Polska wolność słowa, czyli dziwny jest ten świat
Popularność listy przebojów radiowej Trójki miała się w ostatnich latach nijak do emocjonalnego przywiązania i znaczenia, jakie ma ona wciąż dla pokolenia ludzi dorastających w czasach późnej komuny, którzy dziś są najbardziej zainteresowani życiem politycznym w Polsce.
I pewnie dlatego machinacje przy w sumie błahej (jak na twórczość Kazika Staszewskiego) piosence, stały się kroplą, która przelała czarę goryczy. Odejście z anteny tuzów w rodzaju Wojciecha Manna, Marka Niedźwieckiego, Piotra Kaczkowskiego, Hirka Wrony czy Agnieszki Szydłowskiej - to dla naszego radia prawdziwa tragedia i nie zakryją jej żadne aluzje do komunistycznej przeszłości niektórych dziennikarzy.
Zwłaszcza jeśli się pamięta, iż broniący obecnej linii radia Krzysztof Czabański, szef Rady Mediów Narodowych, sam ma w życiorysie długą kartę wiernej służby w ramach ZMS i PZPR. A jego ostatni wywiad dla RMF może być przykładem żałosnej nowomowy przywodzącej na myśl bełkotliwe komunikaty z epoki PRL.
Afera w Trójce pokazuje wyraźnie, jak obecna władza traktuje wolność słowa i czego możemy się po niej spodziewać w przyszłości. Przy okazji wychodzi też na jaw, jak wielu ludzi po drugiej stronie barykady ma równie wąskie horyzonty. Wyrzucają oni Kazikowi łagodny ton wobec PiS-u i to, że nie chodził demonstrować pod sądami, tylko stał się, jako to ujął Jacek Dehnel - „pieczeniarzem”.
Rzeczywiście, marznący pod sądem Dehnel to prawdziwy bojownik o wolność w porównaniu z Kazikiem, którego cenzura za komuny tak kochała, że zamiast grać koncerty i nagrywać płyty, musiał zarabiać na chleb na budowach w Londynie. Cóż, jakie czasy, taka odwaga. Chadzający własnymi ścieżkami Kazik do nich nie pasuje.