Gen. Kazimierz Sosnkowski był wybitną osobowością. Brakowało mu jednak zdecydowania rasowego polityka i politycznego zaplecza. Rozmowa z dr. Ireneuszem Wojewódzkim, historykiem z Uniwersytetu Zielonogórskiego.
- W politycznej i wojskowej karierze Kazimierza Sosnkowskiego było wiele szans, których generał z różnych względów nie wykorzystał. Ile było w tym jego winy, a ile zewnętrznych przeszkód?
- Rzeczywiście było wiele momentów, w których wielkie zdolności i umiejętności generała mogły zostać wykorzystane z pożytkiem dla Polski. Tyle że na przeszkodzie stawały okoliczności i bardziej zdeterminowani konkurenci. Sosnkowski zawsze dużą wagę przywiązywał do kwestii etycznych i moralnych i to one silnie wpływały na jego zachowania polityczne.
- W okresie I wojny światowej i tuż po niej Kazimierz Sosnkowski był bliskim współpracownikiem Józefa Piłsudskiego. Później jednak ich drogi zaczęły się rozchodzić. Dlaczego?
- Początkiem tego rozejścia był udział Sosnkowskiego w rządzie Władysława Grabskiego. Piłsudski, toczący w 1924 r. własną grę polityczną, oczekiwał od generała, że poda się do dymisji. Natomiast Sosnkowski zwlekał, uważał że jako minister spraw wojskowych musi dokończyć pewne odpowiedzialne zadania wojskowe, ale również, że nie może szkodzić rządowi, który przeprowadza ważne reformy, w tym reformę walutową.
- Gruntowne ich rozstanie się nastąpiło po zamachu majowym,. Generał definitywnie przestał wtedy być najbliższym współpracownikiem marszałka.
- To nie było jednak całkowite rozejście się, bo Piłsudski nigdy nie zrezygnował z usług Sosnkowskiego i nigdy nie przestał go cenić. Tyle że teraz pozostawił go wyłącznie na odcinku wojskowym, skądinąd bardzo odpowiedzialnym. Natomiast w sensie politycznym ich drogi rzeczywiście rozeszły się dość daleko. Z kolei dla Sosnkowskiego Piłsudski do końca życia pozostał wielkim autorytetem.
- To właśnie Kazimierz Sosnkowski - jako piłsudczyk o najdłuższym stażu i największym autorytecie - miał zostać następcą marszałka po jego śmierci. Tyle że został odsunięty przez Rydza-Śmigłego i Mościckiego.
- Absolutnie nie stało się to na życzenie Sosnkowskiego. Wprost przeciwnie. Myślę że gdyby miał szansę, to wziąłby tę odpowiedzialność na siebie. Odsunięcie natomiast wynikało z dwóch czynników. Dla Mościckiego i innych sanacyjnych polityków Sosnkowski wydawał się osobą o zbyt dużych ambicjach i zbyt dużym wyrobieniu politycznym. Z kolei dla Rydza-Śmigłego jawił się jako człowiek o zbyt dużym doświadczeniu wojskowym.
- Dlaczego właściwie generał nie zawalczył wtedy o należną mu pozycję?
- Ani wtedy, ani później Sosnkowski nie stworzył żadnej własnej grupy czy stronnictwa politycznego. Były wprawdzie głosy postulujące docenienie Sosnkowskiego, ale nie była to zorganizowana akcja. Sam generał też nie był typem politycznego intryganta, który za wszelką cenę próbuje przeforsować swoją osobę. Marsz po trupach dla osiągnięcia osobistego celu nie leżał w jego naturze.
- Przed kolejną szansą generał stanął we wrześniu 1939 r. Otrzymał wtedy zaproszenie do udziału w rządzie, a potem stał się kandydatem na prezydenta. Dlaczego i tym razem się nie udało?
- W wydanych po wojnie wspomnieniach generał pisze, że otrzymał propozycję wejścia do rządu, ale z niej nie skorzystał. Tymczasem z opublikowanych potem jego osobistych notatek wynika, że jednak - przynajmniej wstępnie - się zgodził. Ostatecznie do rządu nie wszedł, bo widział się przede wszystkim na froncie. Mianowano go dowódcą Frontu Południowego, a w praktyce dowodził grupą trzech dywizji przebijających się do Lwowa.
Natomiast z szansy zostania prezydentem po Mościckim został wyeliminowany przez okoliczności. Do Paryża dotarł po wielu przygodach dopiero 11 października. Sprawa następstwa była już wtedy rozwiązana, a prezydentem został Władysław Raczkiewicz. Kiedy 12 października nowy prezydent spotkał się z generałem, lojalnie chciał mu przekazać swój urząd. Sosnkowski odmówił, uważając że naraziłoby to na szwank wizerunek Polski.
- Jak Pan ocenia działania polityczne generała podczas wojny? Swoją książkę o nim zatytułował Pan „Książę niezłomny czy Hamlet w mundurze?”.
- Łatka Hamleta jest dla niego krzywdząca. Jeżeli już sięgać do literackich porównań, to bardziej widzę go w roli Don Kichota. Kiedy Polska straciła wymierne możliwości oddziaływania na sytuację, generał uznał, że jedyne co Polakom zostało to wartości moralne, imponderabilia, których trzeba bronić. Stąd np. jego krytyczne nastawienie do układu Sikorski-Majski. A później, gdy stało się jasne, że Polska będzie łupem sowieckim, Sosnkowski zajął stanowisko całkowicie niezłomne, uważając że jedyne co można teraz zrobić, to protestować. Był takim wyrazicielem narodowego non possumus.
- Śledząc życiorys generała rzeczywiście można odnieść wrażenie, że był zbyt mało zdecydowany jak na polityka tej rangi.
- Oceniam to trochę inaczej. Widzę go jako człowieka, który potrzebował silnego wsparcia od swoich współpracowników. Podkreślał to już Piłsudski w opinii o nim w 1922 r. Oceniam go jako człowieka wielkich zdolności i nieprzeciętnego intelektu. Było to też jego zgubą. Bardzo wnikliwie analizował sytuację i postrzegał politykę przez pryzmat zasad moralnych. To czasami przesłaniało mu pragmatyczną stronę uprawiania polityki.
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 19. "Szpery"
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto