- Wbrew pozorom to Zachód jest bliższy sercu Rosji niż Wschód, na czele z Chinami, których się boi. Dziś Rosja jest w potrzasku: próbuje się wzmocnić kosztem Zachodu, by nie zostać młodszym parterem Chin. Ale to nie tak, że Putin jest wszechmogącym strategiem. Popełnia mnóstwo błędów - mówi dr Agnieszka Bryc, politolożka.
Czy Putin potrzebuje wojny?
I tak, i nie. Rosja jest w kiepskiej kondycji. Poparcie dla prezydenta spadło, kiedy przeforsował bolesną dla społeczeństwa reformę emerytalną. Stan rosyjskiej gospodarki też nie jest obiecujący. Putinowi zależy, by odwrócić uwagę Rosjan od tych kłopotów. W takich sytuacjach dotąd zawsze sprawdzały się „projekty zagraniczne”: angażowanie się w wojnę w Syrii czy na Ukrainie. I tym razem mechanizm mógłby zadziałać, pod warunkiem, że Putin miałby możliwości, by faktycznie zdestabilizować militarnie Ukrainę. Takie momenty były, ale dziś imperialistyczne dążenia Rosji raczej nie mają racji bytu, a możliwości Putina zwyczajnie się wyczerpały. Jeśli chciałby coś wywalczyć, to raczej odmroziłby któryś z konfliktów daleko od Ukrainy, np. w którymś z krajów kaukaskich albo Azji Centralnej. Tyle że tam ma silną konkurencję. Państwa bałtyckie nie są potencjalnymi celami ataku. Putin pozwala sobie na otwarty konflikt z państwami, które nie podlegają jurysdykcji NATO. Ale to nie zmienia faktu, że prezydent Rosji może próbować destabilizować politycznie państwa zachodnie, mieszając się w ich wewnętrzne sprawy choćby w cyberprzestrzeni.
Mówi się o tym, że rosyjskie boty i trolle mobilizowały w sieci francuskie „żółte kamizelki” do wzmożonych protestów. To znaczy, że rosyjska propaganda jest dziś silna na Zachodzie?
Znowu: i tak, i nie. Była silna, gdy Zachód nie był na nią przygotowany. Wpłynęła na wzrost populizmu w państwach Europy Zachodniej i w USA. Podgrzewała niepokoje społeczne, egoizm, ekstremizm. Rosyjska propaganda miała się dobrze aż do momentu, kiedy na jaw wyszło, jak bardzo namieszała podczas wyborów w USA i że Trump wygrał dzięki pomocy Rosji. Choć Rosjanie mogli wirtualnie pomóc Brytyjczykom doprowadzić do brexitu, mogli wspierać „żółte kamizelki”, dziś już nie tak łatwo jest im mieszać się w sprawy innych państw. Po pierwsze, dzięki zastosowanym mechanizmom ochrony w sieci, po drugie, z uwagi na coraz gorsze efekty. Państwa Zachodu solidarnie piętnują takie działania, a w dodatku, gdy w społeczeństwie któregoś z nich dzieje się coś niepokojącego, odpowiedzialność zrzucają na rosyjską propagandę. Rosja wpadła we własne sidła.
A co próbowała w ten sposób ugrać?
Rosja konsekwentnie dąży do tego, by osłabić przywództwo Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej w zachodnim świecie. Ma duży problem z Zachodem, ale wbrew pozorom to on jest bliższy jej sercu niż Wschód, na czele z Chinami, których się boi. Dziś jest w potrzasku: próbuje się wzmocnić kosztem Zachodu, by nie zostać młodszym parterem Chin. Ale to nie tak, że Putin jest wszechmogącym strategiem. Popełnia mnóstwo błędów. Europa Zachodnia powoli odrabia straty, jakie spowodowała rosyjska propaganda, nie udał się też reset stosunków z USA, na jaki liczyli Rosjanie po wyborze Trumpa na prezydenta, bo ten (choć obaj z Putinem by tego chcieli) ma związane ręce, nie może być jawnie prorosyjski. I najważniejsze: jeszcze nigdy dotąd Europa nie mówiła tak zdecydowanym głosem w sprawie Rosji, nigdy jej państwa nie były do niej tak jednogłośnie negatywnie nastawione. Sankcje gospodarcze po aneksji Krymu bardzo dotknęły Rosję, co więcej, Zachód ma jeszcze sporo niewykorzystanych możliwości na tym polu. Jeśli dalej uruchamiałby je konsekwentnie, mógłby postawić Rosję w stan bankructwa. Znalazłaby się wtedy w narożniku, do obrony zostałaby już tylko naga agresja. Jak widać, to nie tak, że Zachód jest bezzębny w starciu z Rosją.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień