Połowę złota już mamy
Stelmet BC pewnie pokonał Polski Cukier Toruń i po dwóch meczach prowadzi w serii play off (do czterech zwycięstw) 2:0.
Stelmet Zielona Góra - Polski Cukier Toruń 87:66 (20:23, 21:12, 22:16, 24:15)
Stelmet BC: Dragicević 17, Koszarek 12 (2) Moore 9 (1), Kelati 8 (2), Zamojski 3 oraz: Florence 21 (4), Hrycaniuk 10, Gruszecki 4, Mokros 3 (1), Zywert 0.
Polski Cukier: Trotter 15 (1), Diduszko 12 (2), Mbodj i Weaver po 11, Sulima 3 oraz: Skifić 5, Śnieg 4, Perka 3 (1), Michalski 2, Wiśniewski i Sanduł po 0
Sędziowali: Marek Ćmikiewicz, Marek Kowalski (obaj Wrocław), Tomasz Trojanowski (Kraków),
Widzów: 4.220
rwszym wyraźnie przegranym czwartkowym meczu trener Polskiego Cukru Jacek Winnicki zapowiedział, że jego zespół zagra znacznie lepiej, a przede wszystkim agresywniej. Jeśli tak się stało, to jedynie w pierwszej kwarcie i początku drugiej.
Stelmet miał problem. Nie mógł liczyć na Nemanję Djuriscia. Czarnogórzec doznał urazu stopy podczas zajęć na siłowni i nie mógł zagrać. Był w składzie, siedział na ławce rezerwowych, ale nie było szans żeby pomógł kolegom. Trener Artur Gronek powiedział po meczu, że jest szansa jego występu jutro w Toruniu i oby tak się stało, bo Djurisić w formie w jakiej był w pierwszym spotkaniu bardzo się Stelmetowi przyda.
Zaczęliśmy punktami Thomasa Kelatiego, ale potem za trzy trafił Obie Trotter. Kolejne minuty jakby potwierdzały zapowiedź trenera Winnickiego. Polski Cukier był szybszy, agresywniejszy, a nasi długo nie mogli wejść w ten mecz. W 9 min, kiedy Jure Skifić skutecznie wykonał rzuty wolne i Polski Cukier wygrywał 21:11 było już nerwowo. Na szczęście nasi wzięli się do roboty. Zaczęli gonić. W samej końcówce dynamiczną akcję wykonał Jamesa Florence, trafił za dwa, a po faulu poprawił wolnym i rywal wprawdzie wygrywał, ale już tylko 23:20.
Na początku drugiej kwarty ciągle jednak nie wyglądało to tak jakbyśmy oczekiwali. Nie potrafiliśmy się przełamać, a Polski Cukier po chwili słabości znów miał dobry okres i wykorzystywał błędy gospodarzy. Powoli, ale systematycznie nam odjeżdżali . Po rzucie Bartosza Diduszki w 34 min rywale wygrywali 30:23 chwilę potem po koszu Trottera Polski Cukier prowadził 34:27. W tym momencie w tym spotkaniu nastąpił wyraźny przełom. Zielonogórzanie poprawili się w ataku, a jeszcze bardziej w obronie. Zaczął trójką Florence, który rozgrywał bardzo dobry mecz. Po chwili to samo zrobił Łukasz Koszarek. W międzyczasie Polski Cukier za sprawą Tomasza Śniega i Kyle Weavera dwa razy spudłował. Trener Winnicki, przy stanie 34:30 dla swego zespołu, wziął czas. Nic to nie dało. Nadal trwał koncert zielonogórzan, a torunianim nic nie wychodziło. Po dwóch kolejnych akcjach Koszarka Stelmet odzyskał prowadzenie 35:34 (wcześniej wygrywał tylko po pierwszym rzucie 2:0). Nasza nawałnica trwała dalej . Przed samą przerwą dwa punkty zdobył Adam Hrycaniuk i jeszcze dołożył jeden z osobistego, gdyż był faulowany. Zespoły schodziły na przerwę przy prowadzeniu 41:35. Tak więc wynik ostatnich sześciu minut to 14:1 ( jedyny punkt dla gości zdobył z wolnego Trotter).
Oczywiście prowadzenie różnicą sześciu punktów jeszcze niczego nie rozstrzygało, a, wręcz stawiało sprawę jako całkowicie otwartą._Jednak niemal wszyscy w hali CRS byli przekonani , że z tak grającym Stelmetem rywal nie ma tego popołudnia szans. Nasza ekipa była w ,,gazie” i widać było, że nawet jeśli rywal zagra lepiej niż w tych feralnych dla siebie sześciu minutach, to nie da rady.
I tak właśnie było. Jeszcze przez chwilę rywale starali się dotrzymać kroku zielonogórzanom. Przewaga Stelmetu oscylowała wokół kilku punktów, bo po rzucie wolnym Trottera w 32 min wygrywaliśmy już tylko 45:41. Tak było do połowy kwarty. Stelmet postanowił jednak pozbawić złudzeń rywala. Najpierw trójką poraził gości Koszarek. Trener Winnicki wziął czas. Niewiele to zmieniło. Zaraz po nim nie trafił Aleksander Perka, w odpowiedzi Armani Moore wykonał piękny wsad i po raz pierwszy w tym meczu Stelmet wygrywał różnicą większą niż dziesięć punktów - 56:45. Goście jeszcze walczyli, jeszcze potrafili przez moment zmniejszać różnicą. jednak chyba także oni nie wierzyli, że mogą jeszcze coś w Zielonej Górze zdziałać.
Ostatnia kwarta to już było masakrowanie gości. Z Polskiego Cukru całkowicie zeszło powietrze. Coraz słabiej spisywał się, mocny zawsze, Weaver, gasł w oczach Senegalczyk Cheikh Mbodj, tak aktywny na początku.
Tak więc przez kilka minut czwartej kwarty smakowaliśmy już zwycięstwo. Spokojnie utrzymywaliśmy przewagę kilkunastu punktów. Na pięć minut przed końcem, po osobistych Przemysława Zamojskiego wygrywaliśmy 72:57. W samej końcówce trener Winnicki, widząc co się dzieje, kompletnie odpuścił. Posadził na ławce trzech Amerykanów, którzy w obu meczach zdobyli najwięcej punktów dla jego ekipy. Na parkiecie pojawili się więc Kamil Michalski i Maksym Sanduł. Trener Gonek z kolei dał pograć Kamilowi Zywertowi. Fatalnie zachował się Sanduł. Po zaledwie 20 sekundach pobytu na parkiecie rozeźlony po decyzji sędziów przyznającej piłkę zielonogórzanom ostro gestykulował i dostał ,,technika”. W odpowiedzi walnął piłką o parkiet, dostał drugiego po którym musiał udać się do szatni.
Ostatnie minuty to już spokojne czekanie na końcową syrenę, bo przecież wysokość wygranej Stelmetu nie miała znaczenia. Rywal był już tak zdołowany, że gdyby tylko Stelmet chciał, ta przewaga byłaby znacznie wyższa.
Trzeba pochwalić zielonogórzan. Znów zagrali jak zespół i ekipa, która ma przed sobą konkretny cel i konsekwentnie go realizuje. Bardzo podobał się Florence, który rzeczywiście chyba to co ma najlepsze zostawił sobie na koniec sezonu. Znów udanie walczył Hrycaniuk. Świetnie prowadził grę Koszarek, swoje dołożyli Vladimir Dragicević, Przemysław Zamojski i Armani Moore.
Tym się nie musimy martwić, ale rozczarował Polski Cukier. Po ekipie z Torunia spodziewano się większego oporu. Szczególnie zwiedli Polacy. Bardzo słabe wrażanie zrobił, tak chwalony w rundzie zasadniczej, Łukasz Wiśniewski. W czwartek trafił raz na dziesięć prób, w sobotę rzucał dziewięciokrotnie i ani razu nie trafił. Nic nie pokazał Krzysztof Sulima który zaliczył chyba najlepszy sezon od lat. Diduszko, kolejny bardzo chwalony zawodnik, w sobotę zagrał lepiej niż w czwartek, ale niewiele to dało rywalom.
Trener Gronek podkreślał, że to dopiero połowa drogi, Koszarek wspomniał, że przed nami mecze wyjazdowe, a przecież Stelmet ma ze spotkaniami w obcych halach, w tym sezonie. problem. Trener Winnciki chwalił swój zespół za walkę na początku i zapowiadał, że w Toruniu będzie zupełnie inaczej.
Z pewnością będzie ciekawie. Mecz numer trzy już jutro w Toruniu . Do tematu wrócimy we wtorkowym wydaniu ,,Gl”.