Polski ład i bezład, czyli czemu w jednej sprawie jest nam potrzebna epokowa koalicja PiS, PO, PSL, Lewicy i antyunijnych euroentuzjastów
Oczekiwana zamiana miejsc: Zjednoczona Prawica przestała się zajmować sama sobą, czyli strzelaniem do koalicjantów jak do rzutków i ogłosiła plan, nad którym można – a nawet trzeba - dyskutować, natomiast Rozproszona Opozycja jeszcze bardziej zajęła się sama sobą, przy czym w PO strzelanie do wy-rzutków stało się główną, jeśli nie jedyną dyscypliną, dystansując chwilowo strzelanie do PiS. Tymczasem w świecie dokonuje się w tej chwili największa zmiana cywilizacyjna od czasu wynalezienia maszyny parowej. Polska – pierwszy raz od stuleci – ma szansę załapać się do grona krajów mających wpływ na tę zmianę i czerpiących z niej korzyści. Jest jednak jeden warunek…
Od czasu ogłoszenia Piątki dla Zwierząt (jak na razie fermy norek mają się bosko) oraz wyroku TK w sprawie aborcji (jak na razie Polki zaczęły masowo jeździć do Czech) - Zjednoczona Prawica tkwiła w permanentnym, zdawało się, kryzysie. Spór o unijny fundusz odbudowy, w którym Zbigniew Ziobro zagrał na siebie ryzykując rozpad koalicji, doprowadził do kryzysu, którego władza miała nie przetrwać. Przynajmniej w głowach paru komentatorów i liderów KO. Wieszczyli, że – tu cytat – „jutro wszystko p…, a lud pomaszeruje pod strzeżony niczym Wilczy Szaniec dom Jarosława Kaczyńskiego – po głowę niedoszłego emerytowanego zbawcy narodu”.
A tu – ta dam! Może być tak, że lud – i to szeroko rozumiany: od uboższych po klasę średnią – będzie Kaczyńskiego chwalił! Bo gospodarka radzi sobie dobrze, płace w kwietniu wzrosły średnio o prawie 10 procent (OK, jednym o 20, a innym o zero), a po zapowiadanej reformie PIT w kieszeniach zarabiających do 5 tys. zł (a to przecież 60 proc. rodaków) oraz 90 proc. emerytów zostanie parę stówek więcej. W tej aurze gotowiśmy zapomnieć nawet o rekordowej od II wojny liczbie zgonów.
Co ciekawe, taki rozwój wypadków przewidział wiele tygodni temu prof. Andrzej Wojtyna z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Jak to ekonomista, policzył wszystkie „winien” i „ma” oraz potencjalne zyski i straty przed głosowaniem nad funduszem odbudowy. Wyszło mu, że jeśli prounijna od zarania część opozycji (PO, PSL, Lewica) nie poprze funduszu, to elektorat tego nie pojmie. Wywoła to wizerunkowy i wewnętrzny kryzys, z którego – zwłaszcza PO – trudno będzie się wykaraskać.
Profesor wyraził też przypuszczenie, że opozycja nie jest na razie przygotowana (technicznie, mentalnie) do przejęcia władzy, którą Ziobro chce jej rzekomo dać na tacy. Nie ma planu, spójnej wizji Polski, ani na pięć miesięcy, ani na pięć lat. Tym samym – jest nieatrakcyjna dla Jarosława Gowina, który (znów: w mózgach publicystów i paru platformersów) miałby dokonać politycznej wolty. Tu jest wicepremierem nielubianym przez innego wicepremiera, ale z całą masą wpływów i stanowisk. A kim miałby być w jakiejś nowej konstelacji? Z Bosakiem i Zandbergiem? Z wrogim prezydentem, TK i prezesem NBP? Po co mu to.
Dziś pół Platformy pluje sobie w brodę, że nie posłuchało Wojtyny i nie zrobiło tego, co Lewica. A drugie pół chce wywalić z partii to pierwsze pół. Szary Polak ma to tam, gdzie hamletyzowanie Ziobry. W popandemicznym krajobrazie zauważa natomiast, że po prezentacji Polskiego Ładu w Zjednoczonej Prawicy totalna nieufność została – teatralnie, ale skutecznie - zastąpiona pragmatycznym entuzjazmem. Ziobrystów – ku niewątpliwej uciesze Kaczyńskiego - zmusza to do tkwienia w szpagacie typowym dla antyunijnych euroentuzjastów. Ale jeśli chcą dosiedzieć na posadach do końca kadencji (a może i znaleźć się na nowych listach PiS), muszą wytrwać i jeszcze się do tego szpagatu szczerzyć.
A PO (chwilowo, ostatecznie?) nie ma do czego. To smutne nie dlatego, że rozpada się formacja, która przeprowadziła nasz kraj przez poprzedni kryzys współtworząc coś, co PiS mógł rozdać w postaci 500 plus. W świecie dokonuje się w tej chwili największa zmiana cywilizacyjna od czasu wynalezienia maszyny parowej. Polska – pierwszy raz od stuleci – ma szansę wejść do grona krajów mających wpływ i czerpiących korzyści. Jest jednak warunek: musimy znaleźć zdrową równowagę między słusznym zaspokajaniem rozbudzonych potrzeb Polaków a mądrym inwestowaniem w dalszy rozwój. Między dzieleniem wspólnego majątku a jego pomnażaniem.
Elity PO okazały się katastrofalnie słabe w pierwszym (Jacek Rostowski przekonywał w 2015, że „nie stać nas na 500 plus”), a część elit PiS jest przerażająco słaba w drugim: za dużo tu mitów, nietrafnych diagnoz, powtórek z rozwiązań, które przyspieszyły krach PRL-u. Ziobrowa reforma Temidy to bubel, który prowadzi nie tylko do konfliktów z UE, ale i utraty kontroli suwerena nad kadrami PiS. A te przecież nie są święte. To ludzie, których moralne słabości, widoczne już teraz na każdym kroku, pozbawione kagańca państwa prawa, mogą zmienić ambitny Polski Ład w znany z przeszłości polski bezład.