Polecam. Filmowa samokrytyka
My filmomaniacy, którzy obudzeni w środku nocy potrafimy wyrecytować, jakie w tym tygodniu wchodzą do kin premiery, my kompulsywni oglądacze najnowszych seriali, którzy wiemy dokładnie co w czwartym sezonie knuje Francis Underwood i jego piękna żona, my wszyscy powinniśmy złożyć samokrytykę i zadać sobie pytanie: kiedy ostatnio włączyliśmy w telewizji kanał „Kino Polska”? Kiedy zdarzyło nam się z własnej i nieprzymuszonej woli zobaczyć jeden z filmów reżyserów należących do polskiej szkoły filmowej, niegdyś odnoszącej triumfy nie tylko u nas, ale też na świecie? Odpowiedź byłaby zawstydzająca, przynajmniej w moim wypadku.
A o tym, że warto wracać po latach do tych filmów, przekonałam się po raz kolejny wybierając się do Małopolskiego Ogrodu Sztuki, gdzie Łukasz Maciejewski prowadzi fantastyczny cykl „Przywrócone arcydzieła”. Nie dość, że daje on szansę na nowo spojrzeć na zapomniane już filmy, to jeszcze na dodatek pozwala spotkać się z ich twórcami. Są to spotkania niezwykle interesujące. Na ostatnią projekcję obrazu Kazimierza Kutza „Śmierć jak kromka chleba” przybył nie tylko reżyser, ale i grający w filmie aktorzy: Jerzy Trela, Anna Dymna, Elżbieta Karkoszka, Małgorzata Hajewska, Paweł Miśkiewicz, Roman Gancarczyk i Przemysław Branny.
Refleksje, jakie snuli po latach, pozwalały spojrzeć na opowiadający o masakrze w kopalni „Wujek” film ich oczami. Oczami Kazimierza Kutza, który przysiągł sobie, że go zrealizuje, gdy wrócił do domu wypuszczony z internowania. A że mieszkał niedaleko kopalni, to, co się tam stało, dotarło do niego ze zdwojoną mocą. Na dodatek miał ułatwiony dostęp do opowieści górników, którzy byli wtedy w „Wujku”, czy jak mawia Kutz „na Wujku”, bo zbierający tamte historie dziennikarze przechowywali u niego w domu zapisy przeprowadzonych z nimi rozmów.
Mogliśmy spojrzeć na film oczami Jerzego Treli, który dostrzegł w nim istotny wątek religijny. Tym bardziej ciekawy, że dotyczący prostej wiary Ślązaków, dla których tak ważne było błogosławieństwo księdza. Aktor przypomniał sobie, jak znający śląskie realia Kutz w scenie wejścia górników na plebanię kazał mu się cofnąć do drzwi i wytrzeć buty. Bo do księdza nikt nie ma prawa wchodzić w zabłoconym obuwiu.
Z kolei Anna Dymna, która zagrała w filmie bardzo smaczny epizod, wspominała, jak reżyser kazał jej przekroczyć obyczajową barierę. Chciała zagrać tęskniącą za strajkującym mężem kobietę, a Kutz namówił ją, by pokazała kompletnie pijaną babę, która chce, żeby chłop wrócił do domu.
Te okołofilmowe historie z przeszłości są czasami o niebo lepsze niż kolejne zawikłane opowieści Lyncha w najnowszej serialowej odsłonie „Miasteczka Twin Peaks”. Dlatego cieszę się na kolejne spotkania w ramach cyklu Łukasza Maciejewskiego, których możemy spodziewać się po wakacjach.