Ponad 400 osób mogło zostać okradzionych. Z kasy zniknęły pieniądze
Nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych mogło zostać wyprowadzonych z kasy pracowniczej pracowników oświaty. Prokuratura w Lipnie bada sprawę.
Na początku grudnia do lipnowskiej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnieniu przestępstwa. Z pracowniczej kasy zapomogowo-pożyczkowej pracowników oświaty powiatu lipnowskiego wypłynęły pieniądze. - O sytuacji powiadomił nas jeden z dyrektorów lipnowskich podstawówek - powiedziała prokuratora Alicja Cichosz, szef Prokuratury Rejonowej w Lipnie. - Zabezpieczyliśmy dokumenty, będziemy przesłuchiwać świadków. Na tej podstawie podejmiemy decyzję, czy do sprawy zostanie zaangażowany biegły.
Śledczy nie chcą zdradzić, ile pieniędzy zniknęło z kasy. Tego nie wiedzą nawet sami jej członkowie.
- Dopiero po analizie dokumentów będziemy mogli stwierdzić o jakiej kwocie jest mowa - dodała prokurator Cichosz.
Członkowie kasy zaznaczają, że proceder wyprowadzania pieniędzy mógł trwać dłuższy okres. - Mogło zniknąć nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych - mówią. Ze względu na prowadzone śledztwo chcą pozostać anonimowi.
Pracownicza kasa zapomogowo-pożyczkowa pracowników oświaty istnieje od około 40 lat. To osobny twór, który działał na podstawie własnego regulaminu i statutu. Co cztery lata powinien być wybierany zarząd. Niestety, tak nie było. Obecnie prezesem jest Wanda Jasińska.
W siedzibie kasy, która mieści się przy lipnowskim oddziale ZNP, nikt nam nie chciał nic powiedzieć. - Sprawa trafiła do prokuratury - usłyszeliśmy w drzwiach.
Do kasy swoje oszczędności składało ponad 400 członków. Każdy, co miesiąc, wpłacał 10 złotych, wcześniej była to stawka 5 zł, innym razem 2,5 złotych. Każdy kto robił miesięczny wkład mógł zaciągnąć bezprocentową pożyczkę. - Tylko po to byłem w kasie - mówi jeden z członków. Potwierdzają to inne członkinie.
Mogli przynależeć do niej nauczyciele, emeryci i pracownicy oświaty z całego powiatu lipnowskiego.
- Ile zginęło pieniędzy to chyba nie do ustalenia - mówią członkowie. - Były wypełniane weksle in blanco.
Sprawa wyszła na jaw po śmierci księgowej, która zajmowała się kasą. To ją podejrzewają członkowie kasy. Prokuratura na ten temat milczy. - Przez dłuższy czas była tam komisja wzajemnej adoracji. Gdy ktoś chciał sprawdzić dokumenty, zarząd twierdził, że księgowa jest uczciwa i nie ma potrzeby - mówią członkowie. - My też tak myśleliśmy.
Kobieta pracowała wcześniej jako sekretarka w jednej z lipnowskich szkół podstawowych. Czy wyprowadziła pieniądze? Ustali to prokuratorskie śledztwo. - Zarząd kasy to osoby po 80. Stare, które nie zdają sobie sprawy z wielu zagrożeń. Ktoś to sprytnie wykorzystał - mówi jedna z nauczycielek. Członkowie kasy są poirytowani, chcieliby wypłacić swój wkład, niestety, nie mogą.
Do sprawy wrócimy.