Pomoc w czasach koronawirusa. "Jesteśmy więcej niż przed zarazą"
Szyją pokrowce, kombinezony, maseczki, produkują płyny do dezynfekcji, prowadzą zajęcia jogi online, zachęcają do domowych aktywności, oprowadzają po lesie i muzeach przez internet. Pożyczają książki, robią zakupy, organizują leki, dostarczają ciepłe posiłki, dbają o dostawy wody. To wszystko i wiele, wiele więcej robią poznaniacy i Wielkopolanie w czasie koronawirusa. Grupy pomocowe rosną w siłę.
Jeśli szukasz pozytywów w czasie pandemii koronawirusa, wejdź na Facebooka, a tam na grupy pomocowe: Widzialną rękę, Potrzeby Szpitali, Drużynę Strusia, Drużynę Szpiku, Pomoc Sąsiedzka. Zajrzyj też na stronę welkopolskiej policji, pogotowia ratunkowego, strony wielkopolskich szpitali. Wróci ci wiara w ludzi i pomyślisz trochę inaczej o sąsiedzie spod piątki, którego dzieciaki na co dzień doprowadzają cię do szewskiej pasji, ale on sam teraz, w niewytłumaczalny sposób znajduje czas, by ogarnąć im czas w domu i jeszcze podjechać do szpitala, by przekazać karton środków do dezynfekcji i zgrzewkę wody. Inaczej pomyślisz o właścicielu lokalnej knajpy, który, mimo widma plajty, rozdaje ciepłe posiłki pracownikom służby zdrowia. Zmienisz zdanie o tych, którzy na co dzień zarabiają niewiele więcej niż wynosi minimalna płaca, a teraz kolejną dobę spędzają w laboratoriach, szpitalach z probówkami w dłoniach, narażając siebie i swoje rodziny na zakażenie koronawirusem.
Zrobię zakupy, wyprowadzę psa, pójdę do apteki
Pandemia COVID 19, za którą jest odpowiedzialny koronawirus SARS-CoV-2, wymusza na nas pewne nowe wzorce zachowań. Musimy bardziej dbać o higienę, częściej myć ręce, uważać, by nie chuchać sobie w kark w kolejce. Ale też pandemia zmienia nasze myślenie o społeczeństwie.
– Wszyscy sieją coś i sadzą, pieką chleby i robią własne mydła, zdobywają nowe kompetencje i więcej czytają i grają w planszówki. DIY oraz less waste w praktyce. Jestem z nas dumna. Jesteśmy więcej niż przed zarazą
– mówi Magdalena Garczarczyk z Koalicji ZaZieleń, prywatnie architektka krajobrazu, mama, mieszkanka Strzeszyna.
Kiedy 13 marca rząd ogłosił stan zagrożenia epidemicznego i nałożył na wszystkich obywateli przymusową kwarantannę, stanęliśmy w obliczu nowego wyzwania z którym dotychczas mieliśmy do czynienia tylko nafilmach science-fiction. Z jednej strony obawiamy się o swoją przyszłość, o kurs franka, niepewną sytuację gospodarczą, brak podstawowych produktów na sklepowych półkach. Z drugiej strony tak, jak nigdy można zobaczyć, że społeczeństwo jest w stanie się porozumieć i współdziałać.
Gdy Główny Inspektorat Sanitarny i władze Poznania zaapelowali, by osoby starsze, w miarę możliwości, pozostawały w domach, nastąpiła wielka mobilizacja społeczeństwa, by pomóc tym, którzy na działanie patogenu są najbardziej narażeni. Nim miasto i rząd zorganizowali pomoc, zrobili to już sami mieszkańcy. Na klatkach schodowych niektórzy umieścili kartki z informacjami, pod jakie drzwi zapukać, pod jaki telefon zadzwonić, gdy potrzebna jest pomoc w zakupach, wykupie leków. Z kolei mieszkańcy Jeżyc powołali u siebie wolontariuszy, których telefony udostępnili jeżyckim seniorom, gdyby ci potrzebowaliby zapasów żywności. Podobny pomysł zrodził się w gronie wolontariuszy zorganizowanych wokół Ekipy Szymona Hołowni.
– Także Caritas włączył się w pomoc seniorom. Koordynatorzy otrzymują telefony od osób samotnych, potrzebujących, z listą zadań, a potem przekazują je dalej wolontariuszom. Sama zgłosiłam się do pomocy. Czekam na weryfikacje mojego zgłoszenia. Pomagam też jednej starszej pani, która co jakiś czas potrzebuje wykupienia leków. Na karteczkowy apel z numerem telefonu, że mogę pomóc, który wywiesiłam na klatce, nikt niestety jeszcze nie odpowiedział – opowiada Dagmara Lis, mieszkanka Poznania.
– Nie korzystam z dostępnych form pomocy, oferowanych przez rząd czy miasto, bo pomagają mi najbliżsi sąsiedzi. Robią zakupy, zostawiają pod drzwiami. To wystarczy. Tylko brakuje porozmawiać z kimś. Zostają tylko telefony
– przyznaje pan Eugeniusz, 87-letni mieszkaniec Piątkowa.
Nie tylko osoby starsze potrzebują teraz pomocy, ale także te, których układ odpornościowy jest osłabiony, albo też ci, którzy przebywają w kwarantannie. Oni także nie mogą opuszczać swoich czterech ścian. Dla nich powstała specjalna grupa facebookowa – Widzialna ręka.
– Zasadza działania jest prosta. Jeśli ktoś z różnych powodów, np. kwarantanny nie może lub nie chce wyjść z domu, a potrzebuje zakupów lub ma ważną sprawę do załatwienia, chce z kimś pogadać na Skypie, albo potrzebuje, by wyprowadzić psa, może sam na grupie napisać lub się do nas zgłosić – mówi Paulina Dawid, jedna z koordynatorek poznańskiej akcji.
Każdy może zgłosić chęć pomocy, każdy może też o nią poprosić.
– Wrzuciłam na grupie post z zapytaniem, gdzie w okolicy ul. Kadłubka zakupię tanie dania wege na telefon z dostawą do domu i płatnością kartą. Chodziło mi o zabezpieczenie posiłków dla chorego ojca. Sama mieszkam w Puszczykowie i nie mogę do niego teraz jeździć, by go niepotrzebnie nie narażać. Oprócz wielu sensownych porad, otrzymałam również pomoc bezpośrednią... Ktoś kupił i zaniósł obiad ojcu do domu, kilka osób ugotuje mu jedzenie na kolejne dni i podrzuci pod dom. Popłakałam się wzruszona, czytając wiadomości na priv – opowiada Agnieszka Murcha.
Codziennie na grupę trafia kilkadziesiąt postów. Jedni lepią pierogi, ale potrzebują transportu, by dostarczyć je pracownikom szpitala. Inni proszę o możliwość wykupienia leków, gdyż są uziemieni. Ktoś inne z powodu kwarantanny nie może zająć się czworonogiem. Pomoc napływa z różnych stron i w różnych formach.
Kwitnie też samopomoc sąsiedzka. Na Strzeszynie rodziny wymieniają się pomocami naukowymi, oferują zajęcia online, czy pomoc przy odrabianiu lekcji. Niektórzy prezentują bogate zbiory swoich bibliotek, zachęcając do wypożyczenie książek, gdy te miejskie instytucje nie działają.
– Pomagamy starszym sąsiadom, pożyczamy sobie książki, zajmujemy się dzieciakami nawzajem online. Tworzymy małe społeczności prawdziwie sobie pomagające – opowiada Magdalena Garczarczyk, która sama pokazuje, jak dbać o przydomowy ogródek. – Duch w narodzie jest, by uczyć się nowych umiejętności. Organizujemy balkonowe „bańki party”, gdzie puszczamy w świat bańki mydlane. Do samotnej sąsiadki przyjechała rodzina, by nie była sama. Jestem optymistką, mam więc nadzieję, że te więzi, które dziś nawiązujemy, na nowo będą jeszcze ważniejsze, niż dotychczas. Zmienia się nasze myślenia o społecznościach, które dziś, gdy jesteśmy rozdzieleni z rodzinami, zastępują je nam
– dodaje.
Kibice, strażacy, poznaniacy – jak jedna rodzina
Samopomoc sąsiedzka to jedno. Ale ludzie nie zapominają o służbach medycznych. Pracownikom pogotowia, szpitali i laboratoriów jest ciężko, pracują w warunkach dalekich od komfortu, na dodatek w niedoborach kadrowych i sprzętowych. Jednocześnie każdego dnia narażają swoich bliskich i siebie. O największą pomoc apelują więc pracownicy szpitala zakaźnego w Poznaniu przy ul. Szwajcarskiej, a także ratownicy medyczni, którzy mają bezpośredni kontakt z osobami zakażonymi koronawirusem.
– Na jednej z grup odezwała się pani, mająca kontakt z pielęgniarkami ze szpitala przy Szwajcarskiej. Opowiedziała, że brakuje w szpitalu wody zarówno dla pacjentów, jak i personelu. To była krótka wiadomość z apelem o pomoc – mówi Przemysław Garsztka, którego wpis zapoczątkował lawinę dobrych uczynków dla pomocy medycznej.
– Będąc na zakupach, zakupiłem dodatkowo kilka zgrzewek wody, jakieś przegryzki, batony. Skontaktowałem się z pielęgniarkami, jak mogę im to bezpiecznie przekazać i właściwie tyle. Na tym moja rola by się zakończyła, jednak wieczorem napisałem taką odezwę do ludu. Zaapelowałam o pomoc w większym wymiarze dla poznańskiej służby zdrowia. Powiem szczerze, że zaskoczyła mnie skala tego, jak dużo osób udostępniło mojego posta dalej. W pewnym momencie ileś set osób chciało zawieźć tam wodę, jedzenie. Trzeba było falę dobroci trochę powstrzymać, bo gdyby tak każdy przyjechał ze zgrzewką wody to szpital zamieniłby się w basen. To też nie o to chodzi. Cały weekend więc siedziałem i starałem się skoordynować akcje. Pomogły mi inne osoby, które założyły grupy dedykowane potrzebom szpitala – opowiada.
Okazało się, że nie tylko szpital na Szwajcarskiej ma swoje potrzeby, ale też inne placówki medyczne. I to różne. Na Szwajcarskiej wojsko przywiozło maseczki, ale zabrakło ich w HCP. Na Szpitalnej z kolei też brakowało wody.
– Świetną robotę wykonują administratorzy tych grup pomocowych, gdzie koordynują potrzeby i rozdzielają siły osób chętnych do pomocy
– mówi Przemysław Garsztka.
Każdego dnia wyznaczone są miejsca zbiórek żywności, czy środków ochronnych. W pomoc angażują się też służby mundurowe, przede wszystkim strażacy z OSP Głuszyna, Mosina, którzy organizują nie tylko zbiórki, ale też transport.
– Wspierają też naukowcy. Zawodowo pracuję na Uniwersytecie Ekonomiczny. W spółce celowej, przy UE pojawił się pomysł powołania Wirtualnego Instytutu Kryzysowego. To miejsce, gdzie my, ludzie nauki, zgłaszamy pomysły z czym komuś pomóc, czy władzom samorządowym, placówkom socjalnym, zwykłym mieszkańcom, służbom medycznym. Zebrali się naukowcy z 15 ośrodków i prywatnych firm, które działają w różnych płaszczyznach. Ta pandemia nie zakończy się za tydzień, więc ta platforma ma posłużyć, by dłużej koordynować dobre działania poznaniaków, by chęci pomocy były celowane w konkretne potrzeby – mówi Garsztka.
Ogromnym wsparciem zarówno dla osób starszych, jak i pracowników służb medycznych są kibice Lecha i sympatycy klubu, którzy jednokrotnie angażowali się w pomoc osobom potrzebującym, w zbiórki charytatywne, czy zapoczątkowali akcje powstańcze. Stowarzyszenie Kibiców Kolejorz oraz poznański ośrodek Kibice Razem – Lech Poznań organizują zbiorki żywności, a także produktów ochronnych, dezynfekcyjnych.
– W pomoc włączyła się nie tylko poznańska sekcja, ale także mieszkańcy całej Wielkopolski. Punkty zbiórek powstają w Gostyniu, Jarocinie, Luboniu, Murowanej Goślinie
– opowiada Marcin Kawka, koordynator akcji.
Działania kibiców przebiegają w porozumieniu z Urzędem Miasta Poznania i Centrum Inicjatyw Senioralnych. – Przypuszczamy, że najgorsze dni dopiero przednami, na szczęście cieszymy się dość dużym zaufaniem społecznym, więc nie zamierzamy się poddawać. Zresztą w nasze działania włączają się nie tylko kibice,ale wszyscy ci, którzy chcą z potrzeby serca pomóc – dodaje Kawka.
Od poniedziałku z ramienia kibiców z pomocowym sprzętem odbyło się już około 15 transportów. – Odradzamy działania na własną rękę. Ponieważ my znamy potrzeby szpitali, mamy kontakt z nimi – mówi Kawka.
Co więcej, Ratajscy Fanatycy w internetowej zbiórce zebrali 11 tysięcy złotych na pomoc służbom medycznym. Każdego dnia kibice dostarczają wodę, środki dezynfekujące. – Z nimi jest największy problem. Wcześniej mieliśmy je z jednej hurtowni, ale teraz poszukujemy kolejnych źródeł – przyznaje Kawka.
I chociaż nie jestem w stanie wymienić wszystkich osób zaangażowanych w pomoc szpitalom, wspomnieć należy o, zawsze obecnej, Drużynie Szpiku. Wolontariusze jak zazwyczaj są w pełnej gotowości. Swoim Szpikowozem rozwożą obiady, przygotowują paczki, dobrym słowem wspierają nie tylko pracowników szpitali, ale także laboratoriów i sanepidu.
– W wielu placówkach medycznych są nasi znajomi, wolontariusze, którzy biegają z Drużyną Szpiku. Wiele tych miejsc znamy, bo je odwiedzamy, jak szpital przy Krysiewicza czy Szpitalnej. Z każdym szpitalem się kontaktujemy, by poznać ich potrzeby. Paczki przygotowujemy więc wedle zapotrzebowania. Wiele firm zaprzyjaźnionych, z którymi od lat współpracujemy, za naszym pośrednictwem postanawia pomóc. Gdy przyjechaliśmy z paczkami dla pań z sanepidu, te przywitały nas ze łzami w oczach
– mówi Dorota Raczkiewicz, szefowa Drużyny Szpiku.
Wolontariusze Drużyny Szpiku codziennie dyżurują w siedzibie fundacji. Zbierają dary od mieszkańców: jednorazowe maseczki, rękawiczki, ręczniki papierowe, ale także słodycze czy laurki, przygotowane przez rodziny z dziećmi.
– To wzruszające i bardzo budujące. Naprawdę ludzie są dobrze. Gdy są potrzebni, zawsze mówią „jestem” - mówi Dorota Raczkiewicz.
– Wiem, że to nie jest stan permanentny, że za chwilę się to skończy, więc tą dobroć chcemy na maksa wykorzystać. Dzięki tej sytuacji inaczej też patrzymy na pracę pogotowia, personelu medycznego, pracowników laboratoriów. Doceniamy ich. Mam nadzieję, że za dłuższy czas zmienimy myślenie o służbach medycznych, bo oni na co dzień wykonują naprawdę dobrą robotę, ratującą życie.
Czytaj więcej:
Szyją maseczki, zawożą obiady
W tym trudnym okresie niektórzy wykorzystują nabyte przez lata umiejętności, by pomóc innym. I tak krawcowe i szwalnie w całej Wielkopolsce rozpoczęły masową produkcję maseczek.
We Wronkach od kilku dni produkcja idzie pełną parą.
– Zebraliśmy dwadzieścia pań, które mają maszyny do szycia i potrafią z nich korzystać. Pomagają nam nawet po pracy pielęgniarki ze szpitala w Szamotułach – mówi Violetta Kozłowska, koordynatorka akcji. – We wtorek była u nas pani, która przeszkoliła nas, pokazała, jak maseczka ochronna powinna wyglądać. Przyjechały materiały, gumki i zabieramy się do pracy – mówi.
Maseczki mają trafić do pracowników szamotulskiego szpitala, do pracowników lokalnych sklepów, a także dużych zakładów pracy we Wronkach.
– Same Szamotuły potrzebują około 500 sztuk maseczek. A chcemy jeszcze środki ochronne przekazać domom pomocy społecznej, ratownikom medycznym
– wymienia Violetta Kozłowska.
Z kolei Łukasz Kawka koordynuje działania w stolicy Wielkopolski. Na Facebooku ludzie skrzyknęli się, że chcą szyć i szyją. – Kilkadziesiąt osób zaangażowało się w projekt. Maseczki mają trafić do ośrodka dla bezdomnych, do ośrodka osób z niepełnosprawnościami. Niestety, potrzebne nam materiały powoli się kończą. Potrzebujemy fizeliny i bawełny. Rąk do pracy nie brakuje, bowiem szycie nie jest takie skomplikowane. Oczywiście wszystko zależy też od typu maseczki – mówi.
I chociaż w placówkach oświatowych od tygodnia już nie odbywają się żadne lekcje, nauczycielki z Zespołu Szkół Odzieżowych w Poznaniu postanowiły skorzystać ze sprzętu pracowni, by ten się nie zakurzył i również włączyły się do akcji szycia maseczek.
– Pierwsze maseczki już we wtorek zeszły z taśmy – mówi pomysłodawczyni, nauczycielka Lidia Koralewska.
– Zanim przystąpiliśmy do szycia maseczek, poprosiliśmy dyrekcję szpitala zakaźnego a także sanepid o akceptację specyfikacji materiałowej, ponieważ chcieliśmy żeby to wszystko było profesjonalne, bezpieczne i przydatne. Dostałyśmy wytyczne, jak uszyć, by sprzęt się przydał. Nasze maseczki powstają ze stuprocentowego płótna bawełnianego oraz włókniny polipropylenowej, która jest membraną stanowiącą barierę.
Każda z nauczycielek pracuje w osobnej sali, by zagrożenie ewentualnego zakażenia zminimalizować. Panie wspiera zaprzyjaźniona Szkoła Baletowa a także lokalni mieszkańcy i przedsiębiorcy.
Oprócz maseczek na wagę złota są też kombinezony ochronne, czy pokrowce do karetek dla pogotowia ratunkowego. O to ostatnie postanowił zadbać poznaniak Sławomir Turguła, który chce tym samym wspomóc ratowników z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu przy ul. Rycerskiej.
– Po każdej dezynfekcji karetki nie ma czasu, by siedzenia wyschły. By więc ratownicy nie musieli siadać na mokrych postanowiłem uszyć pokrowce – mówi Sławomir. – Niestety, ponieważ nie miałem skąd wziąć wzoru takiego pokrowca, bo nie ma wolnych karetek, udałem się na komisariat policji. Policjanci też jeżdżą takimi autami. Mundurowi udostępnili mi do wgląd do samochodu, dzięki czemu pobrałem wymiary, posiłkując się też wiedzą z internetu szyję. Nie będą idealne, ale myślę, że to lepsze rozwiązanie, niż gdyby ratownicy mieli siedzieć na mokrych fotelach – mówi.
W blokach startowych z maszyną do szycia w ręce jest też Magdalena Hasiak, projektantka mody z Poznania, mająca swoją własną markę odzieżową. Postanowiła sama uszyć kombinezony dla służby zdrowia. Na ich brak najbardziej narzekają pracownicy poznańskiego pogotowia.
– Niestety, nigdzie nie możemy dostać materiałów z atestem, dlatego czekamy na decyzję władz miasta, czy taką odzież ochronną bez atestu można komuś przekazać
– mówi.
Pandemia koronawirusa to jednak wyzwanie nie tylko dla rządzących czy służb medycznych. To także wyzwanie dla prywatnych przedsiębiorców, osób prowadzących gastronomię. Wszystkie lokale bowiem zostały zamknięte, a jedyna możliwość zamówienia to dania na wynos. Mieszkańcy Poznania zachęcają więc, by w miarę możliwości wspierać lokalne biznesy. Ale restauratorzy nie zamierzają poddawać się smutnym i pesymistycznym wizjom świata. Zamiast tego wiele lokali gastronomicznych w obliczu kryzysu angażuje się w pomoc innym.
Bistro Dorota było jednym z pierwszych, które postanowiło podzielić się posiłkiem z pracującymi w służbie zdrowia. W poniedziałek pracownicy przywieźli po pięć zgrzewek wody oraz 60 porcji żurku. W kolejne dni pracownicy szpitala mogli skosztować białej kiełbasy. Śladem Bistro Dorota podążyły też inne lokale gastronomiczne.
– To trudny czas dla nas wszystkich, także dla gastronomii. Nasz szef postanowił jednak, że wszystko to, co mamy zakupione, zupy, które mamy przygotowane, by ich nie wyrzucać, a rozdać potrzebującym, tym którzy ratują nam życie
– mówi Agnieszka Więcławiak z Bistro Dorota. – Chociaż od lat jesteśmy na rynku, nie wiemy, czy przetrwamy, wiele knajp pewnie upadnie – przyznają restauratorzy.
Dlatego działalność takich lokali wpierają poznaniacy, kupując obiady na wynos, czy zachęcając do tego innych.
– Jako osoba wychowana przez restauratorów wiem, że najbliższy czas będzie hiper trudny dla gastronomii, turystyki i drobnych usług. Nie przesadzę, jeżeli powiem, że pojawią się przedsiębiorstwa, które staną przed najtrudniejszą decyzją związaną z zamknięciem biznesu. Dlatego #zamawiamnawynos i zachęcam was wszystkich do tego samego, oczywiście w ramach możliwości własnego budżetu – zaapelował do poznaniaków Paweł Głogowski, radny z Jeżyc.
Pomoc dla ubogich, potrzebujących, bezdomnych
Na zakażenie koronawirusem narażeni są wszyscy bez wyjątku. Jedni mogą jednak chorobę COVID-19 przechodzić w sposób bardzo łagodny, dla innych to wyrok śmierci. Dlatego też wiele organizacji społecznych, takich jak Zupa na Głównym, Caritas czy Wspólnota Sant’Egidio w tych dniach stara się pamiętać także o osobach ubogich, potrzebujących, bezdomnych.
– Zwracajmy większą uwagę na osoby starsze i bezdomne. Nie wszyscy mogą w tych dniach pozostać w domu, bo nie wszyscy go mają. Aby przezwyciężyć epidemię i strach, potrzebujemy więcej solidarności. Każdy może pomóc
– apeluje Maciej Mróz ze Wspólnoty Sant’Egidio.
Dla wolontariuszy czas pandemii to ogromne wyzwanie logistyczne. Bo jak spotykać się z potrzebującymi, gdy jest ryzyko zakażenia? Jak dzielić się posiłkiem, rozmawiać, gdy nie można organizować zgromadzeń powyżej 50 osób?
- To nasi znajomi, przyjaciele, z którymi utrzymujemy relację od czterech lat, spotykamy się w każdy czwartek, w święta na rozmowę, rozdając kanapki – opowiada M. Mróz. – Ze względu na konieczność zamknięcia niektórych schronisk i noclegowni dla osób bezdomnych oraz innych instytucji i inicjatyw pomocy, a także mniejszy przepływ ludzi na ulicach, osoby bezdomne znajdujące się w przestrzeni publicznej mogą liczyć na coraz mniejsze wsparcie i jeszcze dotkliwiej odczuwają skutki ubóstwa: samotność i strach. Dlatego tym bardziej musimy pokazać, że się z nimi solidaryzujemy i że mogą liczyć na naszą pomoc – dodaje.
Wspólnota nie rezygnuje więc z czwartkowych spotkań. Będą one miały jednak inną formę niż dotychczas.
– Niestety, to, na co najbardziej liczą osoby z którymi się spotykamy, czyli wspólna rozmowa, nie będzie miało miejsca. Zamiast tego rozdamy na dworcu paczki z żywnością: chlebem, konserwami, kabanosami, słodyczami. Jedna osoba będzie musiała z kolei koordynować, by każdy stał od siebie w odległości przynajmniej 1,5 metra. Rezygnujemy na ten czas z dystrybucji zup lub innych dań gorących bezpośrednio z otwartych garnków lub pojemników, aby zapobiegać gromadzeniu się osób. Dystrybuujemy także środki do dezynfekcji i inne środki higieniczne oraz ulotki wyjaśniające naszym przyjaciołom zasady higieny i zachowania w celu uniknięcia zakażenia
– mówi Maciej Mróz.
Co więcej, wolontariusze będą także odwiedzać osoby bezdomne w ich stałych lokalizacjach w inne dni tygodnia.
– Będziemy przekazywać mniejsze paczuszki także ze słowami wsparcia. Podobna pomoc trafi do romskich dzieci, z którymi także spotkania na czas zagrożenia epidemicznego zostały zawieszone – zapowiada przedstawiciel Wspólnoty Sant’Egidio.