Polaków portret własny, czyli co jest dla nas najważniejsze

Czytaj dalej
Dorota Kowalska

Polaków portret własny, czyli co jest dla nas najważniejsze

Dorota Kowalska

Wciąż najważniejsza jest dla nas rodzina, ale też zdrowie, praca, dobre relacje z innymi ludźmi. Boimy się inflacji, wojny, choroby. Cenimy wolność i demokrację. Większość z nas deklaruje, że w niedzielę pójdzie do urn.

Justyna, 48 lat, zamężna, dwójka dzieci. Razem z mężem pracują w dużych korporacjach, Adam i Marcelina, ich pociechy, chodzą do szkoły średniej. Mają jeszcze Koksa, owczarka niemieckiego i małą kotkę, Rudą.

- Myślę, że rodzina jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście, zdrowie to podstawa. Ale ważne są relacje między nami i dziećmi, atmosfera panująca w domu. Póki co dogadujemy się świetnie - wylicza. Mają sporą grupę znajomych, często się spotykają, wyjeżdżają razem na wakacje. To też dla nich ważne.

- Podobnie jak praca. Nie wyobrażamy sobie, żeby robić coś, czego nie lubimy. W końcu spędzamy w swoich firmach ponad osiem godzin dziennie. Uważam, że praca powinna inspirować, motywować, powinna pozwolić na rozwój, to jednak istotny aspekt życia - uważa. Zarabiają tyle, że wystarcza na zajęcia dodatkowe dzieci, wspólny wakacyjny urlop. Zimą zawsze spędzają tydzień w Beskidach, syn i córka jeżdżą na snowboardzie, ona z mężem na nartach.

- Prowadzimy normalne, przeciętne życie, bez luksusów, bez szaleństw, ale stać nas na to, żeby nasze dzieci rozwijały swoje zainteresowania, żebyśmy gdzieś wyjechali, coś zobaczyli. Staramy się nie szastać pieniędzmi, zwłaszcza że inflacja i drożyzna zjadają nasze pensje - mówi. Justyna i jej mąż chodzą na wybory. Ważne jest dla nich, w jakim państwie żyją. W tym roku też pójdą, podobnie jak ponad 60 procent Polaków, którzy deklarują w przeróżnych sondażach, że w niedzielę ruszą do urn.

- Głosowanie w wyborach traktuję jako przywilej. Chcę mieć wpływ na to, kto rządzi w Polsce. Głosuję na tę partię, która niejako odzwierciedla mój system wartości - tłumaczy.

„Wartości w czasach zarazy” - tak nazywano badanie przeprowadzone przez CBOS w listopadzie 2020 roku. I było to ostatnie badanie odpowiadające na pytanie, co dla nas, Polaków, jest najważniejsze.

Badani odpowiadali na pytanie otwarte, mogli wypowiedzieć się swobodnie, bez ograniczenia z góry narzuconą listą odpowiedzi do wyboru.

Wśród wartości, które badani wymieniali najczęściej znalazło się zdrowie, które spontanicznie - jako najważniejsze w życiu - wymieniło 47 proc. respondentów. Na drugim miejscu znalazła się rodzina, którą wskazało 39 proc. ankietowanych. Dla 8 proc. badanych najważniejsza w życiu była praca. W tym kontekście dodawano też, że chodzi o dobrą lub ciekawą pracę oraz o pewność zatrudnienia, stabilne zatrudnienie. Po 6 proc. ankietowanych jako najważniejsze dla siebie w życiu wymieniało ogólne zabezpieczenie materialne (dobrobyt, dostatek, stabilizacja materialna/finansowa, bezpieczeństwo finansowe/ekonomiczne) oraz spokój.

Po 4 proc. ankietowanych, odpowiadając na pytanie o to, co jest w ich życiu najważniejsze, wymieniło ojczyznę, Polskę, dobro ojczyzny, patriotyzm oraz spokój w kraju i na świecie (pokój, brak wojny).

Dla 3 proc. badanych najważniejsza jest stabilizacja życiowa, ogólna stabilizacja i przewidywalność. Tyle samo (po 3 proc.) w tym kontekście wymieniło wartości religijne (takie jak Bóg, wiara w Boga, zbawienie, religia, Kościół) oraz wolność (ogólnie lub z doprecyzowaniem, że chodzi o wolności i swobody obywatelskie, konstytucyjne).

W styczniu 2019 roku, a więc dwa lata wcześniej, wybierając z listy zawierającej 16 różnych wartości, respondenci najczęściej wskazywali szczęście rodzinne (80 proc.), zachowanie dobrego zdrowia znalazło się na drugim miejscu pod względem częstości wskazań.

„Różnice w kolejności na szczycie hierarchii wartości w obu sondażach można w pewnym stopniu tłumaczyć nadzwyczajnym stanem epidemii, w którym Polacy żyją od niemal dziewięciu miesięcy, kiedy to ich obawy najczęściej koncentrują się właśnie wokół kwestii związanych ze zdrowiem” - zauważał wtedy CBOS.

Stanisław, 69 lat, emeryt, ojciec i dziadek, zapalony wędkarz. Pandemia była dla niego szokiem. Przeszedł COVID-19, podobnie jak żona, dzieci i dwoje z czworga wnucząt. Na szczęście nikt z nich nie trafił do szpitala, ale przecież słyszał codziennie o liczbie hospitalizowanych i o tych, którzy zmarli. Widział obrazki opustoszałych miast i przepełnione szpitale. Mimo że o zagrożeniu SARS COV2 właściwie już się nie mówi, jemu wciąż gdzieś z tyłu głowy pali się czerwona lampka - uważaj.

- Wiele już w życiu przeszedłem, ale z czymś takim jak pandemia nigdy nie miałem do czynienia. Przez dwa lata żyliśmy w nieustannym poczuciu zagrożenia: te lockdowny, obostrzenia, to przerażenie w oczach ludzi - wylicza.

Izolowali się. Ograniczyli rodzinne odwiedziny, święta spędzali sami. Brakowało mu wnucząt, dzieci, wspólnych wypadów na ryby, wspólnych wakacji. Czuli się z żoną po prostu samotni. Może dlatego jeszcze bardziej docenili rodzinę, fakt, że mają bliskich wokół siebie. Bardziej też dbają o siebie.

- Jesteśmy z żoną zadowoleni z życia, spełnieni. Nasze dzieci i wnuki są zdrowe, dobrze im się układa. My też wciąż jesteśmy aktywni, zwiedzamy świat, spotykamy się ze znajomymi, żyjemy pełną piersią - uśmiecha się. I dodaje, że zawsze chodzą na wybory. Rano w niedziele idą na mszę do kościoła, a potem prosto do pobliskiego liceum, w którym jest obwodowa komisja wyborcza.

- Głosujemy zgodnie z własnym sumieniem - dodaje jeszcze na koniec.

W grudniu 2022 r. CBOS pytał respondentów, czy i na ile są zadowoleni ze swojego życia w wymiarze ogólnym i z poszczególnych jego wymiarów, jak: praca zawodowa, małżeństwo, dzieci, znajomi, sytuacja materialna, miejsce zamieszkania czy perspektywy na przyszłość.

Okazało się, że 75 proc. badanych jest zadowolonych z życia, choć zdecydowana większość w stopniu umiarkowanym (18 proc. bardzo zadowolonych, 57 proc. raczej zadowolonych). 20 proc. poziom ten określa jako średni, a 3 proc. jest niezadowolonych (2 proc. raczej niezadowolonych, 1 proc. bardzo niezadowolonych).

W stosunku do wcześniejszego pomiaru poziom ogólnego zadowolenia obniżył się o punkt procentowy, jednocześnie o punkt wzrosła liczba określających swój poziom satysfakcji życiowej jako średni.

CBOS uważa, że zmiana jest nieznaczna i mieści się w granicach błędu, ale „stanowi kontynuację rejestrowanego od trzech lat trendu spadkowego. W porównaniu z 2020 r. odsetek zadowolonych z życia jest teraz mniejszy o 3 punkty, a w stosunku do badania z 2019 r. - o 8 punktów.

„Jest to jednak spadek z wysokiego pułapu, bowiem w 2019 r. poziom satysfakcji życiowej Polaków był najwyższy w całym badanym okresie, czyli od 1994 r.” - podaje CBOS.

W 2022 roku częściej zadowoleni z życia byli mężczyźni niż kobiety. Największy wpływ na poziom zadowolenia mają ocena materialnego poziomu życia i osiągane dochody. Satysfakcja z życia jest wprost proporcjonalna do oceny materialnego poziomu życia.

Wyraźnie bardziej usatysfakcjonowane życiowo są też osoby biorące udział w praktykach religijnych. Poza tym osoby z wyższym wykształceniem, z największych aglomeracji, a także w wieku 25-44 lata. Wśród grup społeczno-zawodowych są to: robotnicy wykwalifikowani, osoby pracujące na własny rachunek, kadra kierownicza i specjaliści z wyższym wykształceniem oraz pracownicy administracyjno-biurowi. Najmniej usatysfakcjonowani życiowo są respondenci w przedziale 55-64 lata.

Według CBOS niepokoją zmiany rok do roku wśród badanych w wieku 18-24 lata. Rok wcześniej deklaracje satysfakcji życiowej w tej grupie należały do najwyższych, obecnie są najniższe. Odsetek zadowolonych spadł o 9 punktów procentowych, a w ogóle niezadowolonych wzrósł o 4 punkty. Poziom satysfakcji życiowej obniżył się również w grupie osób w wieku przedemerytalnym (55-64 lata, spadek zadowolonych o 7 punktów).

Największym powodem zadowolenia są relacje z przyjaciółmi i najbliższymi znajomymi, a także miejsce zamieszkania - po 83 proc. wskazań pozytywnych. Satysfakcję z dzieci deklaruje 69 proc. ogółu respondentów. 65 proc. badanych wyraża zadowolenie z poziomu swojego wykształcenia i kwalifikacji, 63 proc. ze swojego małżeństwa lub nieformalnego stałego związku, 61 proc. z warunków materialnych. 58 proc. ze swojego stanu zdrowia, 52 proc. z przebiegu pracy zawodowej, 47 proc. z rysujących się przed nimi perspektyw, a 29 proc. z dochodów i sytuacji finansowej.

Najwięcej osób jest niezadowolonych z poziomu dochodów i z własnej sytuacji finansowej. 25 proc. badanych podało, że jest niezadowolonych ze swego statusu materialnego. 16 proc. ze stanu zdrowia, 14 proc. z perspektyw na przyszłość, a 11 proc. z wykształcenia i kwalifikacji zawodowych.

Marta, 24 lata, pracująca studentka. A oprócz tego zapalona ekolożka, fanka polskich siatkarzy i butów na koturnie. Już jako mała dziewczynka uwielbiała zwierzęta i to naprawdę wszystkie. Nie miało dla niej znaczenia, czy to pies sąsiadki, jej własny kot czy jaszczurka w Bieszczadach. Kiedy trochę dorosła, zaczęła brać udział w różnych akcjach proekologicznych, w ogóle aktywnie włączała się w życie szkoły, potem uczelni.

- Zapisałam się do koła naukowego, odpowiadałam w nim za social media, z czasem poszłam też do pracy - opowiada.

I dodaje, że jej znajomi, w zdecydowanej większości studenci, to osoby świadome, aktywne, raczej o lewicowych poglądach. Chcą żyć godnie. Po studiach znaleźć ciekawą pracę, zarabiać tyle, aby móc podróżować, rozwijać swoje zainteresowania.

- Chcemy pracować, żeby żyć, a nie żyć po to, żeby pracować jak to często robili nasi rodzice - mówi z uśmiechem. Ważne jest dla nich to, co dzieje się na świecie. Wiedzą, że Polska nie jest samotną wyspą, że na sytuację w kraju wpływa wojna w Ukrainie, zamieszki na Bliskim Wschodzie, sytuacja gospodarcza Niemiec. Interesują się polityką, nie tylko tą krajową.

- Zauważyłam, że dużo osób w moim wieku, ale także młodszych, zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie dla klimatu ma globalny rozwój. Coraz więcej młodych ludzi rezygnuje, czy ogranicza produkty odzwierzęce, bojkotuje fast fashion, kupuje kosmetyki wegańskie czy curelty-free - tłumaczy.

Grupa najbliższych jej ludzi, tak ze studiów, jak i pracy, to osoby tolerancyjne, otwarte. Takie sformułowania jak: wolność, demokracja wiele dla nich znaczą. Nie wyobrażają sobie życia w kraju, w którym te wartości nie byłyby szanowane i respektowane.

Choć 86 proc. Polaków twierdzi, że demokracja jest ważna, mniej niż jedna trzecia uznaje Polskę za kraj demokratyczny, wynika z raportu Indeksu Percepcji Demokracji, opublikowanego w 2021 roku.

Indeks Percepcji Demokracji (DPI) to największe na świecie coroczne badanie dotyczące demokracji, prowadzone przez instytut badawczy Latana oraz fundację Alliance of Democracies w celu monitorowania postaw wobec demokracji mieszkańców 53 krajów z całego świata.

Badanie wykazało, że chociaż większość ludzi twierdzi, że woli mieszkać w krajach demokratycznych, mniej uważa, że ich własne kraje spełniają tę definicję.

Za najbardziej demokratyczne swoje państwa uważają: Duńczycy (77 proc.), Szwajcarzy (75 proc.) i Norwegowie (71 proc.). Za najmniej: Wenezuelczycy (25 proc.), Irańczycy (28 proc.) i Węgrzy (30 proc.).

Z kolei tylko 31 proc. Polaków uważa, że ich kraj jest demokratyczny. To spadek z 39 proc. w 2019, kiedy pierwszy raz zadano to pytanie i z 38 proc. w 2020 roku. Spośród wszystkich badanych krajów w 2021 roku tylko Wenezuela (25 proc.), Iran (28 proc.) i Węgry (30 proc.) miały niższe wyniki niż Polska.

Jednocześnie 86 proc. Polaków deklaruje, że demokracja jest dla nich istotną wartością, co oznacza, że poczucie deficytu demokracji, określające niezadowolenie obywateli ze stanu demokracji, wyniosło aż 55 punktów procentowych, plasując Polskę na ostatniej pozycji na liście 53 badanych krajów, po Nigerii (54 proc.) i Węgrzech (53 proc.). Dla porównania w Szwajcarii deficyt wyniósł 9 proc., a w Niemczech - 21 proc.

Na pytanie o konkretne zagrożenia dla demokracji większość Polaków, czyli 73 proc., odpowiedziała, że są to „ograniczenia wolności słowa”. Był to drugi najwyższy wynik dla tej odpowiedzi spośród wszystkich badanych krajów, za Nigerią (76 proc.) i powyżej średniej światowej wynoszącej 53 proc.

Wojtek, 43 lata, szef dobrze prosperującej firmy. Oczywiście, demokracja jest dla niego ważna, wolność słowa, wyboru - tak. Ale on najbardziej boi się wojny i tego, co dzieje się za wschodnią granicą.

- To się może wymknąć spod kontroli. Putin jest nieobliczalny - uważa.

I tłumaczy: nikt się nie spodziewał, że rozpocznie wojnę w Ukrainie. No dobrze, ostrzegali przed tym eksperci, zachodnie wywiady, ale on osobiście nie wierzył, że Putin się na to odważy. Jednak się odważył. Teraz wszyscy widzą, co dzieje się na froncie. Rosjanie ponoszą klęskę za klęską. Ukraińcy dzielnie się obronią, odbijają zajęte przez rosyjską armię tereny. Na Kremlu to widzą.

- Ale, moim zdaniem, nie mają odwrotu. Co teraz ma zrobić Putin? Przeprosić? Wycofać się? On jest zdesperowany! Wie, że tym razem poszedł za daleko, że nie ma już powrotu do tego, co było przed tą wojną, więc może zrobić wszystko - uważa. Czuje się bezradny. A teraz jeszcze konflikt na Bliskim Wschodzie, Hamas zaatakował Izrael, wiadomo, że Izraelczycy odpowiedzą ze zdwojoną siłą. Jak zachowają się Stany Zjednoczone? Odpuszczą sobie Ukrainę?

- Są rzeczy, na które nie mamy wpływu i takie sytuacje najbardziej mnie stresują, wywołują u mnie strach - przyznaje. Oczywiście, że idzie na wybory. Zawsze chodzi.

W sierpniu 2023 roku lista 33 lęków i obaw została przygotowana przez UCE RESEARCH i platforma ePsycholodzy.pl w ramach cyklicznego badania pt. „Bieżące lęki i obawy Polaków”. Ponad tysiąc dorosłych Polaków zostało poproszonych o wskazanie wszystkiego, czego obawiają się, że mogłoby nastąpić w ciągu najbliższych trzech miesięcy.

90,3 proc. ankietowanych wybrało przynajmniej jeden scenariusz z listy 33 lęków i obaw, 3,9 proc. ankietowanych boi się czegoś, co nie zostało uwzględnione na liście. 1,8 proc. uczestników sondażu niczego się nie obawia.

- Niepokój stał się powszechnym odczuciem, choć osób wyrażających obawy jest nieco mniej niż ponad pół roku temu. Zwiększony odsetek respondentów bojących się czegoś spoza przygotowanej listy sugeruje, że istnieją nowe lub zmieniające się czynniki wpływające na lęki Polaków - mówił psycholog Michał Murgrabia, jeden ze współautorów badania z platformy ePsycholodzy.pl.

Spośród listy 33 lęków i obaw obecnie najwięcej osób, aż 45,2 proc., wskazuje inflację i utratę wartości pieniądza. Na kolejnych miejscach w zestawieniu najczęściej zgłaszanych lęków widzimy takie odpowiedzi jak choroba najbliższej osoby - 37,3 proc. (poprzednio - 38,4 proc.), utrata własnego zdrowia - 35,7 proc. (wcześniej - 33,7 proc.), wzrost cen żywności i innych towarów dostępnych w sklepach - 29 proc. (w zeszłej edycji - 33,9 proc.).

Boimy się też obniżenia jakości życia - 27,5 proc. destabilizacji państwa (protesty, strajki, zamieszki, fałszowanie wyborów, propagandę) - 26,9 proc., wzrostu kosztów energii elektrycznej i ogrzewania - 26,7 proc., a także wojny i konfliktu zbrojnego na terenie Polski - 23,7 proc.

- Uważam, że debata polityczna, a szczególnie tak agresywna jak obecnie, zasadniczo wpływa na lęki Polaków. Pokazuje to nasze badanie. Porównując je z poprzednim, zauważamy wzrost obaw dotyczących destabilizacji państwa, w związku z tym, co obecnie dzieje się na scenie politycznej - alarmował Michał Murgrabia.

Może dlatego nie wszyscy Polacy pójdą na wybory. Może czują się zmęczeni, zniesmaczeni, może mają już dość tej politycznej bitwy.

Ewa ma trochę ponad 30 lat. Razem z mężem i dwójką dzieci mieszkają na wsi. Prowadzą małe gospodarstwo, mąż pracuje też jako kierowca.

- Nigdy nie chodziliśmy na wybory - mówi.

- Dlaczego? - dopytuję.

- Bo to tak naprawdę niczego nie zmienia. Kto by nie rządził, jest tak samo. Niby PiS dał nam trochę pieniędzy na dzieci, ale drożyzna taka, że różnicy w portfelu nie widzę. Politycy myślą tylko o sobie, kłócą się, wyzywają, a my swoje musimy zrobić: posiać, zebrać, wygnać krowy na pastwisko i je z niego przeprowadzić - tłumaczy. Starsi na wybory chodzą.

- Boją się proboszcza - śmieje się. Ona i jej rówieśnicy nie.

- Może jednak pójdziecie! - mobilizuję. Wzrusza ramionami.

Wyborcy niezdecydowani to ponad 20 proc. uprawnionych do głosowania.

- Jeśli zadać im pytanie, czy pójdą, to połowa z nich mówi, że tak, że pójdzie. Ale połowa wciąż twierdzi, że nie pójdzie do urn. Mobilizacja tych, dla których polityka nie jest sferą zainteresowania, dla których polityka jest wręcz czymś obcym, albo nawet czymś, co budzi niechęć, ponieważ jest określana jako cyniczna, brudna gra - jest bardzo trudna. Dla takich osób wybory nie są żadnym świętem demokracji. Nie jest dla nich istotne, czy rządzi ta czy inna partia polityczna, bo i tak nie mają poczucia wpływu. Jest im wszystko jedno, kto rządzi. Takie osoby nie wiążą swojej sytuacji indywidualnej, rodzinnej z formacją polityczną i z jej projektami - zmiany czy kontynuacji. To są ludzie, którzy nie widzą związku między własnym życiem a władzą - mówiła mi ostatnio prof. Ewa Marciniak, dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej.

Niektórzy politolodzy dzielą niewyborców na buntowników i niezainteresowanych polityką. Ci drudzy nie chodzą na wybory z wiadomych przyczyn, ci pierwsi sprzeciwiają się wyborowi mniejszego zła. Nie głosują dla zasady. Są zmęczeni sceną polityczną, wstydzą się za zniekształcony system.

Czy podczas tych wyborów zdecydują się jednak pójść do urn? Trudno powiedzieć. Wiadomo jednak, że liczy się każdy głos.

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.