Polska tradycja sejmowych blokad. Posłowie Janowski, Palikot, Gromadzki
Pat w Sejmie trwa. Blokada mównicy, poselskie bójki i przepychanki, wyzwiska z mównicy i w jej kierunku, freudowskie lapsusy, pijackie mamrotanie - w polskiej polityce wszystko już było.
Wśrodę w Sejmie opozycja nadal okupowała mównicę, marszałek Marek Kuchciński nadal zarządzał obradami przez kryzys, a pod Sejmem nadal protestował KOD. W parlamentarnym cyrku obowiązuje najwyraźniej inny kalendarz, bo rok 2016 jeszcze się nie skończył.
Jeśli ktoś już nie pamięta, co właściwie w Sejmie się dzieje: w środę rozpoczęło się pierwsze posiedzenie od niesławnych obrad 16 grudnia. Wtedy posłowie PO i Nowoczesnej zablokowali mównicę, protestując m.in. przeciwko zmianom ograniczającym obecność dziennikarzy w parlamencie. W efekcie budżet, głównie głosami PiS, został uchwalony w Sali Kolumnowej, co według opozycji było nielegalne. Dlatego jej politycy przez miesiąc prowadzili w Sejmie strajk rotacyjny. Tak, i to wtedy Ryszard Petru był na Maderze.
Jak mawiał klasyk, nie lekceważymy tej sprawy. Ale przecież to tylko rearanżacja tego, co już kiedyś widzieliśmy. Różnica jest taka, że wtedy nie było jeszcze memów.
Żelazny pęcherz posła Gabriela
Taki Gabriel Janowski na widok strajkowej sztafety w sali posiedzeń dziś pewnie parsknąłby śmiechem. 15 lat temu poseł ówczesnego LPR blokował mównicę tak sumiennie, że sparaliżował Sejm na blisko dobę. Demonstrował przeciwko polityce prywatyzacyjnej ministra skarbu Wiesława Kaczmarka. Incydent zakończony interwencją Straży Marszałkowskiej, zapewnił Janowskiemu przydomek „Żelazny Pęcherz” - w czasie trwającego ok. 20 godzin protestu poseł ani razu nie skorzystał z toalety. Gdy w końcu strażnicy wynieśli go z sali plenarnej, grzmiał, że był to „akt gwałtu i przemocy”.
Dobre wspomnienia z roku 2002 musi mieć Marek Borowski, który pełnił wówczas obowiązki marszałka Sejmu. Oprócz Janowskiego, Borowski musiał też negocjować z Andrzejem Lepperem, który niekonwencjonalnymi metodami walczył o zachowanie immunitetu. Najpierw postanowił posłów wymęczyć, przemawiając dwie godziny m.in. o „Kwaśniewskim, który doprowadził do wypłynięcia z Polski 2,3 mld dolarów” oraz o Balcerowiczu, „winnym zbrodni ludobójstwa z przyczyn ekonomicznych”. Zanim finalnie doszło do głosowania, członkowie Samoobrony opanowali sąsiedztwo mównicy abordażem. I... poddali się szybko. A głosowanie w sprawie uchylenia immunitetu nie potoczyło się po myśli Leppera.
Jego partia blokady miała jednak przećwiczone na drogach. W 2005 posłowie w biało-czerwonych krawatach znów zajęli mównicę, tym razem broniąc szpitali przed komornikami. Rozwiesili transparent z napisem: „Stop dla wyprzedaży służby zdrowia. Ratujmy chorych broniąc płac w służbie zdrowia”. Marszałek Tomasz Nałęcz ratował się przerwą, „celem ochłonięcia”.
Palikot kontynuuje tradycję
Tradycje Samoobrony w Sejmie przejęło ugrupowanie, które miało być sanacją polskiego parlamentaryzmu, a głównie dążyło do jego parodii: Ruch Palikota. Były podobieństwa z Samoobroną: populizm, wodzowski styl, grono posłów-debiutantów z osobliwymi pomysłami na karierę oraz porady Piotra Tymochowicza. Ruch wsławił się przy Wiejskiej się m.in. wiecami ludowymi przy mównicy. Tematem najczęściej były relacje państwa i Kościoła. W 2012 r. 40 posłów Palikota postanowiło sprzeciwić się finansowaniu religii z budżetu. Występowali jeden po drugim - każdy recytował, ile religia kosztuje podatników w szkołach w jego okręgu. Gdy wszyscy się wypowiedzieli, po prostu grzecznie rozeszli się. Zresztą, dalsza blokada mikrofonu byłaby bez sensu - protest odbywał się przy pustej jak studencka lodówka sali.
W 2015 roku uwagę na siebie próbował zwrócić Armand Ryfiński, były poseł Ruchu, niedoszły prezydent Częstochowy. Najpierw protestował przeciwko przeniesieniu przez PO debaty w sprawie uchodźców do Sali Kolumnowej („Wszyscy się tam nie pomieścimy!” - brzmi znajomo?). Potem pożalił się na kondycję tego świata, by na koniec zostać wykluczonym z dalszych obrad przez marszałek Małgorzatę Kidawę-Błońską.
Kto jak nie my przypomni też szybko zapomnianego posła Jarosława Gromadzkiego (na rok objął mandat po Robercie Biedroniu). Jedyną rzeczą, którą zapisał się w sejmowej kronice, była krótka okupacja mównicy w grudniu 2015 r. „Ministrowie mówią nieprawdę, posłowie naginają fakty. Nie dopuszcza się do głosu strony społecznej!” - grzmiał Gromadzki. Upomniany, a następnie wykluczony z obrad przez marszałek Kidawę-Błońską, zaczął krzyczeć: „Co to jest!” Co wy tu robicie?”, po czym, w czasie przerwy, opuścił salę w asyście Straży Marszałkowskiej.
Blokady w Sejmie mają coś z głośnego mieszania łyżeczką w filiżance. Wszyscy to usłyszą, ale herbata dzięki samemu mieszaniu nie stanie się słodsza. Podobnie z okupacjami i demonstracjami - do tej pory nigdy nie przyniosły takich efektów, na jakie liczyli protestujący.
Sejm folklorystyczny
Każda z takich akcji wpisywała się za to w sejmowy folklor. Taki, którego bohaterami byli przywołany już Janowski (skakał, krzyczał, całował kolegów po rękach), Józef Zych z PSL („Wysoki Sejmie, nie pierwszy raz staje mi...”) czy Zdzisław Mamiński z SLD (pozdrawiał w Sejmie austriackiego dziennikarza okrzykiem „Heil Hitler!”). Do tego liczne grono deputowanych, którzy przegrali nierówną walkę z procentami w sejmowym barze: Elżbieta Kruk z PiS („Potrafię coś tam, coś tam”), Andrzej Pałys z PSL, który z trudem się przedstawiał, albo śpiący w korytarzach Krzysztof Gregorek z PO i Bogdan Pęk z PiS.
Wspomnieliśmy o poliglotach? Śląska posłanka PO Ewa Kołodziej przemawiała po niderlandzku, bo myślała, że słucha jej Frans Timmermans z Komisji Europejskiej. Marian Curyło (SO) wybrał arabski. W 2004 r. mówił tak: „Salem alejkum! Samoobrona gul-gul. Mister Belka, jala biet. Mówiłem po arabsku. Chciałem zwrócić uwagę na trudną sytuację w irackich więzieniach. Tam gwałcenie to norma. Więźniów związują za ręce, majtki w dół, pupy wypięte. I gwałcą”.
W tej ostatniej kwestii chyba nic się nie zmieniło. Wkrótce ktoś nam o tym przypomni.