Policjant powinien być obrońcą człowieka, a nie jego katem
Rażą paralizatorami, ściskają jądra, grożą przestrzeleniem kolan - tak wg RPO dzieje się na komisariatach.
Bicie po całym ciele, najczęściej pałką po piętach, rażenie paralizatorem, także w okolicach miejsc intymnych, używanie gazu służbowego na zatrzymanych - to zaledwie kilka z wielu przykładów stosowanych przez policję tortur, jakie wymienia w swoim wystąpieniu do Ministra Sprawiedliwości Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Na tej liście haniebnych zachowań są także takie sposoby zadawania bólu i cierpienia jak zakładanie worka foliowego na głowę i duszenie, rozbieranie i wystawianie na widok publiczny albo zmuszanie do przebywania w powodującej ból pozycji. Rzecznik alarmuje również, że polscy policjanci często grożą zatrzymanym gwałtem, podrzuceniem narkotyków czy pogryzieniem przez policyjnego psa. Szczególnie szokujące są wymienione przez RPO groźby przestrzelenia kolan w trakcie rzekomej próby ucieczki. Rzecznik pisze także o stosowanych na komisariatach torturach polegających na ściskaniu jąder, chwytaniu za członka czy też zmuszaniu do seksu oralnego...
Rok temu Igor zmarł w komisariacie. Reporter "Faktów" dotarł do nowych nagrań
Zwraca on uwagę, że tortury wcale nie zdarzają się w przypadku ciężkich przestępstw. Wręcz przeciwnie - dotyczą podejrzanych o drobne przestępstwa, sprawców wykroczeń, świadków, młodych kobiet, nieletnich. Po co? By podnieść statystyki policji, doprowadzić do przyznania się podejrzanego. Obszerne wystąpienie zawiera analizę konkretnych, potwierdzonych sądownie przypadków tortur, okrutnego i nieludzkiego traktowania.
- Dlaczego musimy o tym rozmawiać? Po pierwsze dlatego, że nasz konstytucyjny zakaz tortur wynika z „gorzkich doświadczeń przeszłości”, z pamięci o tym, co się działo w Berezie Kartuskiej przed wojną czy w więzieniach stalinowskich. Pomni tego musimy zabiegać, by ten zakaz był bezwzględnie stosowany - podkreśla Adam Bodnar. - Po drugie - tortury w Polsce dotykają najsłabszych i najuboższych, tych, którzy nie poradzą sobie sami z systemem prawa. Państwo ma wobec nich obowiązki. To im powinno zapewnić pomoc od samego momentu zatrzymania.
Po trzecie - zdaniem rzecznika - tortury pozostawiają w człowieku stały ślad. - Proces leczenia takiej traumy jest długotrwały, niszczy na zawsze zaufanie do państwa i jego przedstawicieli - podkreśla Adam Bodnar.
Raport ten zbiegł się z ujawnieniem szokujących informacji dotyczących okoliczności śmierci na komisariacie we Wrocławiu Igora Stachowiaka.
Lektura raportu jest zatrważająca. Na liście tortur polskiej policji jest nawet zmuszanie do seksu oralnego...
Sprawa śmierci Igora Stachowiaka tylko unaoczniła problem przemocy na komisariatach, który istnieje od dawna. - Czas z tym skończyć - mówi Rzecznik Praw Obywatelskich.
Od kilku dni Polska znów żyje sprawą śmierci Igora Stachowiaka. Został on zatrzymany 15 maja 2016 na wrocławskim Rynku jako poszukiwany przez prokuraturę. Tak przynajmniej wynikało z informacji podawanych wówczas przez policję. Dziś wiele wskazuje jednak na to, że padł ofiarą pomyłki policjantów, którzy wzięli go za kogoś innego, a potem ich brutalności. Policja tłumaczy się, że zatrzymany Igor Stachowiak był agresywny, szarpał się i wyrywał. Użyto wobec niego paralizatora już na Rynku. Potem zabrano go do szpitala, a wreszcie na komisariat, gdzie zmarł. Po śmierci mężczyzny doszło do regularnych bitew z policją pod komisariatem na ul. Trzemeskiej we Wrocławiu. Część uczestników tych zajść została skazana na kary bezwględnego więzienia.
Telewizja ujawnia prawdę
Nowe światło na całą sprawę rzucili dziennikarze „Superwizjera” TVN, którzy niedawno ujawnili nagrania pokazujące, jak policja traktowała 25-latka zatrzymanego w maju ubiegłego roku. Na nieznanym wcześniej filmie z kamery umieszczonej w paralizatorze widać, jak nie stawiający żadnego oporu i skuty kajdankami mężczyzna jest rażony prądem. Można też zobaczyć, jak w toalecie na komisariacie policjant każe skutemu Igorowi ściągać spodnie, grożąc kolejnymi ładunkami prądu z paralizatora. Z informacji „Superwizjera” wynika, że Igor mógł być też przez policjantów duszony. Niedługo po tym miał umrzeć. Po wyemitowaniu materiału poleciały głowy komendanta dolnośląskiej i wrocławskiej policji.
Po ujawnieniu wstrząsających nagrań przez „Superwizjer” głos w sprawie zabrał także Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Biuro RPO przypomniało, że już w ubiegłym roku podjęło z urzędu - na podstawie doniesień medialnych - postępowanie wyjaśniające w sprawie śmierci 25-latka. Bodnar zwraca również uwagę na możliwe stosowanie tortur względem Igora Stachowiaka. Sprawą tego, co może dziać się na komisariatach, kiedy zatrzymanym nie jest zapewniona natychmiastowa pomoc prawna, RPO zwrócił też uwagę w specjalnym, szeroko udokumentowanym wystąpieniu, o którym wspominaliśmy na poprzedniej stronie.
Nie chodzi o groźnych kryminalistów
Lektura tego 50-stronicowego raportu jeży włos na głowie. Głównie dlatego, że udokumentowane tam przykłady znęcania się nad zatrzymanymi nie dotyczą podejrzanych o poważne przestępstwa groźnych kryminalistów, ale często młodych ludzi za bardzo błahe sprawy.
W swoim raporcie rzecznik opisuje m.in. szokującą sprawę rozpoznaną przez Sąd Rejonowy w Bolesławcu. Mężczyzna wraz z żoną poszedł na koncert. Kolejka do toalety była długa, więc załatwił swoją potrzebę fizjologiczną w krzakach. Zauważyli to policjanci, którzy zdecydowali się interweniować. Ponieważ mężczyzna nie miał przy sobie dokumentów, został zatrzymany, a później pobity. Użyto wobec niego gazu, duszono i zmuszano do przyjęcia mandatu karnego. W aktach sprawy można przeczytać m.in. takie wstrząsające ustalenia prokuratury:
„Przy radiowozie Z został uderzony w twarz przez X oraz powalony na ziemię przez Y, a następnie psiknięto mu gazem w twarz i bito pięściami po głowie i plecach. Następnie założono mu kajdanki i położono na ziemi, a funkcjonariusz Y bił go pałką po plecach i udach” - napisał prokurator w akcie oskarżenia. - „Następnie do pokoju wprowadzono A, na którym funkcjonariusze X i Y również próbowali wymusić przyznanie się do popełnienia wykroczenia i przyjęcie mandatu, bijąc go pałką po udach i ciele, w związku z czym Z z bólu i strachu załatwił potrzebę fizjologiczną. Następnie przyznał się do popełnienia wykroczenia i przyjął mandat”.
Inna bulwersująca historia pochodzi z Olsztyna. Do przebywających w parku nieletnich podbiegli funkcjonariusze policji. Krzycząc, zażądali, by pokrzywdzeni uklękli przed ławką, zdjęli bluzy i położyli je na ławce. Młodzi ludzie wykonali wszystkie polecenia. Policjanci przeszukali odzież, niczego w niej nie znajdując. Jeden z funkcjonariuszy na trawie obok ławki znalazł jednak osmoloną szklaną fifkę. Żaden z nieletnich nie przyznał się do jej posiadania i zażywania narkotyków. Funkcjonariusze zatrzymali młodocianych i wezwali radiowóz, którym zawieźli ich na komendę. „W czasie doprowadzania do radiowozu funkcjonariusz uderzył zatrzymanego (pięścią w żebra i otwartą ręką w policzek). Następnie uderzył go w twarz, już w radiowozie, po zajęciu miejsc. W drodze do budynku zatrzymany był bity, zastraszany („jedziemy z nim do lasu”) i duszony” - można przeczytać w raporcie RPO. W budynku komendy zatrzymani zostali skierowani do jednego z pomieszczeń służbowych. Policjanci polecili każdemu z nich ustawić się twarzą do ściany i rozebrać się, po czym polecono im nadal stać twarzą do ściany. W pewnym momencie funkcjonariusz podszedł kolejno do każdego z zatrzymanych i zadał uderzenie otwartą ręką w kark i twarz. Stojąc nago, byli bici przez policjantów, by przyznali się, kto palił narkotyki przez lufkę. Takich historii jest tam dużo więcej.
Sprawa śmierci wspomnianego na początku Igora Stachowiaka bardzo szybko stała się polityczna. Mariusz Błaszczak, szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, który nadzoruje policję, zarzucił Adamowi Bodnarowi, że ten celowo uderza w rząd. Politycy Platformy Obywatelskiej domagają się dymisji wiceszefa MSWiA Jarosława Zielińskiego, który sprawuje bezpośredni nadzór nad policją. Z kolei politycy PiS atakują PO, że to przede wszystkim za ich czasów dochodziło do znęcania się nad zatrzymanymi.
Z raportu RPO wynika jednak, że problem dotyczy wszystkich rządów. Faktem jest jednak, że jedna z najgłośniejszych afer tego typu, zwana akcją „widelec”, miała miejsce za rządów PO, w czasach, gdy szefem MSWiA był obecny lider tej partii Grzegorz Schetyna. Chodziło o pacyfikację 700 kibiców Legii Warszawa. Dostali oni zakaz udziału w meczu derbowym z Polonią Warszawa. Mimo to fani Legii zebrali się w centrum miasta, by wspólnie wyruszyć pod stadion derbowego rywala. Szybko otoczyły ich setki policjantów. Zaczęły się przepychanki i aresztowania. Z kibicami policja miała się rozprawić niezwykle ostro. Bicie kluczami po jądrach, zmuszanie do przysiadów nago, do siadania na pałce policyjnej ustawionej na sztorc, gazowanie w zamkniętym samochodzie - tak według relacji uczestników wydarzeń działała policja, wymuszając przyznanie się do winy. W mediach funkcjonariusze opowiadali z kolei o tym, że zapobiegli wielkiej rozróbie chuliganów, którzy mieli mieć ze sobą niebezpieczne przedmioty.
Trzeba tu podkreślić, że kibice piłkarscy niejednokrotnie wszczynali podobne awantury w Polsce. Sęk w tym, że akurat nie tamtego dnia. Kibice na masową skalę zaczęli wynajmować prawników, którzy przed sądem bez problemu dowiedli ich niewinności. Akcję nazwano „widelec”, ponieważ jedynym „niebezpiecznym” znalezionym narzędziem - co udowodniono przed sądem - okazał się... plastikowy widelec. Po latach artykuł zdecydowanie potępiający działania policji napisała nawet bardzo niechętna środowiskom kibicowskim „Gazeta Wyborcza”, a wsparli je także członkowie organizacji antyrasistowskich, którzy z kibicami mają zawsze na pieńku. Według polityków PiS całą akcję miał zaplanować Grzegorz Schetyna, a miała ona być częścią zapowiedzianego przez Donalda Tuska zdecydowanego rozprawienia się z przestępczością stadionową.
Opolski kryminolog broni policji
Instytucję policji jako taką bierze w obronę związany z Uniwersytetem Opolskim prof. Tadeusz Cielecki, kryminolog, były wysoki rangą funkcjonariusz milicji i policji. - Takie rzeczy się zdarzają, wówczas jest o nich głośno. Ale według mojej wiedzy jest ich mało, to nie jest norma - mówi prof. Cielecki. - W mojej pracy dwa albo trzy razy spotkałem się z tym, że trzeba było wyciągać konsekwencje służbowe wobec policjantów za przekroczenie przez nich uprawnień. A interwencji są tysiące.
W zeszłym roku na Opolszczyźnie złożono 449 skarg na policjantów. „Z tej liczby 44 skargi zostały potwierdzone. W tym samym czasie w całym kraju odnotowano ponad 15 tys. takich zgłoszeń” - poinformowało nas biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji, które poprosiliśmy o takie dane.
W opolskim garnizonie toczą się obecnie postępowania przeciwko 13 funkcjonariuszom policji. Jedna z najbardziej szokujących dotyczy pobicia młodego mężczyzny. Od 2010 roku przed sądem w Głubczycach toczy się proces przeciw czterem tamtejszym policjantom i strażnikowi miejskiemu. Podczas Dni Głubczyc doszło do interwencji, w czasie której jeden z mieszkańców został prawdopodobnie w sposób bezprawny pobity przez policjantów. Do zdarzenia tego miało dojść w radiowozie niedaleko centrum miasta. Dlaczego proces toczy się tak długo? Oskarżeni nie stawiają się na rozprawy albo przedstawiają zwolnienia lekarskie.
Co ciekawe, czwórka policjantów nadal pracuje w komendzie powiatowej w Głubczycach. - Postępowanie dyscyplinarne zostało wstrzymane do momentu zakończenia procesu sądowego - tłumaczyła kilka dni temu na antenie Radia Opole aspirant Agata Aleksiejewicz, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Głubczycach. Rafał Kulas z Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur (instytucja ta jest częścią biura RPO) przekonuje, że w kodeksie karnym powinna się pojawić odrębna kategoria przestępstw: tortury. - Miałoby to wymiar symboliczny. Stanowiłoby praktyczne wzmocnienie zasady zakazu stosowania tortur określonej w art. 40 konstytucji oraz jasny sygnał władz do podległych funkcjonariuszy, że żadne zachowania naruszające godność człowieka nie będą tolerowane. Stanowiłoby też wyraźne zarysowanie granicy między aktami przemocy, jakiej dopuszczają się osoby prywatne i ci, którzy reprezentują państwo lub działają za zgodą władz - przekonuje Rafał Kulas.