Pomyśl, bracie, ciepło o Kijowskim i Macierewiczu
Teraz mamy trzecią wojnę światową, której doświadczamy w kawałkach - powiedział ostatnio papież Franciszek w wywiadzie dla belgijskiego tygodnika „Tertio” - wymieniając Ukrainę, Bliski Wschód, Afrykę i Jemen jako miejsca, gdzie toczą się zbrojne starcia.
„Mówimy: nigdy więcej wojny, ale produkujemy broń i sprzedajemy ją tym, którzy walczą” - te gorzkie słowa Franciszka to dobra charakterystyka współczesnego świata. Na wojnie bogacą się wyzuci z czci handlarze bronią, jednak niestety nie tylko oni. Zarabiają na niej też górnicy wydobywający rudy metali, hutnicy produkujący stal, transportowcy, bankowcy, informatycy, energetycy, inżynierowie, technicy i robotnicy. Rusznikarze, a także i dziennikarze, którzy o wojnie piszą artykuły, choćby nawet i antywojenne. Cała rzesza ludzi z wojny żyje lub na niej sobie dorabia, żeby jakoś związać koniec z końcem do pierwszego. Nie ma w tym naszej winy, ale jednak to głupio i wstyd, że taki jest ten nasz świat.
Jak można się wyrwać z takiego obłędnego kręgu uzależnień? Prostej i łatwej drogi nie ma, nie zna jej nawet sam papież, ale Franciszek we wspomnianym wywiadzie daje jednak radę, wskazując, że niezbędna jest wrażliwość, czułość na los drugiego człowieka. „Na świecie potrzebna jest rewolucja czułości, bo ten świat cierpi na cardiosclerosis” - powiedział papież.
Jedni przetłumaczyli to ostatnie dziwne słowo użyte przez Franciszka jako „kardiosklerozę”, inni jeszcze bardziej uczenie, jako „stwardnienie naczyń wieńcowych”. Sądzę jednak, że Franciszek, zwolennik prostoty, po polsku powiedziałby, że nasz świat cierpi na twardość serca, na taką przypadłość, która nie pozwala w drugim człowieku dostrzec człowieka.
Ta straszna choroba również w Polsce znana jest bardzo dobrze, a ostatnio przybiera formę coraz bardziej złośliwą. Coś musimy z tym zrobić, bo samo nie zrobi się nic. Może więc korzystając z rady papieża, warto byłoby zmiękczyć nieco twardość swojego polskiego serca?
Dobra okazja na taki terapeutyczny zabieg będzie już w przyszłym tygodniu, 13 grudnia, na kiedy to zapowiedziano akcję protestacyjną wobec PiS-owskich rządów. Oczywiście każdy musi 13 grudnia zrobić swoje, ale nie od rzeczy byłoby - choćby tylko na próbę - pomyśleć wtedy coś dobrego np. o Mateuszu Kijowskim i Antonim Macierewiczu. Taki wysiłek może być zabiegiem trudnym i nieprzyjemnym, jak seria bolesnych zastrzyków w brzuch, ale jest konieczny, jeśli chcemy zwalczyć naszą polską kardiosklerozę.
Trzeba pamiętać, że na Polsce świat się nie kończy i nawet jeśli podejmiemy ten swój myślowy trud, będzie on miał bardzo ograniczony wpływ na los ofiar wojny w Donbasie czy Jemenie. Świata nie zbawimy, ale może chociaż trochę pomożemy sobie samym?