Polna: Kobieta z martwą ciążą ma czekać na lekarza. 3 dni?
W poniedziałek rano, podczas badania usg przy wypisie ze szpitala Milena Napierała dowiedziała się, że jej dziecko nie żyje. Była w szóstym miesiącu ciąży. - Wiedziałam, że nasze dziecko jest bardzo chore i jest duże ryzyko, że ta ciąża tak się skończy, ale to był szok, nie wiedziałam, co dalej, co się będzie działo, jak zostanie rozwiązana ciąża - wyznaje Milena.
Wątpliwości pacjentki nie rozwiał personel Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UMP przy ul. Polnej. - Przychodziły do nas różne osoby, które informowały nas o tym, że zaraz przyjdzie ktoś inny albo, że wszystko powie nam profesor, albo przedstawiały nam teoretyczne możliwości -mówi partner Mileny. - Po kilku godzinach mieliśmy dość tej niepewności. Chcieliśmy wiedzieć, kiedy ktoś się zajmie Mileną.
Tragiczną wiadomość Milena Napierała usłyszała w poniedziałek rano, 13 marca. Podczas rutynowego badania USG przy wypisie ze szpitala kobieta dowiedziała się, że serce jej dziecka nie bije. Milena była w szóstym miesiącu ciąży. Termin porodu wyznaczono na 8 czerwca. Do Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego UMP została przyjęta w czwartek, 9 marca, z zagrożoną ciążą. - Lekarze wcześniej przygotowywali mnie do tego, że tak to może się skończyć - mówi kobieta. - Nasze dziecko miało wiele wad i już w styczniu wiedzieliśmy, że mogę nie donosić tej ciąży albo że dziecko będzie niepełnosprawne. Ale nie spodziewaliśmy się, że w tak trudnym momencie zostaniemy tak źle potraktowani.
Pacjentka twierdzi, że została zostawiona sama sobie. Po poinformowaniu jej o śmierci płodu, nikt nie powiedział jej, jak dalej będzie przebiegał jej pobyt w szpitalu, co się będzie działo.
- Przychodzili do mnie lekarze, ale na każde pytanie odpowiadali, że przyjdzie profesor i wszystko mi powie - mówi Milena. - Była też pani profesor, która teoretycznie uświadomiła nas, jakie są sposoby porodu.
Pacjentkę odwiedził szpitalny psycholog. Poradził, aby spisać na kartce pytania, które para będzie chciała zadać profesorowi, gdy ten już się pojawi. Profesor nie pojawił się jednak przez cały dzień. - Chciałam zapytać, w jaki sposób będą wydostawać dziecko, czy to będzie cesarskie cięcie, czy dostanę znieczulenie - opowiada kobieta. - Najbardziej zależało mi na tym, żeby ktoś mi powiedział, kiedy będą podjęte jakiekolwiek kroki. Ta niewiedza i czekanie były najgorsze.
Mijały kolejne godziny, a każda osoba pojawiająca się przy łóżku pacjentki zapowiadała przybycie kolejnej. - Ciągle słyszałam, że zaraz ktoś przyjdzie i wszystko mi powie - wspomina kobieta.
Około godziny 16 w sali pojawiła się młoda lekarka. - Jutro rano będziemy indukować poród - rozpoczęła. Z treści rozmowy para zorientowała się, co oznacza ten termin. Gdy Milena zapytała, dlaczego dopiero jutro ktoś się nią zajmie, dlaczego całą dobę ma bezczynnie czekać z martwym dzieckiem w brzuchu, usłyszała, że lekarze chcieli jej dać czas na oswojenie się z sytuacją.
Ale kolejny dzień nie przyniósł znaczącej zmiany. - Rano był u nas profesor i powiedział, żeby Milena już nic nie jadła i nie piła, bo zaraz przyjdzie pielęgniarka, żeby przygotować ją do wywoływania porodu - opowiada partner pacjentki. - Po dwóch godzinach wrócił profesor i poinformował nas, że Milena potrzebuje konsultacji ortopedycznej, a taki specjalista będzie miał czas w... czwartek. Nie dalibyśmy chyba rady, aby tak długo bezczynnie czekać.
We wtorek po południu kobieta wypisała się ze szpitala na własną prośbę. Tego samego dnia została przyjęta do Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu. - Tutaj spotkaliśmy się z zupełnie innym traktowaniem - mówi Milena. - Od razu zostałam zbadana przez ortopedę. Personel wykazywał dużo empatii, nie czułam się zbędnym balastem.
Dyrektor szpitala przy ul. Polnej poprosił swoich pracowników o wyjaśnienie sytuacji. - Z uzyskanych informacji wynika, że wszystko przebiegało zgodnie z procedurami - przekonuje Maciej Sobkowski, dyrektor GPSK UMP. - Pacjentka rozmawiała z psychologiem pół godziny po tym, jak dowiedziała się o obumarciu płodu. O godz. 12 doświadczona pani profesor, wysokiej klasy specjalista, poinformowała ją o możliwościach rozwiązania ciąży. Gdy okazało się, że pacjentka cierpi na poważną skoliozę, poprosiliśmy o konsultację ortopedę. Jako szpital ginekologiczno-położniczy nie zatrudniamy takiego specjalisty. Kierownikowi oddziału udało się przyspieszyć tę wizytę z czwartku na środę, ale pacjentki już u nas nie było.
Dyrektor zaznacza, że do szpitala na Polną trafiają najtrudniejsze przypadki ciąż z całej Wielkopolski. - Mamy doświadczenie w postępowaniu w sytuacjach niepowodzeń położniczych - zapewnia dyrektor Sobkowski. - Przestrzegamy w naszej pracy najwyższych standardów.
W Szpitalu Wojewódzkim przy ulicy Lutyckiej wszelkie badania i konsultacje odbyły się w środę rano. Ortopeda stwierdził, że poród martwego dziecka może odbyć się drogą naturalną. O godzinie 11 Milena dostała pierwszą tabletkę na wywołanie skurczów.