Pomocnik Cosmosu myślami przy meczu z Resovią

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Sowa
Miłosz Bieniaszewski

Pomocnik Cosmosu myślami przy meczu z Resovią

Miłosz Bieniaszewski

Z pozyskanym latem przez Cosmos Nowotaniec Robertem Dymowskim rozmawiamy między innymi o tym, jak trafił do tego klubu z Podkarpacia, o życiu na wsi i...wypadzie w niedalekie Bieszczady.

Jak to się stało, że młody chłopak ze Śląska wylądował w Cosmosie Nowotaniec?
Tak się złożyło, że byłem bez klubu, a sezon miał zaraz startować. Byłem na testach na Słowacji, ale nic z tego nie wyszło. Dzięki wujkowi trafiłem do Cosmosu i postanowiłem zostać.

Nie było zainteresowania pana osobą bliżej domu?
Może by było, ale po wspomnianych testach na Słowacji nie miałem ochoty się już testować.

Wcześniej słyszał pan o takim klubie jak Cosmos Nowotaniec?
Nie (śmiech). Jechałem w niewiadome. Nie wiedziałem jak wszystko będzie wyglądać. Jest jednak w porządku.

Czym Cosmos przekonał pana, że warto się tutaj przenieść?
Na treningach widziałem, że jest spory potencjał w tej drużynie. Wszyscy skazywali nas na pożarcie, ale pomyślałem, że możemy zrobić coś fajnego. I jak na razie trochę zaskakujemy.

Grał pan już w 1 lidze i 2 lidze. Występy w Nowotańcu mają być tylko przystankiem?
Nie ukrywam, że chciałem się w Cosmosie odbudować psychicznie i fizycznie. Umowę mam na pół roku i może poszukam klubu w wyższej lidze. Na razie jednak skupiam się tylko i wyłącznie na grze w Cosmosie.

Pojawiają się jakieś nieśmiałe telefony z innych klubów?
Na razie telefon milczy, a ja też nie myślę o innych klubach

Ale nie wyklucza pan pozostania w Cosmosie?
Nie wykluczam, wszystko jest możliwe. Zima jest długa i wtedy będzie czas na podejmowanie decyzji.

Już się pan zaaklimatyzował w naszym województwie?
Ludzie związani z klubem bardzo nam pomogli. Dostaliśmy od nich spore wsparcie i można powiedzieć, że aklimatyzacja przebiegła bez problemów.

Jak się podoba na Podkarpaciu?
Ja pochodzę z miasta, a teraz mieszkam na wsi, gdzie życie jest spokojniejsze. Trzeba się było przestawić na trochę inny tryb życia.

Powietrze tu jest trochę inne niż w pana rodzinnych stronach...
(śmiech) U mnie jest dużo kopalni, ale nie czuć takiej wielkiej różnicy. Kiedyś faktycznie było szaro i ponuro, ale to się zmienia.

Ma pan na wyciągnięcie ręki Bieszczady. Ma pan za sobą już wypad w góry?
Właśnie jeszcze nie. Planowaliśmy z chłopakami z klubu pojechać, ale na razie się nie udało.

To może zakończenie rundy zrobicie w Bieszczadach?
Z tym może być problem, ale warto się zastanowić nad takim pomysłem.

Jak pan sobie gospodaruje czas wolny?
Mamy dostęp do siłowni, a więc można w wolnym czasie poćwiczyć. Chodzimy też na boisko, aby doskonalić pewne elementy. No i ważny jest też odpoczynek.

Sezon zaczęliście rewelacyjnie, ale im dalej w las tym wyniki były trochę gorsze...
W większości meczów nie graliśmy źle, ale brakowało piłkarskiego szczęścia. Rywale za to mieli jedną okazję i ją wykorzystywali. Na początku sezonu mieliśmy więcej tego szczęścia.

W niedzielę dosyć niespodziewanie wygraliście jednak w Radzyniu Podlaskim. Pan akurat musiał pauzować za kartki. Nie boi się pan, że straci teraz miejsce w pierwszej jedenastce?
Jak mam stracić miejsce, a chłopaki wygrają, to na taki układ mogę iść. Powalczę jednak o skład.

Do końca rundy czekają was jeszcze dwa mecze z wymagającymi rywalami. Może paradoksalnie właśnie z tymi mocniejszymi ponownie będziecie punktowali?
Najbliższy mecz z Resovią zapowiada się na bardzo trudny. Już jednak pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i wygrywaliśmy ze Stalą Rzeszów czy Motorem Lublin. Z Garbarnią Kraków wcale nie musieliśmy przegrać.

Miłosz Bieniaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.