Smutna rzeczywistość dziecięcych szpitali - mały pacjent śpi na łóżku, a pod nim mama zwinięta na kocu lub karimacie, drżąca czy zaraz nie wejdzie pielęgniarka, która znów zrobi jej awanturę.
Czasami są krzesła, na których można się zdrzemnąć. To nic, że boli kręgosłup i jest niewygodnie. Czasami pozwolą przespać się na podłodze, na macie albo kocu - choć nie wszędzie jest na to zgoda. Choć obok stoi łóżko, nie można się na nim położyć. Tak mijają dni, tygodnie, miesiące. Jak mówią ci, którzy tego doświadczyli, z czasem człowiek się przyzwyczaja, znieczula. Nie ma siły na walkę z wiatrakami, więc śpi na tym niewygodnym krześle lub podłodze. Bo co innego można zrobić?
Tak wygląda codzienność „matek-karimatek” - rodziców, których dzieci trafiają do polskich szpitali. Potrzebują opieki mamy i taty, więc któreś z nich zostaje na cały czas leczenia. Jeśli dziecko spędza na szpitalnym oddziale kilka dni - problem jest mniejszy. Gorzej, kiedy maluch ciężko choruje.
Wtedy trzeba przeorganizować całe swoje życie i nastawić się na wiele nieprzespanych nocy. Bo skoro nie ma dla rodzica nawet leżanki, jest skazany na to niewygodne krzesło. A narzekać też głupio, bo przecież tutaj chodzi o dzieci. Im ma być wygodnie, dobrze, mają mieć najlepszą opiekę. Rodzic zostaje w tle.
Mama pod łóżeczkiem
Czytaj więcej:
- Mama pod łóżeczkiem, złamany regulamin i nielegalne koce...
- Jak z sytuacji tłumaczy się szpital?
- Czekali, aż zrobi się ciemno i układali na podłodze koce. Zapadali w półsen, nasłuchując, czy nie idzie pielęgniarka...
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień