Ponad 40 lat pracy w Fotonie w Bydgoszczy - wspomnienia
Bohdan Putkiewicz - jak mało kto - potrafi opowiadać o bydgoskim Fotonie. Przepracował tam ponad 40 lat, zajmował różne stanowiska. Zaczął w 1953 r.
O powieści, jak niegdyś wyglądała produkcja materiałów fotograficznych, nazwiska kolegów i przełożonych, historia zakładów - wspomnień Bohdana Putkiewicza z pracy w bydgoskim Fotonie można słuchać i słuchać...
Wie też bardzo dużo o przedwojennych dziejach „Alfy”, jak wtedy nazywały się zakłady, opowiada wiele dygresji, które znakomicie uzupełniają wiedzę o rozwoju produkcji materiałów fotograficznych. Jest to interesujące tym bardziej, że Fotonu już dawno nie ma. Także świat analogowej fotografii odszedł, interesują się nim nieliczni.
To oczywiście nie jest historia Fotonu, ale wspomnienie człowieka, który pracował tam ponad cztery dekady. Zakład poznał „od podszewki”. To było pierwsze i ostatnie, czyli jedyne miejsce pracy.
Wybrał Bydgoszcz
Bohdan Putkiewicz, urodzony w 1930 r. na wschodnich kresach RP, do Bydgoszczy przyjechał ze Świebodzina, dokąd razem z matką trafił w 1945 roku. Jego wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w miasteczku Snów, niedaleko Nieświeża, opisywaliśmy w „Albumie” w październiku.
W Bydgoszczy znalazł się przypadkiem. W 1953 r., podczas studiów, został skierowany na praktykę zawodową właśnie do Fotonu. Pan Bohdan pamięta, że wtedy był jeszcze podział na Zakłady Fotochemiczne nr 1 w Warszawie i nr 2 w Bydgoszczy.
Dlaczego przyjechał na praktykę?
Po wojnie Bohdan Putkiewicz studiował na wydziale chemii Politechniki Wrocławskiej, w katedrze fototechniki. Fotografią zaraził się jeszcze jako kilkunastolatek, od swego ojca. Gdy skończył III klasę szkoły podstawowej dostał małego kodaka, skrzynkowy, ebonitowy aparacik dla dzieci. - Pamiątka, którą mam do dziś - opowiada.
Już wtedy razem z ojcem kuchnię zamieniali w ciemnię, wywoływali zdjęcia. - Zafascynowało mnie to. Wybrałem więc na studiach fototechnikę.
Po praktyce w bydgoskim Fotonie (wrzesień - październik 1953 r.) przez następne dwa miesiące poznawał zakłady fotochemiczne w Warszawie. Gdy skończył studia miał do wyboru: zakłady bydgoskie, warszawskie lub łódzką wytwórnię filmową. - Poznałem bydgoskie środowisko z ówczesnym naczelnym inżynierem Aleksandrem Falkowskim, sympatycznym wilnianinem - wspomina. - Podczas praktyk widziałem szanowanych ludzi i szanowaną pracę. Bardzo miłe środowisko, choć ze względu na język i zwyczaje zupełnie dla mnie obce! Nie do porównania z Wilnem czy Kresami.
Młody Bohdan wybrał miasto nad Brdą. Dosłownie trafił nad Brdę, bo zakłady fotochemiczne mieściły się głównie przy ul. Garbary, tam gdzie przed wojną Marian Dziatkiewicz urządził Alfę - pierwszą polską fabrykę płyt i papierów fotograficznych. Dziatkiewicz pod koniec lat. 30 zaczął rozbudowywać firmę w innej części miasta - przy ul. Pięknej na Szwederowie. To był potem kierunek rozwoju Fotonu, bo „na Garbarach”, jak mówiono, zrobiło się za ciasno.
Bohdan Putkiewicz nigdy później nie szukał innej pracy, ta w Fotonie zadowalała go całkowicie.
Przedwojenna kadra
Zaraz po studiach zaczynał jako kierownik działu chemikaliów, ale długo nim nie był. - Tam trzeba było umieć gonić ludzi do wykonania planu - podsumowuje krótko.
Przeszedł więc do działu kontroli jakości. - Dobrze mi się współpracowało z ludźmi, najwięcej się wtedy nauczyłem, bo dzieli się ze mną tajnikami wiedzy, wynikającymi z doświadczenia. To była kadra przedwojenna, jeszcze z zakładu Dziatkiewicza. Najsłynniejszą postacią był wieloletni kierownik działu wyrobu emulsji, nieżyjący już, niestety, Walerian Lemański.
Od początku nie było jednak tak różowo. Dopiero, gdy „starzy” przekonali się, że młodzi w niektórych sprawach wiedzą więcej - zaczęli dzielić się wiedzą zdobytą dzięki długiemu doświadczeniu.
Właśnie pracując w dziale kontroli jakości, pan Bohdan nauczył się najwięcej. Później został kierownikiem tego działu. I rozwinęła się jego ścieżka zawodowa. Został specjalistą do spraw jakości. W końcu trafił do głównego technologa i zajmował się pracami badawczymi. Wiele lat był zastępcą kierownika laboratorium. Pracował nad papierami bezsrebrowymi, ciepłoczułymi.
Ale to jeszcze nie wszystkie zawodowe doświadczenia. Bohdan Putkiewicz zajmował się też współpracą z zagranicą w sprawach badawczych, uczestniczył w przygotowaniu wszystkich planów rozwoju bydgoskiej firmy. Prawie dwa lata był dyrektorem zakładu doświadczalnego. Na emeryturę odszedł będąc kierownikiem Informacji. Tak nazywał się dział, który wydawał biuletyn informacyjny, zamieszczał informacje o nowościach z zagranicy, tłumaczenia teksów z zagranicznej prasy fachowej. Sam zresztą te teksty też tłumaczył. Nic więc dziwnego, że pan Bohdan ma tak wiele różnorodnych wspomnień ze swojej pracy.
Garbary i Piękna
Jak w ogóle Putkiewicz odnalazł się w Bydgoszczy? Wschodnie Kresy a ziemie byłego zaboru pruskiego to dwa różne światy! Tu zetknął się z gwarą bydgoską, niemieckimi naleciałościami, innymi zwyczajami.
- Z niemieckimi naleciałościami spokojnie sobie poradziłem - opowiada. - W końcu dwa lata chodziłem do białoruskiej szkoły z dodatkowym językiem niemieckim.
Gdy jesienią 1953 r., jeszcze jako student przyszedł na praktykę, dyrekcja zakładów mieściła się w willi na Garbarach, w pałacyku, który kiedyś należał do Mariana Dziatkiewicza, gdy produkował tu słodycze.
Na Garbarach znajdowały się prawie wszystkie działy zakładów fotochemicznych. Tam były dwa stare ciągi fabryczne. Stały trzy maszyny oblewnicze, tam powstawała emulsja, konfekcjonowano papier i materiały, tam przygotowywano chemikalia niezbędne do wywoływania i utrwalania zdjęć.
Przy ul. Pięknej, w przedwojennym budynku, mieściła się jeszcze jedna maszyna oblew-nicza (funkcjonowała do połowy lat 80.). Kupił ją jeszcze Marian Dziatkiewicz z przeznaczeniem do produkcji filmów fotograficznych. I jeszcze zaczął filmy robić.
Była też część konfekcji papierów i jeden ciąg, w którym produkowano płyty fotograficzne, łącznie z emulsją.
Konfekcja papierów polegała na pocięciu gotowego materiału fotograficznego w różne formaty, zapakowaniu w światłoszczelne opakowania, kartony, etykiety - mówiąc krótko - było to przygotowanie do sprzedaży w sklepie.
- Oddział płyt fotograficznych prowadził niezapomnianej pamięci pan Więckowski, praktyk jeszcze sprzed wojny - wspomina pan Bohdan.
Podzielona produkcja
Jak wtedy wyglądała produkcja? Bydgoski Foton nie produkował wówczas niczego na folii. To znaczy, że nie produkował np. filmów fotograficznych. Przez wiele lat funkcjonował odgórnie ustalony podział produkcji między zakłady w Bydgoszczy i w Warszawie.
Bydgoski Foton robił papiery, płyty na podłożu szklanym chemikalia. Szklane płyty fotograficzne po wojnie były podstawowym materiałem dla fotografów. W atelier wykorzystywano aparaty na płyty. Zrezygnowano z nich bodajże w latach 70.
Natomiast zakłady w stolicy robiły wszystko, co było na podłożu przezroczystym elastycznym, czyli błony (łącznie z rtg), filmy, także kinematograficzne.
- Ten podział był twardo przestrzegany - mówi inż. Putkiewicz. - Dopiero po zmianach ustrojowych każdy zakład mógł produkować, co chciał.
Foton miał stare, przedwojenne urządzenia, produkcji niemieckiej, które kupił jeszcze Marian Dziatkiewicz. Były daleko w tyle za postępem, który dokonał się w Europie. Ale i wtedy, gdy je kupił, też już nie musiały należeć do najnowszych.
Pan Bohdan wspomina zasłyszany przekaz o komplemencie (wyrażonym nie wprost) od niemieckich fachowców na temat wyrobów Alfy. Gdy w 1939 roku po wkroczeniu do Bydgoszczy zajęli fabrykę, przedstawiciele Agfy nie mogli się nadziwić, jak w takich prymitywnych warunkach, na takim sprzęcie można było produkować wyroby niewiele ustępujące jakością niemieckiej Agfie.
Jak za króla Ćwieczka
Ze zdumieniem słucha się opowieści, jak krótko po wojnie produkowano emulsję światłoczułą. Technologia niczym za króla Ćwieczka.
W 20-40-litrowych garnkach lub większych zbiornikach strącało się ją ręcznie. Później płyn był chłodzony, robiła się z niego „galareta”. Galaretowatą emulsję przeciskało się (korbą kręconą ręcznie!) przez wielkie sita, niczym w maszynce do mięsa.
„Makarony” płukane były w wodzie, by usunąć zbędne składniki, potem ponownie roztapiane. Następował etap dojrzewania, dokładano dodatki do oblewu, w końcu zanosiło się to wszystko w garnkach na maszyny oblewnicze. Maszyny były oczywiście stare. Ciekłą emulsję fotograficzną nanoszono (oblewano) na podłoże: szkło lub papier.
- Wałek z papierem zanurzał się w wannie z emulsją, a jej nadmiar ściekał. Maszyna musiała chodzić wolno, emulsja nie była precyzyjnie nanoszona na przesuwającą się wstęgę papieru.
Zużywano ogromnie dużo wody, czasu, o innych minusach nie wspominając.
Chłodzenie lodem
Inicjatorem zmian, unowocześnienia produkcji był inż. Budzowski, przedwojenny absolwent szkoły Wawelberga z Warszawy. Przyszedł na miejsce zwolnionego inż. Falkowskiego - Przyszedł i mówi: „Ludzie kochani! Wy jeszcze chłodzicie powietrze na zasadzie przepuszczania go przez skrzynię z lodem?!” - wspomina Putkiewicz. - Na ul. Pięknej mieliśmy wykopany wielki dół, do którego zimą zwożono bryły lodu. Żeby się nie stopiły przesypywano je trocinami i okładano słomą. Stamtąd wożono lód na Garbary, gdzie w tunelach chłodniczych chłodzono świeżo oblaną emulsję, by żelowała.
- Budzowski, gdy to zobaczył, za głowę się złapał!
Pierwsze plany rozbudowy zakładów powstały jeszcze w latach 60. XX wieku. - Uczestniczyłem w nich - mówi inż. Putkiewicz. - Zresztą, w ogóle uczestniczyłem we wszystkich projektach rozbudowy zakładu.
Wtedy właśnie, w głębi terenu przy ul. Pięknej 13 wybudowano wysoki budynek z myślą o starej technologii wytwarzania emulsji. - W starej technologii najrozsądniej było tak ustawić ciąg produkcyjny, aby półprodukty i materiały spływały z góry - tłumaczy inż. Putkiewicz. - Dlatego powstał wieżowiec (nie mylić z biurowcem) technologii wyrobu emulsji. Kolejne etapy wyrobu emulsji i jej przygotowania do oblewu szły od góry w dół. Wystarczyło więc tylko raz wytransportować do góry potrzebne materiały. Kamień węgielny wmurowano w listopadzie 1967 roku
Ciąg dalszy wspomnień inż. Putkiewicza o jego pracy w Fotonie - za dwa tygodnie. Archiwalne zdjęcia Fotonu możemy pokazać Czytelnikom „Albumu Historycznego” dzięki uprzejmości Muzeum Fotografii przy WSG, w którym zgromadzone są pamiątki po Fotonie oraz dzięki inż. Ryszardowi Chodynie, byłemu pracownikowi tej firmy.