Pomagał niepełnosprawnym, teraz sam potrzebuje pomocy
Trenował dzieci na wózkach. Grał z nimi w kosza i tenis stołowy. Udar wywrócił jego życie do góry nogami. Jednak Andrzej Nikołajuk się nie poddaje. Zapewnia, że jeszcze kiedyś stanie na boisku.
W wsparcie duchowe drugiego człowieka jest równie ważne jak wsparcie materialne. To dodatkowy impuls do walki - wyznaje 48-letni Andrzej Nikołajuk z Białegostoku, który w sierpniu ubiegłego roku przeszedł udar niedokrwienny mózgu.
Choroba wywróciła jego życie do góry nogami. Wcześniej był aktywnym, pełnym werwy i energii nauczycielem wychowania fizycznego, a także trenerem koszykówki.
- Z tym sportem jestem związany od wczesnej młodości - wspomina z uśmiechem. - Jako że zawsze trochę grałem w „kosza”, postanowiłem zrobić coś, by stał się on na dobre częścią mojego życia. Poszedłem więc na Akademię Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, a po jej ukończeniu zacząłem pracę nauczyciela wf-u w podstawówce. Najpierw pracowałem w Szkole Podstawowej nr 26, a potem, jeszcze do niedawna - tu pan Andrzej na chwilę ze smutkiem zawiesza głos - prowadziłem zajęcia dla dzieci niepełnosprawnych w SP nr 14.
Niepełnosprawni to tylko nazwa
Białostocka Szkoła Podstawowa nr 14 jest placówką z oddziałami integracyjnymi. Andrzej Nikołajuk pracował w niej z dziećmi niepełnosprawnymi, wśród których byli uczniowie poruszający się na wózkach inwalidzkich. To właśnie z nimi często wyjeżdżał na międzynarodowe zawody koszykówki na wózku.
- Praca z niepełnosprawnymi niczym się nie różni od pracy z ludźmi sprawnymi - podkreśla. - Trzeba ich tylko traktować normalnie i naturalnie. Oni - mimo nazwy „niepełnosprawni“ - są bardzo samodzielni i często robią takie rzeczy, z którymi niektóre zdrowe osoby nie są w stanie sobie poradzić!
Jak wspomina wuefista, za czasów komunizmu w naszym kraju nie robiono nic, aby zaktywizować osoby niepełnosprawne. Władzom pasowało, że nie wychodziły one z domów, bo dzięki temu nie było ich widać ich na ulicach.
- Ale czasy na szczęście się zmieniły i obecnie kładziony jest duży nacisk na organizację akcji i zajęć, które pomagają angażować niepełnosprawnych w życie społeczne - zaznacza. I, jak dodaje, sport odgrywa tu bardzo ważną rolę, ponieważ jest świetną i sprawdzającą się formą rehabilitacji. Poza tym, integruje niepełnosprawnych z osobami zdrowymi.
Nikołajuk za swój największy sukces uważa to, że część osób, które trenował, wróciła do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie
- Rozpoczęli pracę zawodową i powtórnie się usamodzielnili, mimo niepełnosprawności - cieszy się trener. - Potrafią samodzielnie przesiadać się z wózka na wózek, potrafią bez niczyjej pomocy wziąć prysznic, a nawet... kierować samochodem!
Nikołajuk nie ma wątpliwości, że to zasługa sportu. - Treningi wymagają od osób niepełnosprawnych ogromnego wysiłku i systematyczności - wyjaśnia. - Na hali spotykaliśmy się dwa-trzy razy w tygodniu, wyjeżdżaliśmy na zawody do innych miast, a podczas takich wyjazdów niepełnosprawni białostoczanie mieli okazję poznawać ludzi z innych miast, którzy, tak jak oni, zmagają się z niepełnosprawnością.
Nikołajuk przez wiele lat pracował też w Podlaskim Stowarzyszeniu Sportowym Osób Niepełnosprawnych „Start”, gdzie prowadził treningi z koszykówki i tenisa stołowego dla osób dorosłych na wózkach...
- Ta praca dawała mi ogromną satysfakcję, jednak nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś sam będę niepełnosprawny.
Nie znasz dnia ani godziny
Życie trenera Nikołajuka zmieniło się 11 sierpnia 2016. A właściwie dzień wcześniej...
- Zaczęła mnie strasznie boleć głowa, a lewa ręka całkowicie zdrętwiała - wspomina. - Poszedłem do lekarza rodzinnego, ten zmierzył mi ciśnienie i powiedział, że głowa boli mnie pewnie od lekko podwyższonego ciśnienia, a ręka drętwieje, bo... spałem na złej poduszce. I po takiej diagnozie odesłał mnie do domu.
Kolejnego dnia, kiedy pan Andrzej czuł się jeszcze gorzej, siostra zawiozła go na SOR. Tam zrobiono mu tomografię komputerową mózgu i okazało się, że to udar. Po diagnozie trafił na Oddział Udarowy w Szpitalu Wojewódzkim w Białymstoku. -W pierwszych dobach walczyłem o życie. Miałem dużo szczęścia, bo niewielu przeżywa udar. Kiedy mój stan się poprawił, trafiłem na Oddział Rehabilitacji z lewostronnym niedowładem kończyn. Spędziłem tam 16 tygodni. Poprawa była ogromna. Jak mnie przyjmowali, nie byłem w stanie samodzielnie chodzić, a kiedy wypuszczali - poruszałem się prawie o własnych siłach, no, z pomocą czwórnogu - opowiada.
Od pamiętnego dnia minęło już dziewięć miesięcy. Trener Nikołajuk nadal potrzebuje intensywnej rehabilitacji.
- Teraz czuję się znacznie lepiej. Na początku walczyłem o życie, bo miałem świadomość, że to śmiertelna choroba. Kiedy przetrwałem najgorsze, postanowiłem zrobić wszystko, żeby dojść do siebie. Wychodzę z założenia, że to co się stało, to się nie odstanie. Ja mam jedynie wpływ na to, co będzie w przyszłości i staram się robić wszystko by wrócić do pracy i na boisko - podkreśla.
Najtrudniej było mu pogodzić się z tym, że jeszcze niedawno to on pomagał innym, a z dnia na dzień stał się osobą, która sama potrzebowała opieki i wsparcia.
- Prawdą jest, że nie zna się dnia ani godziny - mówi pan Andrzej. - Osoby niepełnosprawne, które trenowałem, też nie znalazły się na wózkach z własnej woli. Ich historie są bardzo różne i każdą z nich trzeba rozpatrywać indywidualnie. Niektóre utraciły sprawność w wyniku wypadków samochodowych, inne - kolejowych, a kolejne zostały niepełnosprawne w wyniku błędów lekarskich.
Wzruszenia
Andrzej Nikołajuk jest bardzo lubiany przez kolegów i koleżanki z pracy, a także przez uczniów i ich rodziców. Dlatego cała społeczność białostockiej Szkoły Podstawowej nr 14 włączyła się w pomoc wuefiście.
- Najpierw zbieraliśmy pieniądze we własnym zakresie - opowiada Elżbieta Wasilewska, która tak jak pan Andrzej jest nauczycielem wychowania fizycznego w SP nr 14. - Z czasem przyłączyli się do nas rodzice uczniów, którym także nie jest obojętny los Andrzeja. Wspólnymi siłami zorganizowaliśmy charytatywny piknik rodzinny, z którego dochód został przeznaczony na rehabilitację tego wspaniałego człowieka.
A co na to pan Andrzej?
- Chciałbym podziękować wszystkim, którzy mnie wspierają - mówi wzruszony. - Dziękuję kolegom z AWF-u - Krzysztofowi Zadykowiczowi i Jarosławowi Mirońskiemu, którzy wpadli na pomysł, żeby przy wsparciu fundacji zbierać pieniądze na moją rehabilitację. Dziękuję też społeczności szkolnej z SP nr 14, za ich pomoc, zaangażowanie i zorganizowanie wspaniałej imprezy.
Obecnie pan Andrzej wymaga intensywnej i kosztownej rehabilitacji. Jego leczenie można wesprzeć dokonując wpłaty na konto Stowarzyszenia Wspierania Aktywności Lokalnej „Wspólni razem”, mieszczącego się przy ul. Międzyrzeckiej 15 A, 08-200 Łosice.
Numer konta: 9380 3800 0700 0100 6320 0000 10, z dopiskiem „Pomóżmy Andrzejowi”.