Polska teleżenada, czyli dziwny jest ten świat
Może uznają Państwo, że źle to o mnie świadczy jako o dziennikarzu, ale muszę się do czegoś przyznać. Od czterech lat nie posiadam w domu telewizora.
Uważam bowiem, że wystarczy mi towarzystwo tego urządzenia w biurze, w godzinach pracy, zaś potem wiarygodne wiadomości mogę czerpać z pominięciem tv. Ilekroć jednak wyjadę do krewnych bądź znajomych, staram się sprawdzać, co też płynie z teleekranu. I za każdym razem jestem bardziej zadziwiony.
Poziom żenady, jaki osiągają nadawcy, przebił już dawno dno i penetruje coraz mroczniejsze tereny. Emitowane do znudzenia stare filmy i seriale przyrodnicze (które są dostępne za pomocą kilku ruchów ręki w sieci), powtarzane w nieskończoność te same newsy bez ich pogłębiania, albo różne reality shows oparte na coraz głupszych pomysłach. A to o zagubionych ludziach szukających pary, a to o dziwacznych paniach i panach z kasą, a to o dylematach odchudzania pewnej gwiazdy czy też różnych absurdalnych hobby...
Kiedy się to ogląda, stary „Big Brother” jawi się wprost oscarowym dziełem. Naprawdę, nie ma takiej bzdury, jakiej nie dałoby się dziś wykreować na istotne zjawisko. Ja rozumiem, że twórcy tych dzieł muszą z czegoś żyć, ale czy naprawdę wieczorem są w stanie spokojnie patrzeć w lustro? Nie mam tu zamiaru wykreować tezy, że w internecie jest lepiej - koń, jaki jest, każdy widzi. Zastanawia mnie jednak, jak to możliwe, że źródeł pozyskiwania pieniędzy nie da się znaleźć w mniej żenujących projektach.
Czy aż tak już zgłupieliśmy, że nasze mózgi trzeba faszerować aż tak bezwartościową papką? Czy tylko decydentom się wydaje, że jesteśmy niespełna rozumu, bo im samym brakuje wyobraźni?