Politycy nie dojrzeli do demokracji [rozmowa]
Rozmowa z dr MAGDALENĄ MATEJĄ, medioznawcą z UMK w Toruniu.
- Przypomina sobie pani przypadek zamknięcia Sejmu dla dziennikarzy?
- Pamiętam okupację sejmowej mównicy w wykonaniu posłów "Samoobrony". W bydgoskim teatrze powstał nawet spektakl "Tu Wersalu nie będzie" odwołujący się do stylu działania Andrzeja Leppera. Podłożem obecnego protestu była wartość fundamentalna dla PO i Nowoczesnej, jak zakładam, czyli wolność słowa zapisana w Konstytucji RP i praktyki, do których przywiązaliśmy się przez 27 lat nowego ustroju. Mam na myśli stałą obecność dziennikarzy w Sejmie, rejestrowanie obrad, a przy okazji - także nieprawidłowości w pracy posłów. Przypomnę, dziennikarze nagrali głosowanie na dwie ręce czy nietrzeźwość posłanki. Waldemar Pawlak uciekł przed wścibstwem dziennikarzami do toalety, a Aleksander Kwaśniewski zamiast drzwiami, wychodził przez okno po drabinie.
Czasem dziennikarze swoją nadaktywnością i zdeterminowaniem powodowali zakłopotanie rządzących. Na tym jednak w demokracji polega rola mediów. Można by mieć pretensje o coś innego - o to, że czasem dziennikarze zbyt wiele politykom odpuszczali, z niektórymi politykami i partiami sympatyzowali za bardzo.
- Sugeruje pani zapatrzenie części mediów w Platformę?
- O tym mówię. Obserwowaliśmy atak PiS na wolność słowa, o którą słusznie upomniano się w parlamencie i przed nim, a także pod Pałacem Prezydenckim i pod siedzibą Trybunału Konstytucyjnego, również w Bydgoszczy i w Toruniu. Ta wolność wielokrotnie była wystawiana na próbę, np. działaniami wobec twórcy "AntyKomora", inwigilowaniem dziennikarzy za rządów PO-PSL, czy najściem służb na redakcję "Wprost". Grzechy wobec wolności słowa ma wiele ekip politycznych. Natomiast tylko sposób działania PiS wywołuje tak żywiołowe reakcje społeczne.
Poprzednie ekipy działały w "białych rękawiczkach", punktowo, podczas gdy PiS działa emocjonalnie, systemowo i bezkompromisowo.
- Zdaje się, że teraz PiS wycofuje się rakiem z ograniczeń dla dziennikarzy w Sejmie. To rzadki widok.
- Zobaczymy. Przypomnę, że Misiewicz znowu jest rzecznikiem MON...
- A po czarnym marszu PiS zrobił krok w tył, by po chwili maszerować dalej.
- Tak własnie było. Ekipa polityczna, którą nazywa sama siebie zjednoczoną opozycją, odrobiła lekcję z tzw. mediatyzacji, co zauważył kolega z mojej katedry. Teraz posłowie obeznani z nowymi mediami i technologiami nagrywają siebie nawzajem oraz oponentów. Wiedzą, jak wyzwolić efekt medialny, jak sprowokować PiS do emocjonalnej reakcji.
- Media społecznościowe pozwalają się też skrzyknąć demonstrantom.
- To działa! Czytałam niedokończony stenogram z ostatniego posiedzenia Sejmu, nadal nie ma zapisu obrad w sali kolumnowej. Wątpliwości budzi zwoływanie tylko części posłów na głosowanie oraz ewentualny brak kworum. Marek Kuchciński był wcześniej sprawnym parlamentarzystą, ale jest nie najlepszym marszałkiem. Mierzy się z presją odpowiedzialności i oczekiwań Jarosława Kaczyńskiego, co go chyba przerasta.
- Nie radzi sobie.
- Najmniej sobie radzi z emocjami. Podczas piątkowych obrad posłowie opozycji, krok po kroku, doprowadzili marszałka do irytacji i sprowokowali do radykalnego działania na zasadzie: "zamykam kram, przenoszę w inne miejsce". Każdy kolejny poseł kończył swój wniosek wezwaniem przywrócenia dziennikarzy w Sejmie. I nerwy puściły marszałkowi, co wszyscy mogą zobaczyć, choć nie wszyscy zorientują się co do przyczyny złości.
- Kto w tym sporze postępuje odpowiedzialniej?
- Społeczeństwo. Są marsze, manifestacje, wyrażamy swoje potrzeby dostępnymi w demokracji metodami i uaktywniliśmy się. Społeczeństwo odrobiło lekcję komunikacji politycznej. Gdyby jeszcze było bardziej aktywne przy urnach. Natomiast politycy są chyba nadal zakorzenieni w poprzednim systemie. To, co teraz PiS mówi o opozycji, samo wielokrotnie słyszało, będąc w opozycji. Czy PO – PSL przegłosowało jakiś wniosek opozycji? Moim zdaniem politycy nie dojrzeli do demokracji.