Polskie wojsko zatrzymało bolszewików nad Wisłą
Od prawie stu lat toczy się dyskusja czy Bitwę Warszawską wygrał Józef Piłsudski, Matka Boska Zielna czy też francuski generał Maxime Weygand, o którym mówiono, iż jest ojcem planu kontrofensywy znad Wieprza.
Sto lat to szmat czasu, wydawać by się mogło, że ostygły już emocje polityczne z nią związane. Nieprawda. I dzisiaj, podobnie jak dziesięć dekad temu, najważniejsza wy daje się odpowiedź na pytanie, kto ową bitwę wygrał: Józef Piłsudski, Matka Boska Zielna czy może francuski generał Maxime Weygand, którego przedstawiano, jako ojca planu kontrofensywy znadWieprza...
W jednym historycy wydają się być zgodni: Wojna polsko-bolszewicka powstrzymała rewolucję komunistyczną na progu Europy. Zaś angielski polityk oraz historyk, lord Edgar Vincent D’Aberenon, jeszcze przed 1939 rokiem uznał Bitwę Warszawską za 18. bitwę decydującą o losach świata.
Rok 1920. Bolszewicy nacierali na Polskę dwoma frontami. Zachodnim - idącym z kierunku Wilna (choć samo miasto ominął), przez Baranowicze na Warszawę - dowodzi Michaił Tuchaczewski. Południowo-zachodni (z Kijowa na Lwów i Lublin) oddano pod dowództwo Aleksandra Jegorowa. Te dwie machiny wojenne rozdziela Polesie. Oba fronty mają się spotkać w trójkącie Warszawa-Lublin-Zamość.
Los Polski wydaje się przesądzony. Jednak 15 sierpnia 1920 r. dochodzi do „cudu nad Wisłą”. I od razu wyjaśniam - cud wymyślili endecy. W kategorii cudu można natomiast rozpatrywać inne wydarzenie. Pułk ułanów zdobył w Ciechanowie jedyną w tym rejonie radiostację bolszewicką. Rosjanie nie mogli więc porozumieć się ze stacjonującym w Mińsku Tuchaczewskim. W efekcie część bolszewickich oddziałów przekroczyła Wisłę i zapędziła się daleko na północ, a dalej, idąc wzdłuż granicy z Prusami Wschodnimi (Niemcami), na Zachód. Polacy wiedzieli, co się dzieje u przeciwnika, mieli doskonały radiowywiad i potrafili wyciągać wnioski ze zdobytych informacji.
Sprzyjało im też szczęście. Jegorow nie potrafił utrzymać w ryzach Budionnego. Pod wpływem Stalina, który był ważną personą na froncie południowo-zachodnim, i wbrew rozkazom Budionny postanowił zdobyć Lwów.
Pozwoliło to Piłsudskiemu wycofać część wojsk z okolic Lublina i utworzyć grupę uderzeniową generała Rydza-Śmigłego. Marszałek zastosował plan, który można opisać tak: lewą ręką trzymać przeciwnika (wojska Tuchaczewskiego) za koszulę (robiły to oddziały i rzesze ochotników zgromadzone na przedpolach Warszawy, w rejonie Wołomina i Radzymina), a prawą ręką wyprowadzić sierpowy, który powali go na deski. W tym przypadku prawicą była grupa generała Rydza-Śmigłego i armia pod dowództwem generała Sikorskiego, która uderzyła na Moskali z rejonu Modlina. Sierpowy był powalający, Polacy wygrali Bitwę Warszawską.
Nikt nie ma wątpliwości, że wojna z 1920 roku uratowała Polskę przed wcieleniem do ZSRR. Bolszewicy byli już do tego przygotowani.
Spór toczy się o co innego. Czy ocaliliśmy przed bolszewikami całą Europę czy też przede wszystkim samych siebie. Coraz częściej słyszy się właśnie tę interpretację popartą stwierdzeniem: w 1920 roku Rosjanie nie mieli zamiaru wspierać niemieckich komunistów, bo już dawno w Berlinie stłumiono rewolucję.
Ja wolę inną: ocaliliśmy całą Europę. Rosjanie nie zatrzymaliby się w Polsce. Zdobyliby Niemcy i poszli dalej. Nie na darmo rozkaz Tuchaczewskiego brzmiał: na Warszawę, Berlin i Paryż marsz.