Polaku, bądź Europejczykiem
Od 10 lat mieszkam i pracuję w Niemczech, jednak bardzo interesuję się sprawami naszego kraju i śledzę przemiany w nim zachodzące. Naprawdę, wiele się w Polsce zmieniło na korzyść, jednak do Zachodu niestety wciąż nam daleko. Nie tylko ze względu na zarobki. Raczej - ze względu na mentalność. Polacy, niestety, cały czas są Polakami, a nie Europejczykami, a obecny rząd, który zdejmuje flagi Unii podczas konferencji pani premier Szydło, jeszcze ich w tym utwierdza. Szkoda.
Bo współczesny świat to nie tylko ślepy kult historii i religii, użalanie się nad sobą, rozdrapywanie bliźniących się ran, nerwowa waleczność i buta. Współczesność to kroczenie naprzód z szacunkiem do historii, ale jednak bez ciągłego oglądania się za siebie. Polakom ciężko to jednak zrozumieć.
Lepiej jest grozić paluszkiem Amerykanom, którzy piszą list do premier w trosce o demokrację w kraju, lepiej obrażać się na Niemców za obozy koncentracyjne, lepiej psioczyć na Rosjan, że nie oddali wraku tupolewa i obstawać, że jednak był zamach itp. Szanowni państwo, nie tędy droga. Czasy są takie, że aby coś osiągnąć potrzeba mądrej stanowczości, słuchania argumentów i wyciągania wniosków, a nie postawy: co to nie my. Słuchajmy tych, którzy osiągnęli więcej, którym żyje się lepiej. Szanujmy historię i autorytety, ale nie cofajmy się. Nie można zbudować przyszłości, idąc w tył.
Nasunęły mi się takie przemyślenia, bo ostatnio odwiedziłem mieszkającą w Zielonej Górze córkę. Spółdzielnia mieszkaniowa, do której należy, przystąpiła do termomodernizacji ich bloku. W tym celu poproszono mieszkańców, by pozdejmowali obudowy balkonów, aby można było łatwo przeprowadzić roboty. Kartkę z tą informacją powieszono na klatce. Dlatego wraz z zięciem uprzątnęliśmy balkon. Dodam - jako nieliczni. Pozostałe obudowy jak były, tak są, choć prace już się rozpoczęły. Ludzie zupełnie zignorowali prośbę spółdzielni. I to jest podstawowa różnica między nami a Zachodem.
W Niemczech byłoby to nie do pomyślenia. Tam, jak urzędnik o coś prosi, to ludzie to robią. Nikt nie pyta, nie psioczy i nie dyskutuje. Tak samo jest z drogami. W Niemczech czy Holandii jak jest ograniczenie prędkości, to kierowca zdejmuje nogę z gazu. U nas - udaje, że nie widzi znaku, a co lepszy jeszcze ponarzeka, po co te ograniczenia.Tak właśnie myślimy. Że jeśli ktoś nam coś każe, o coś prosi, to nie dla naszego dobra, tylko na złość. Pora zmienić ten tok. Nikt nie będzie traktował nas poważnie, jeśli i my nie będziemy poważnie podchodzić do wyznaczanych nam zadań. I dotyczy to wszystkich dziedzin życia. Począwszy od społecznego, na politycznym skończywszy.
Roman z Berlina, były mieszkaniec Zielonej Góry