Polityka jest kobietą. Ale to ciągła walka z mężczyznami
92 lat temu kobiety zyskały prawa wyborcze. Pierwsza pani minister była związana z Lublinem. Co się zmieniło w polityce od tamtego czasu?
Przełom. Inaczej tego nie można nazwać. 28 listopada 1918 roku. Wtedy właśnie kobiety w Polsce uzyskały prawa wyborcze. Stało się to za sprawą ogłoszonego przez Józefa Piłsudskiego dekretu dotyczącego ordynacji wyborczej, której pierwszy artykuł nadawał prawo udziału w wyborach „wszystkim obywatelom państwa, bez różnicy płci”.
Tym samym II RP dołączyła do grona takich państw, jak: USA (niektóre stany), Nowa Zelandia, Australia, Finlandia (była prowincją rosyjską), gdzie kobiety już miały prawa wyborcze.
Wybory do Sejmu odbyły się w styczniu 1919 roku i mimo jasnego prawa męski świat polityki dla kobiet nie był przyjazny.
Listy wyborcze były zdominowane przez mężczyzn. Władze partii przyznawały kobietom nieliczne miejsca na listach i zazwyczaj ostatnie. Tak było zarówno na lewicy, w centrum, jak i na prawicy. W efekcie na 432 posłów w Sejmie było zaledwie osiem kobiet.
Sytuacja była tak nowa, że w języku polskim nie było odpowiedniego słowa do określenia pań w Sejmie. Kobiety nazywano „posełkami” albo „posełkiniami”.
Pierwszą posłanką, która zabrała głos w Sejmie, była 33-letnia Zofia Moczydłowska. Postulowała o wprowadzenie kar administracyjnych za nielegalną produkcję alkoholu.
Pani minister z Lublina
Jedną z pierwszych posłanek była Irena Kosmowska. Nieprzypadkowo jest patronką ulicy w Lublinie. Ta córka warszawskich społeczników w 1918 roku przyjechała do Koziego Grodu i weszła do Rządu Ludowego Ignacego Daszyńskiego. Została wiceministrem propagandy i opieki społecznej. Kosmowska była pierwszą kobietą z teką ministra.
Została posłanką w wieku 40 lat i tę funkcję piastowała do 1928 roku.
- Trybunę sejmową wykorzystywała do upominania się o powszechny dostęp do edukacji i kultury. Głosiła konieczność przeprowadzenia reformy rolnej, parcelacji wielkich majątków i upowszechnienia spółdzielczości na wsi - przypomnieli ostatnio Kosmowską lubelscy działacze Partii Razem.
Trzy panie premier
Sejm z 1919 r. i Kosmowska to już historia, dlatego przejdźmy do współczesności i kobiet w polityce. Te są obecne, ale jak mówią, nadal napotykają trudności.
Beata Szydło jest trzecią kobietą piastującą funkcję premiera. Przed nią rządem kierowały Hanna Suchocka (1992 - 1993) i Ewa Kopacz (2014 - 2015).
W III RP tylko dwie kobiety były marszałkami Sejmu: Ewa Kopacz (2011 - 2014) i Małgorzata Kidawa-Błońska (czerwiec - listopad 2015).
Senatem kobieta rządziła tylko raz. Była to Alicja Grześkowiak (1997 - 2001).
Siedem posłanek i radnych
Jak pod kątem feministycznym wypada lubelskie podwórko polityczne? W ostatnich wyborach do Sejmu lubelskie listy wyborcze kobiety otwierały w PO i PiS. Kobiecego trendu zupełnie nie wyczuło lubelskie PSL. Pierwsza kobieta na liście wyborczej została umieszczona dopiero na 8. pozycji.
Na 27 lubelskich posłów w Sejmie jest też tylko siedem kobiet. Tyle samo jest ich w lubelskiej Radzie Miasta i w sejmiku województwa.
Ani razu kobieta nie stała na czele zarządu województwa będąc marszałkiem. Ani razu kobieta nie była prezydentem Lublina. W ostatnich wyborach samorządowych o fotel prezydenta miasta walczyła tylko jedna kobieta - Dorota Polz-Gruszka, wystawiona przez Lubelską Lewicę Razem. Na dodatek otrzymała zaledwie 3,07 proc. głosów.
Na 11 wojewodów od 1990 roku to stanowisko piastowały tylko dwie kobiety: Genowefa Tokarska (2007 - 2011) i Jolanta Szołno-Koguc (2011 - 2014).
Z wyliczeń Obserwatorium Równości Płci, w każdych wyborach samorządowych kobiet na listach wyborczych przybywa. W 2010 r. było ich 29 proc., a dwa lata temu 38 proc. Tylko 20 proc. tzw. „jedynek” - czyli pierwszych miejsc na listach wyborczych - było zajętych przez kobiety.
Panie stanowiły też tylko 16 proc. kandydatów na wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
- Nigdy nie czułam się traktowana gorzej dlatego, że jestem kobietą. Mam wrażenie, że przez mężczyzn byłam traktowana jako równorzędny partner - przekonuje Genowefa Tokarska.
Ale Henryka Strojnowska, była wicewojewoda pracująca z Tokarską i regionalna pełnomocniczka Kongresu Kobiet, ma inne spojrzenie na sprawę. Mówi, że choć konstytucja gwarantuje kobietom równość, to realnie napotykają przeszkody w polityce i życiu publicznym.
O ile w szwedzkim parlamencie kobiety stanowią 44 proc. parlamentarzystów, to w polskim Sejmie wynik wynosi 27 proc. - W Senacie jest jeszcze mniej. W naszym regionie tylko jedna kobieta jest prezydentem miasta, nie ma kobiety na stanowisku wojewody i wicewojewody, nie ma kobiet w zarządzie województwa, nie ma żadnej kobiety burmistrza ani starosty - wylicza gorzko.
Powodem takiej sytuacji jest np. to, że w partiach rządzą mężczyźni i to oni podejmują kluczowe decyzje. - Stereotypy, które nadal bardzo mocno umieszczają kobietę w pierwszej kolejności w domu, obciążają odpowiedzialnością za rodzinę, dzieci, opiekę, wychowanie - podaje kolejne powody Strojnowska.
Ciągła walka
Strojnowska wie, o czym mówi, bo padła ofiarą brutalnej walki politycznej w lubelskiej PO. Była jedną z tych osób w partii, która sprzeciwiała się dominacji prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka. Strojnowska tę walkę przegrała. W 2011 r. miała mieć 2. pozycję na liście wyborczej do Sejmu, ale ostatecznie w ogóle się na niej nie znalazła.
- Wielokrotnie byłam traktowana protekcjonalnie, tylko przez pryzmat płci i stereotypów związanych z kobietami, np. pytania dziennikarzy, jak godzę pracę na wysokim stanowisku z domem. Takich pytań nigdy nie zadaje się mężczyznom - mówi i wylicza, że komentowany był jej wygląd, że gdy stanowczo się wypowiadała, to sugerowano, że się kłóci. - Gdy była rozważana rekomendacja na wysokie stanowisko kierownicze mężczyzny i mnie, argumenty za mężczyzną były tylko takie, że jest mężczyzną. Miało zadecydować kryterium płci, a nie kompetencji - przyznaje wprost. - W badaniach na rozpoznawalność miałam dobry wynik, lepszy od kolegów, ale na pierwsze miejsce wybrany został ten, który miał słabsze wyniki ode mnie - mówi Strojnowska.
Na piętnaście wydziałów urzędu wojewódzkiego dyrektorami jest pięć kobiet. W urzędzie marszałkowskim na 27 departamentów, biur i delegatur kobiety są szefowymi 10 z nich. Lepiej to wygląda w ratuszu, bo na 42 wydziały, biura i zespoły kobiety kierują 22 z nich.
Genowefa Tokarska: - To się zmienia. Kiedy w 1990 roku zostawałam wójtem gminy Biszcza, to panowało takie myślenie: jak to, baba wójtem? Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Ludzie nie patrzą na to, czy ktoś jest mężczyzną, czy kobietą - jest zdania.
Podobnie uważa Strojnowska, ale zaznacza, że zmiany zachodzą za wolno.
- Szwecja jest dla mnie wzorem, choć kobiety w Szwecji otrzymały prawa wyborcze w 1921 r., a w Polsce - w 1918. Nie wiem kiedy uda nam się dojść do standardów szwedzkich - stwierdza gorzko.
Być może wkrótce przynajmniej jedna kobieta przejmie stery w lubelskiej polityce. W przyszłym roku powinny się odbyć wybory w regionalnej PO (zdecyduje o tym centrala partii). Nową przewodniczącą może zostać Joanna Mucha. Niedawno ją o to zapytaliśmy: - Nie zabiegam o tę funkcję, ale jeśli zostanie postawione przede mną takie zadanie, to postaram się mu podołać, jak najlepiej potrafię - odpowiedziała.