Politolog: Od obietnic do społecznego przekupstwa jest tylko krok
- Polityka to jest zarządzanie ludzkimi potrzebami. Nie tylko czysta władza. Nawet jeśli rządzący robią to z fałszywych pobudek, to zdają sobie sprawę, że muszą zaspokajać ludzkie potrzeby - mówi dr hab. Kamil Minker, politolog z Uniwersytetu Opolskiego.
Podczas sobotniej konwencji PiS prezes Kaczyński starał się zadowolić wszystkich. Obiecał 500 plus na pierwsze dziecko, a emerytom „trzynastkę”. Jakby chciał z góry zapewnić swojej partii zwycięstwo w wyborach.
Wiele wskazuje, że PiS zbliżył się do tego celu. Polityka jest jednak złożona i na szczęście takie pojedyncze obietnice nie muszą być skuteczne. Zarządzanie potrzebami ludzkimi jest częścią polityki. Ale od nich jest bardzo blisko do spełniania zachcianek. A czasem tak uprawiana polityka oscyluje wokół przekupstwa społecznego.
Lider partii rządzącej za bardzo nie ukrywał, że gotów jest kupić głosy rodziców i emerytów. Obniżenie kosztów pracy i przywrócenie komunikacji autobusowej to lepsze pomysły?
Powtórzę, polityka to jest zarządzanie ludzkimi potrzebami. Nie tylko czysta władza. Nawet jeśli rządzący robią to z fałszywych pobudek, to zdają sobie sprawę, że muszą zaspokajać ludzkie potrzeby. Niebezpieczeństwem jest karykatura takiej polityki i społeczne przekupstwo. Nawet gdy będzie to skuteczne z punktu widzenia wyniku wyborczego, to może – jeśli się z rozdawaniem przesadzi, nakręci inflację itd. - uderzyć w najbiedniejszych. W tych, którym się populistyczne obietnice składa. Trzeba się z takim odroczonym wyrokiem liczyć.
Do końca kolejnej kadencji nie sięgają często wzrokiem ani politycy, ani wyborcy…
Nawet jeżeli działania PiS-u są częściowo karykaturalne czy przesadzone, to ostatecznie podważają to, co robiła poprzednia ekipa i wcześniejsze. Polityka nie może się opierać tylko na marketingowym wzorcu: Kto jest ładniejszy, ten wygrywa. Nie jest to też zarządzanie budową stadionów. To jest także wizja. Jeśli ktoś mówi o tym, że rozbudowuje linie połączeń autobusowych, to się z jakąś ideową wizją wiąże. I to może być krok w dobrą stronę. Jeśli tylko problem ten zostanie właściwie rozwiązany. Jeżeli nie, to – jak wspomniałem – skutki najsilniej uderzą w najsłabszych. Warto też przypomnieć, że o sprawie komunikacji na wsi pierwszy mówił nie PiS, tylko PSL.
Właśnie o PSL poszerzyła się Koalicja Europejska. Składa się z wielu partii programowo bardzo różnych. Łączy je chęć odsunięcia PiS-u od władzy…
To nie jest program polityczny. Więc może powstać koalicja, której wspólny wynik w wyborach okaże się niższy niż suma poparcia społecznego dla poszczególnych partii. Zyskać mogą przede wszystkim takie podmioty jak stowarzyszenie Ryszarda Petru. Samodzielnie są bez szans, a w koalicji mogą jakieś pojedyncze mandaty parlamentarne zdobyć. Z pewnością partie Zjednoczonej Prawicy łączy więcej, także to, że wszystkie otarły się o PiS. W Koalicji Europejskiej są nie tylko różnice ideologiczne. Te są dopuszczalne, jak w wielkiej koalicji w Niemczech. Potrzebna jest koalicja programowa. A ta nie powstała. Spodziewam się więc, że jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w KE dojdzie do konfliktów, tarć i sprzeczności.
Poparcie będzie wtedy spadać?
W każdym razie będzie wywoływać w wyborcach wrażenie, że to nie jest rzeczywista alternatywa dla PiS-u, tylko jakieś taktyczne połączenie ugrupowań, których interesy tak naprawdę są sprzeczne.
A jeżeli dojdą bezkolizyjnie do jesiennych wyborów?
Jeśli nawet to się uda, to daję im najwyżej kilka miesięcy po ewentualnym zwycięstwie na zgodną współpracę. Jest tu zbyt wiele sprzecznych oczekiwań i tendencji. Graczy jest bardzo dużo, a ich siła ogromnie zróżnicowana. Część się rozproszy, część mniejszych partii zostanie wchłonięta przez duże, kolejne będą rozsadzać koalicję od środka. Od lat 50. znana jest koncepcja, która mówi, że dobre koalicje rządowe to są koalicje minimalnie zwycięskie, czyli te, w których wszystkim wystarczy etatów i funkcji. Tutaj prosta arytmetyka pokazuje, że tego tortu zabraknie.