Pomniki w Krakowie. Turek napoi konia w Wiśle
Trudno sobie wyobrazić głupszy pomysł od wystawienia w Krakowie pomnika dwóch Turków pojących konie w Wiśle. Jeśli przy tym prawdą są słowa tureckiego ambasadora, iż sprawa została ustalona pomiędzy prezydentami Dudą i Erdoganem, to ja uprzejmie proszę, żeby ktoś mnie uszczypnął, bo chyba śnię.
Fakt, na froncie pierwszej wojny światowej w Galicji tureckie oddziały walczyły z Rosjanami, a na Rakowicach spoczywa jedenastu z nich.
Nie będę też przeczył, że z przepowiedni Wernyhory wynikało, iż Polska odzyska niepodległość, kiedy Turek napoi konia w Wiśle. Ale prawdą jest też, że przeciwko Rosjanom walczyło i ginęło w Galicji o wiele więcej Słowaków, Czechów, Węgrów, przedstawicieli narodów bałkańskich, a także Niemców i Austriaków (to ich sojusznikami byli Turcy).
I jakoś nikt nie wpadł na pomysł, by stawiać im rzeźby na bulwarach. Nikt też dotychczas nie argumentował za podobną ideą, posiłkując się przepowiedniami, gusłami i czarami. Te zarezerwowano dla jednego pomnika: smoka wawelskiego.
Pamiętajmy też, że w czasie, gdy żołnierze tureccy walczyli w Galicji, ich koledzy wyrzynali brutalnie Ormian. Z kolei współczesna Turcja to kraj rządzony autorytarnie przez człowieka, który niedawny nieudolny pucz armii wykorzystał do bombardowania kurdyjskich miast oraz zamknięcia w więzieniach tysięcy światłych obywateli, z sędziami, prokuratorami, urzędnikami, nauczycielami i naukowcami na czele. Przy tej okazji Turcja zdetronizowała królujące od lat Chiny w liczbie dziennikarzy tkwiących za kratami.
Pogratulujmy władzom pomysłu. I czekajmy, aż na dokładkę jakiś nieuk „pomyli” Turka z Arabem i zdewastuje pomnik w imię walki z islamskim terrorem. Erdogan uwielbia reagować na takie sytuacje.