Policja na tropie sprawcy zamachu na miejski autobus we Wrocławiu
Policja i prokuratura ścigają osobę, która w czwartkowe popołudnie podłożyła bombę domowej roboty w autobusie MPK.
Mężczyzna nagrany przez kamery monitoringu na dworcu kolejowym może mieć związek z ładunkiem wybuchowym domowej roboty zostawionym w czwartek w miejskim autobusie. Zaalarmowany przez pasażerów kierowca wyniósł torbę na przystanek, gdzie po chwili doszło do eksplozji.
Co by się stało, gdyby nie zareagował? Autobus mógłby się zapalić. A pasażerów i przechodniów poraziłyby gwoździe z bomby i szkło ze stłuczonych szyb autobusu.
- Autobus mógłby nawet stanąć w płomieniach - mówi major Jacek Królicki z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, który ma doświadczenie z misji w Afganistanie i Iraku.
Po chwili doszło do wybuchu. Jak się później okazało, był to garnek, w którym umieszczono gwoździe, materiał wybuchowy i baterię.
Sprawą zajmują się policjanci z Centralnego Biura Śledczego Policji i dolnośląski wydział Prokuratury Krajowej. W piątek przed południem opublikowano wizerunek mężczyzny, który może mieć związek ze sprawą. To nagranie z kamer na wrocławskim Dworcu Głównym.
Od czwartkowego popołudnia - m.in. z powodu eksplozji ładunku - we wrocławskiej policji trwa stan podwyższonej gotowości. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, od samego rana funkcjonariusze w cywilu pojawiali się na przystankach i jeździli autobusami i tramwajami.
Prezes wrocławskiego MPK Joanna Szczepańska zaapelowała wczoraj do pasażerów wrocławskiej komunikacji miejskiej o zachowanie szczególnej czujności. - Mówimy o bardzo realnym zagrożeniu. Zachowania pasażerów w pojazdach MPK powinny być podobne jak na lotnisku. Jeśli sami nie poradzimy sobie w danym momencie, potem może być za późno - mówi pani prezes.
Przypomnijmy. W czwartek w autobusie linii 145 pasażerka zauważyła dymiący pakunek. Natychmiast poinformowała kierowcę, a ten wyniósł pakunek na ulicę.
Po chwili doszło do wybuchu. Jak się później okazało, był to garnek, w którym umieszczono gwoździe, materiał wybuchowy i baterię.
Wojciech Szewko, ekspert ds. terroryzmu oraz członek Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, powiedział nam, że wrocławska bomba przypomina ładunki szybkowarowe używane w 2006 r. podczas zamachów w Mumbaju (dawniej Bombaj w Indiach) oraz w 2013 r. w trakcie maratonu w Bostonie (USA). Przypomnijmy, że w Mumbaju zginęło ponad 200 osób i było ok. 700 rannych, w Bostonie zaś bomba zabiła trzy osoby, a raniła 260.
Ekspert ma jednak zastrzeżenia do zachowania kierowcy MPK. Sugeruje, by następnym razem nikt nie wynosił podejrzanego pakunku. Należy jak najszybciej opuścić pojazd.
- W typowych instrukcjach, np. Al-Kaidy, w takich ładunkach zwykle znajduje się zapalnik reagujący na podniesienie podejrzanej paczki. Gdyby był tutaj, to kierowca zginąłby i zabił wszystkich pasażerów - mówi Szewko.
Wczoraj po południu centrum Wrocławia sparaliżował kolejny bombowy alarm. Tym razem fałszywy. Na pl. Dominikańskim niepokój wzbudziła pozostawiona walizka. Na miejsce przyjechała policja. Ładunku wybuchowego nie było.