Polowanie na abonentów
Polacy, którzy nie płacą obowiązkowego abonamentu radiowo-telewizyjnego - a takich jest większość - zadają sobie teraz dwa pytania: czy ustawa, która ma uszczelnić ściąganie abonamentu, wejdzie w życie, a jeśli wejdzie, to co stanie się dalej.
Nie ma się co oszukiwać, że większość z tych, którzy abonamentu nie płacą, nie robi tego, bo nie lubi Kurskiego i telewizji politycznej, to znaczy publicznej, jaką nam serwuje. Ludzie przede wszystkim nie lubią płacić i nie lubią się bać, a jest czego.
Przypomnijmy, że projekt ustawy nakłada na telewizje kablowe i platformy satelitarne obowiązek przekazywania Poczcie Polskiej danych osób, z którymi telewizje mają podpisane umowy. Z takimi listami Poczta może stanąć jak myśliwy na ambonie i walić do abonentów jak Szyszko do bażantów.
Czy ustawa zostanie uchwalona? To tak naprawdę zależy od jednego człowieka, tak, tego, którego Państwo mają na myśli. Jeśli ten człowiek powie, że ustawa ma być uchwalona, to będzie. Ale ten człowiek z różnych rzeczy, które zaczęły go za bardzo uwierać, po prostu się wycofał. Tak było z projektem, który uniemożliwiał start w wyborach samorządowych wójtom, burmistrzom i prezydentom, którzy rządzili przynajmniej dwie kadencje, tak było z planem powiększenia Warszawy.
Ten człowiek ma dylemat. Wie, że ludzie będą naprawdę wkurzeni, jak im się każe zapłacić 22,70 abonamentu miesięcznie za oglądanie telewizji, nawet jeśli dostają 500, 1000, albo i więcej na dzieci, które tę telewizję także oglądają. Bo te 500 już mają, a 22,70 mogą stracić. Zresztą jakie 22,70? Jak dojdzie do tego spłata zaległości i kary, to i 500 plus nie wystarczy, żeby zapłacić okup Kurskiemu. Buntują się też płatne telewizje, które boją się ucieczki abonentów, a rzecznik praw obywatelskich pisze do marszałka Sejmu, że ustawa naruszy ochronę danych osobowych. Z drugiej strony jest telewizja Kurskiego, która ma coraz mniej pieniędzy, a gra idzie o setki milionów złotych.
Załóżmy, że ustawa zostanie jednak uchwalona. Prezydent ostatnio przechodzi okres lekkiego buntu, trochę jak niespokojny nastolatek w gimnazjum. Prezesowi jeszcze kosza na głowę na nałożył, ale kto wie, czy takiej ustawy nie zawetuje lub nie odeśle do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał jaki jest, każdy widzi, ale obstawianie w ciemno, że ustawę przyklepie, też niesie pewne ryzyko.
Na razie toczy się wojna nerwów. Można sobie wyobrazić, że w tej wojnie pewnej liczbie abonentów w pewnym momencie puszczą nerwy i zgłoszą się na pocztę, że jednak mają te telewizory, licząc, że i tak zapłacą mniej, niż gdyby ich przydybał kontroler. Mogą na tym wygrać, chyba że za jakiś czas okaże się, że ustawa była jednak niezgodna z prawem. Niejeden może sobie wtedy pluć w brodę, bo czy ustawa okaże się legalna, czy nie, jego nazwisko będzie już w pocztowym rejestrze.