Polityczna klęska Polski, sukces oddolnego lobbingu Polaków
Kluczowa dla polskiej gospodarki batalia o możliwość swobodnego świadczenia przez nasze firmy usług w krajach unijnych skończyła się klęską polskiej dyplomacji. Aż 22 państwa UE poparły prezydenta Francji Emmanuela Macrona i zagłosowały za tym, by od 2020 roku weszły w życie niekorzystne dla naszych firm przepisy dyrektywy o delegowaniu pracowników.
Czytaj także: Nie wystarczy mieć dużo racji, trzeba jeszcze umieć znaleźć sojuszników. Polska dawno nie była w tym tak słaba
Macron ogłosił sukces w walce z „dumpingiem socjalnym”, czyli tak naprawdę zagraniczną ekspansją polskich firm usługowych, m.in. transportowych, budowlanych i opiekuńczych. Strona polska tłumaczyła, że zmiany w dyrektywie uderzają z fundamenty Unii: wolną konkurencję, swobodny przepływ usług i zasadę wyrównywania poziomów życia w krajach UE, zaś w efekcie zmian
Ale w głosowaniu ministrów państw UE po stronie Polski opowiedziały się tylko Węgry. Wstrzymały się od głosu: Łotwa, Litwa, Chorwacja, a nawet Wielka Brytania, choć z politykami rządzącymi na Wyspach PiS współtworzy od lat konserwatywną frakcję w Parlamencie Europejskim. Frakcja ta się nie liczy, zwłaszcza odkąd zapadła decyzja o Brexicie. Wcześniej większość w PE też poparła zmiany forsowane przez prezydenta Francji.
Szczyt zakłamania bogatych
W efekcie zmian polskie firmy będą musiały docelowo zrównać pensje swoich pracowników świadczących usługi w innych krajach UE z płacami oferowanymi na tamtejszym rynku, wliczając w to ubezpieczenia społeczne i inne składniki. Poważnie uderzy to w ich konkurencyjność, bo firmy pracujące na obczyźnie są obciążone wieloma kosztami, których nie ponoszą miejscowe (np. zakwaterowania, biurokracji, tłumaczeń dokumentów itp.).
- Bogate państwa Europy bardzo potrzebują naszych pracowników, ale nie chcą, by zarabiały na tym polskie firmy. O to właśnie chodzi: o wydrenowanie nas z fachowców – tłumaczy dr Marek Benio z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, wiceszef Inicjatywy Mobilności Pracy (IMP), walczącej od lat z próbami zaostrzania dyrektywy o delegowaniu.
- Bogate kraje UE osiągnęły szczyt hipokryzji: wmówiły wszystkim, że chodzi o wyrównywanie zarobków, a prawdziwym motywem działania była ochrona własnych interesów ekonomicznych - dodaje prezes IMP Stefan Schwarz.
Czesi, Słowacy, Brytyjczycy, Hiszpanie przeciwko nam
Szczęśliwie dla polskich przedsiębiorców najgroźniejsze dla nich zapisy nowej dyrektywy udało się usunąć lub rozmyć w trakcie prac nad dokumentem. Zdecydował o tym skuteczny lobbing krakowskiej IMP. Dzięki licznym spotkaniom w Brukseli oraz w Krakowie (kluczową rolę odegrał tu Kongres Mobilności Pracy z udziałem europejskich komisarzy), mobilizacji organizacji biznesu w bogatych krajach (które korzystają z usług polskich firm) oraz rzeczowym ekspertyzom udało się uzyskać wpływ na urzędników pracujących nad ostatecznym kształtem dyrektywy i – jak mówią Polacy – „wybić zęby potworowi stworzonemu przez Macrona”. Wielką rolę odegrali tu europosłowie PO działający w ramach wpływowej Europejskiej Partii Ludowej (EPL)
To właśnie EPL wraz z Partią Europejskich Socjalistów decyduje dziś o kluczowych zmianach w Unii. - Europosłowie PiS współtworzą wraz z brytyjskimi torysami grupę Europejskich Konserwatystów i i Reformatorów, która jest na marginesie unijnej polityki i nie ma żadnego wpływu na decyzje, ani tym bardziej tworzenie strategii UE. To utrudnia walkę o sprawy ważne dla Polski, jak delegowanie – wyjaśnia Stefan Schwarz.
Zastrzega, że polscy ministrowie i inni delegaci rządu okazali się w tej sprawie kompetentni i bardzo się starali, a mimo to nie udało się im zbudować koalicji, która mówiłaby z Polską jednym głosem. Wynika to ze słabej dziś politycznej pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej.
ZOBACZ KONIECZNIE: