Polska gospodarka czy gospodarka w Polsce [rozmowa]
Rozmowa z prof. Kazimierzem Kikiem, politologiem z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach o odzyskiwaniu polskiej gospodarki.
Wicepremier Mateusz Morawiecki chce przeznaczyć bilion złotych na rozruszanie polskiej gospodarki.
To już zapowiadał Jarosław Kaczyński w kampanii wyborczej, nawet wymienił wtedy kwotę 1,4 bilion złotych. Ten program trafia w punkt polskich interesów. Tylko zawsze trzeba pamiętać o różnicy między „chcieć”, a „móc”. Cel jest oczywisty, potrzeba jego realizacji - także. Wcześniej dostrzegł to rząd Platformy, który stworzył Polskie Inwestycje Rozwojowe, ale...
Na podsłuchach z restauracji „Sowa i przyjaciele” najlepiej ten inwestycje podsumował Bartłomiej Sienkiewicz: „chu..., dup.. i kamieni kupa”.
PO, partia neoliberalna, w najmniejszym stopniu nadawała się do zrealizowania takiego pomysłu. Jej zdaniem wszystko miał rozwiązać rynek. Teraz czynnikiem inspirującym ma być państwo. Plan wicepremiera Mateusza Morawieckiego jest bardziej dostosowany do propaństwowej partii jaką jest PiS.
Jaka jest rola państwa w procesach gospodarczych zdaniem PiS?
To sygnalizacja dwóch sztandarowych postulatów programowych PiS: reindustrializacji i repolonizacji - przywróceniu Polsce zdolności do produkowania i tworzenia miejsc pracy. Przypomnę, że jedno miejsce pracy w przemyśle daje trzy miejsca pracy w usługach w okolicy. Wszystkie poprzednie rządy wyprzedały polską gospodarkę obcemu kapitałowi. Trzy czwarte wzrostu naszego PKB jest kreowane przez kapitał obcy. Korzyści nie były inwestowane w Polsce - tylko zabierane przez kapitał obcy. 80 proc. przemysłu motoryzacyjnego jest w obcych rękach, tyle samo przemysłu spożywczego, 63 proc. banków. Szkoda, że dopiero po 26 latach zagrabiania polskiej gospodarki pada postulat PiS. Amerykanie badający nielegalne przepływy kapitału z krajów rozwijających się do rozwiniętych obliczyli, że Polska znajduje się na 20 miejscu w świecie i na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej pod względem najbardziej eksploatowanych państw.
Nie dość, że eksploatowanych, to jeszcze staliśmy się wielką montownią dla zachodnich koncernów.
Kapitał inwestował u nas, korzystał m.in. z taniej siły roboczej i wywoził stąd wartość dodaną. Nazywaliśmy się zieloną wyspą, mieliśmy wzrost PKB, ale to nie był wzrost polskiej gospodarki tylko gospodarki w Polsce.
I doczekaliśmy czasów, kiedy nieliczne firmy zajmujące się produkcją jak np. bydgoska PESA służą innym za wzór. Tylko jakoś wcześniej nikt im nie chciał pomagać.
A gdzie w tamtym czasie było państwo? Projekt Morawieckiego ma pomagać właśnie takim i mniejszym firmom. To dla nich ma być ten bilion. Łatwiej jest ściągnąć zagranicznych inwestorów - sprzedając „kawałek kraju i kilku Polaków” - a trudniej wykreować kapitał, który tworzyłby grunt pod polską gospodarkę. Przy repolonizacji należy zachować proporcje - w dzisiejszym świecie nie da się uniknąć obcych inwestycji, ale np. w Niemczech to ok. 25 procent gospodarki, a u nas 50 - 70 procent! Poszliśmy na łatwiznę. Tak goniliśmy Zachód, że sprowadziliśmy go do nas w czystej postaci - kapitału obcego. Plan Morawieckiego to największa sztuka, która do tej pory nam się nie udała.
Trzymamy kciuki?
To nie wystarczy - problem tkwi w szczegółach. Oby tylko realizacja tego programu nie była oparta na kapitale politycznym PiS. Oni powinni wzbić się ponad błędy PO. Rząd ma kierować, ale muszą zatrudniać ludzi merytorycznie przygotowanych. Także ideowych propaństwowców - patriotów gospodarczych, którzy będą odzwierciedlali ducha PiS i nie dadzą się kupić. Polska klasa polityczna cechuje się niskim poziomem przygotowania merytorycznego, zwłaszcza w gospodarce.