Polskie strefy: nawet w Grecji jest disco polo
Polskie seriale, turnieje wiedzy o Polsce i hit „Ona tańczy dla mnie”. Tak wyglądają zagraniczne wyjazdy Polaków. I nie chcemy tego zmieniać.
Quiz o polskich serialach, potem turniej wiedzy o Polsce i karaoke z rodzimymi szlagierami. Tak mogą wyglądać zagraniczne wczasy, jeśli wybierzemy pobyt w jednej z polskich stref. W tym sezonie wprowadziła je łódzka firma Rainbow Tours. Ale swojskiej polskości w znanych kurortach nigdy nie brakowało.
Polskie strefy to wyznaczone miejsca, w których będąc na plaży w Grecji lub Chorwacji można poczuć się jak nad Bałtykiem. W strefach dyżurują polskie zespoły animatorów, co wieczór prowadzone są dyskoteki, wieczory tematyczne i animacje.
Zajęcia wymyślane są pod rodzime gusta. Najpierw jest zapoznawczy grill z kiełbaskami, potem konkurs na rozpoznawanie melodii z polskich seriali. Jest też wieczór z polskimi kultowymi filmami oraz quiz z wiedzy o kraju pt. „Kocham cię Polsko”.
Kiełbasa jednak od Greka
Pilotażową polską strefę wprowadziła rok temu łódzka firma Rainbow Tours. W tym roku strefy weszły do stałej oferty. I z miejsca wzbudziły zainteresowanie turystów i mediów.
Emilia Bratkowska z działu PR Rainbow Tours tłumaczy, że strefy były odpowiedzią na potrzeby klientów. Wciąż bowiem część osób wybiera wakacje nad polskim morzem, bo tu czuje się swojsko i bezpiecznie. Rainbow Tours traktuje strefy jako misję edukacyjną.
- Polska strefa to trochę oswojona zagranica i fajny sposób, żeby po raz pierwszy wyjechać za granicę - mówi Emilia Bratkowska. - Mamy nadzieję, że ludzie do takiej strefy pojadą i złapią bakcyla podróżowania, a w kolejnym roku pojadą już gdzie indziej.
Część osób wybiera strefy, bo po prostu chce się dobrze bawić i poznać nowych ludzi. - Polacy są towarzyscy, lubią nawiązywać nowe znajomości. A za granicą ze względu na bariery językowe może to być trudne - wyjaśnia Emilia Bratkowska.
Nie brakuje jednak i takich, którzy ze stref się podśmiewają, traktując je jako przejaw polskiej zaściankowości i strachu przed innymi. Emilia Bratkowska zapewnia, że bawią się w nich lekarze, biznesmeni, ludzie wolnych zawodów znający języki obce. I że nie ściągają do stref krajowej kiełbasy, bo byłoby to nieekonomiczne.
- Nie ma tam parawanów, polskich kiełbas ani wódki popijanej piwem. Jest świetna zabawa - wyjaśnia Emilia Bratkowska. - Gdyby nie obowiązująca od godz. 23 cisza nocna ludzie bawiliby się do białego rana - zapewnia.
Strefy ze względu na język przeznaczone są głównie dla Polaków. Ale nie są zamknięte. - Czasem zdarza się, że na nasze dyskoteki przychodzą Grecy lub turyści innych nacji - zapewnia Emilia Bratkowska.
Dobre czy nie, strefy okazały się wielkim hitem. Większość miejsc na ten sezon została wyprzedana. - Jesteśmy bardzo zadowoleni ze sprzedaży w tym sezonie. Jednak to wciąż niewielki procent naszej oferty. Skorzysta z nich w tym roku może 10 proc. klientów - wyjaśnia pracownica firmy turystycznej.
Ona tańczy dla Niemców
Polska strefa to swojska rozrywka na wyjątkowo dużą skalę. Ale osoby bywające na wczasach typu all inclusive do polskich rozrywek są przyzwyczajone.
Pani Ewa z Łodzi z polskimi akcentami wypoczynkowymi zetknęła się kilka lat temu na wyspie Rodos. Zamieszkała w hotelu w którym oprócz innych nacji było sporo Polaków.
- Dlatego oprócz międzynarodowych przebojów puszczano w hotelu modną wówczas piosenkę „Ona tańczy dla mnie” - mówi pani Ewa. - Animatorki z Czech i Wenezueli stworzyły do niej układ taneczny, choć nie mówiły ani słowa po polsku - relacjonuje pani Ewa. Na pamiątkę z wakacji kupiła płytę z piosenkami z greckiego hotelu. Była na niej także „Ona tańczy dla mnie”.
Pani Ewa mówi po angielsku, więc polskie animacje nie są jej potrzebne. Jednak przy wyborze wczasów dla swoich rodziców zwracała na to uwagę.
- Rodzice są już starszymi ludźmi. Z języków obcych znają tylko rosyjski. Rzadko jeżdżą za granicę - wylicza pani Ewa. - Dlatego bardzo dokładnie sprawdziłam, czy na miejscu będzie polski rezydent i wszystkie wycieczki będą prowadzone po polsku. Po angielsku rodzice niewiele by z oprowadzania skorzystali - wyjaśnia.
Polskie strefy to nowość, ale rozrywki skierowane do danej grupy narodowej są znane bywalcom zagranicznych wczasów. A w hotelowym menu oprócz angielskiego śniadania, francuskich rogalików i niemieckich kiełbasek pojawiają się schabowe.
Pani Joanna z Łodzi dwa lata temu pojechała na wakacje na grecką wyspę Kos. Znalazła bardzo korzystną ofertę last minute. W ferworze zakupów nie przyglądała się specjalnie warunkom. Trafiła w sam środek wakacyjnej strefy niemieckiej.
- Było nas dziesięciu Polaków i około setki Niemców, głównie w wieku 50 plus - opowiada Joanna.
To sprawiło, że hotel zdecydowanie kierował ofertę dla jednej narodowości. - Wszystkie animacje odbywały się po niemiecku. Co wieczór tańczono do niemieckich piosenek ludowych, obśmiewano w kabaretach gwiazdy niemieckiej sceny rozrywkowej. Nasi towarzysze tarzali się ze śmiechu, a my nie wiedzieliśmy o co chodzi. Byłam na dwóch takich wieczorach i dałam sobie spokój - opowiada łodzianka.
W hotelu mimo wakacji panował też porządny niemiecki dryl.
- O godz. 23 zaczynała się cisza nocna i Niemcy jak na komendę szli do pokojów. Pierwszego dnia nie wiedziałam o tym i usiadłam z koleżanką na balkonie z drinkiem. Byłyśmy w miarę cicho, ale i tak sąsiad po niemiecku przywołał nas do porządku - opowiada łodzianka.
Jednak poza panującą wszędzie niemieckością wakacje były udane. - Hotel był dobry, wyspa wspaniała, a kuchnia wcale nie niemiecka, lecz międzynarodowa - relacjonuje łodzianka.
Jednak w końcu Polacy się zdenerwowali. - Daliśmy animatorkom pendrive’a z polską muzyką i zażądaliśmy puszczania naszej muzyki. Niemkom nawet się podobała. Bujały się do rytmów „Ona tańczy dla mnie” i były bardzo zadowolone - mówi łodzianka.
Na wczasach można się bać
O tym, że wakacje za granicą dla jadących pierwszy raz mogą być przyczyną dużego stresu przekonana jest pani Patrycja, łodzianka. Kilka lat temu jako osoba towarzysząca pojechała ze swoim chłopakiem na szkolenie do Włoch. W firmowym samochodzie i w hotelu było wolne miejsca, łodzianka skorzystała z okazji, by niemal za darmo mieć tydzień wakacji. Ale nie wszyscy tak myśleli.
- Oprócz mnie pojechała jeszcze jedna dziewczyna, 20-latka, z zawodu fryzjerka. To była jej pierwsza podróż za granicę - opowiada łodzianka. - Dziewczyna bała się siedzieć sama w pokoju, bo ktoś mógł zapukać i powiedzieć do niej coś po włosku. Bała się też wyjść na miasto i wolała być głodna niż zamówić pizzę w restauracji. Jej chłopak całe dnie siedział w pracy, a ja zamiast wypocząć robiłam za pilotkę i wsparcie duchowe. Jeśliby ta dziewczyna miała jechać za granicę, to tylko do polskiej strefy - mówi.
Pomysł polskich stref chwali łódzki psycholog Michał Grzesik. Tłumaczy, że lęki i fobie można mieć przed wszystkim, w tym także przed podróżą zagraniczną. - Jest w tym pewien element racjonalnego strachu przed nieprzyjemnymi zdarzeniami, które mogą nas w podróży spotkać. Jednak większość obaw wynika z wyobrażania sobie najróżniejszych konsekwencji tych sytuacji - wyjaśnia psycholog.
Jego zdaniem lęk przed podróżami może przytrafić się osobom introwertycznym, które dodatkowo zostały wychowane w niskim poczuciu własnej wartości i przekonaniu, że zawsze może zdarzyć się coś złego.
- Aby pozbyć się lęku trzeba skonfrontować go z realnymi doświadczeniami. Ale żeby takie mieć, trzeba za granicę wyjechać - wyjaśnia psycholog.
Pomóc w przezwyciężeniu lęku mogą psychiczne koła ratunkowe. - Może to być druga osoba lub przedstawiciel biura, który służy na miejscu wsparciem - wyjaśnia Michał Grzesik. Rozwiązaniem problemu może też być polska strefa. - Podejrzewam jednak, że jest wiele osób, które jadąc za granicę chcą jej doświadczyć, zamiast spędzać czas z Polakami, polską telewizją i kuchnią - mówi Michał Grzesik. - Takie osoby nawet jeśli będą mieć lęki, będą starać się znaleźć na nie inne rozwiązania.