Polskie kłopoty z praworządnością
Po wyborach parlamentarnych w Polsce w październiku 2015 r. władzę przejęła koalicja PiS, Solidarnej Polski i Zjednoczonej Prawicy. Rząd szybko przystąpił do realizacji zapowiadanej w kampanii wyborczej „dobrej zmiany”.
Nie było wątpliwości, że będzie rządzić w Polsce, bo lista PiS uzyskała większość parlamentarną. Ale to nie upoważnia koalicji do zmiany Konstytucji. Do tego potrzebna jest większość konstytucyjna, czyli 307 głosów. PiS ma ich 234, a z partią Kukiz’15 mógłby mieć 266. To za mało.
Zasada wyższości Konstytucji nad innymi ustawami to nie polski wymysł, a standard światowy. Zawiera fundamentalne zasady ustroju państwa, podstawowe prawa i obowiązki obywatelskie. Każdy akt ustawodawczy niższy od Konstytucji, by mógł być ważny i obowiązujący, musi być z nią zgodny.
Spór polskiego rządu z Unią dotyczy wielu spraw, wśród których dwie stanowią poważny problem. Pierwsza to brak zgody polskiego rządu na przyjęcie uchodźców. W drugiej chodzi o wadliwe reformy polskiego systemu sądownictwa. Zostały nimi objęte: Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Krajowa Rada Sądownictwa i sądy powszechne.
Długie przepychanki i kilka kolejnych wersji projektów ustaw oraz zaniechania konstytucyjnego obowiązku zaprzysiężenia sędziów tego Trybunału przez prezydenta, wątpliwości dotyczące nominacji prezesa Trybunału i niekonstytucyjny tryb jego procedowania, doprowadził do stworzenia Trybunału-atrapy, zależnego od decyzji politycznych.
Ostatnio pojawiła się sprawa wycinki tysięcy drzew w Puszczy Białowieskiej, znajdującej się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO i będącej Obszarem Chronionego Krajobrazu. Sprawa została przekazana Trybunałowi Sprawiedliwości UE, a zlekceważenie jego postanowień grozi Polsce bardzo wysokimi karami pieniężnymi.
Od samego początku kadencji obecny Sejm jest rodzajem spektaklu przybierającego formę komedii, dramatu, satyry, tragedii i innych sposobów przedziwnej gry między większością i mniejszością, czyli między wodzowską partią i resztą świata.
Wielkie projekty ważnych ustaw pojawiały się w oka- mgnieniu i zanim można je było dobrze przeczytać, były uchwalane, zazwyczaj w nocy. Projekty poselskie, bez konsultacji i dyskusji, szły do Dziennika Ustaw jak fala za falą, popychane podmuchem entuzjazmu zwycięzców.
W taki to sposób w ciągu kilku dni i nocy uchwalono ustawy reformujące system sądownictwa w Polsce, łamiące zasady Konstytucji, jak niezawisłość sędziów, ich nieusuwalność, a przede wszystkim poddanie ich władzy wykonawczej, mimo że „Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz” (art. 127 Konstytucji).
Zasada trójpodziału władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą jest fundamentem państwa prawa. Reforma prawa dotycząca sądów jest w Polsce potrzebna i oczekiwana, ale spotkała się z protestami, ponieważ w tej wersji, w jakiej jej dokonano, sądownictwo w Polsce zostało poddane politycznej inwigilacji. Dostrzegł to prezydent RP i zawetował ustawy o SN i KRS, ale podpisał ustawę o sądach powszechnych, sprzeczną z Konstytucją.
Dlaczego UE czepia się polskiego ustawodawstwa? Odpowiedź jest prosta. Polska wchodząc do Unii zobowiązała się do stosowania zasad prawa obowiązującego w państwach Unii, zgodnie z przyjętymi przez Polskę traktatami, zwłaszcza Lizbońskim; niestosowanie się do nich rodzi konsekwencje polityczne i gospodarcze.
Unia pozwoliła Polsce na cywilizacyjny skok - choćby w polskim rolnictwie czy budowie sieci autostrad i mnóstwa inwestycji ogólnopolskich i lokalnych. Bez nich nie dźwignęlibyśmy Polski na poziom międzynarodowy, który, jak dotąd, nie dorównuje standardom bogatych państw Unii, ale pozwolił Polsce wejść do grona państw z potencjałem gospodarczym i politycznym, liczącym się w Europie i świecie.
Jeżeli Europa liczy się z nami, to i my mamy obowiązek liczyć się z Unią, bo od tego zależy nasza przyszłość. Nie próbujmy wybić się na mocarstwo, bo jest to nierealne i niepotrzebne.