadzie nie ma nic, jest niedostępna, ukryta przed społeczeństwem. A od tamtego sierpnia mijają w tym roku 42 lata. Myślę, że jeszcze kilka i nie za bardzo będzie z kim robić wystawy, centrum dyskusyjne, cokolwiek, żeby zachować w pamięci niepowtarzalną historię, tego miasta. Bo jedynie Szczecin, Gdańsk czy Poznań mogą się równać tutaj pod względem masowości organizacji i doniosłości protestów przeciwko komunistom.