Z K2, pięknej, choć szalenie groźnej góry w łańcuchu Karakorum, nie wróciła już prawie setka wspinaczy. Ekstremalne warunki, które tam panują czynią górę najbardziej niebezpiecznym i niedostępnym dla wspinaczy szczytem. Wiatr wiejący z prędkością ponad 200 km/h, temperatura około minus 60 stopni Celsjusza - to pogoda, z którą zmierzą się polscy himalaiści. Już w pod koniec grudnia wyruszą do lodowego piekła.
TREKKING
Pierwszy etap wyprawy to trekking do bazy. 100 kilometrów marszu w zapadającym się śniegu. Na szalenie niebezpiecznym lodowcu. Przy silnym wietrze i w intensywnych opadach śniegu. To co najmniej kilkanaście dni.
W wędrówce polskim himalaistom będzie towarzyszyć grupa ponad 300 szerpów (tragarzy wysokogórskich przyp. red), którzy pomogą przenieść sprzęt do bazy. Pierwszego dnia zimy w Karakorum na trasie pod K2 jest jeszcze coś w rodzaju szlaku. Jednak Polscy himalaiści przybędą w góry pod koniec grudnia. Czeka ich przeprawa tuż po okresie najbardziej intensywnych opadów w ciągu roku.
- To trudne logistycznie i technicznie przedsięwzięcie. Musimy zapewnić bezpieczeństwo ogromnej grupy ludzi. Przeprowadzenie ponad 300 osób jest szalenie trudnym zadaniem. Pamiętajmy, że w tym rejonie nie operują śmigłowce. A jeśli nawet warunki sprzyjają, to jest to kosmicznie drogie – tłumaczy Janusz Gołąb, kierownik sportowy zimowej wyprawy na K2.
BAZA
Karakorum to miejsce, gdzie zimą występują najtrudniejsze warunki na świecie. Wiatr wiejący z prędkością ponad 200 km/h. Temperatura około minus 60 stopni Celsjusza. Do niczego nieporównywalna. Sprawiająca paraliż każdej części ciała, która choć na chwilę wyłoni się spod szczelnie zapiętego kombinezonu przypominającego skafander kosmonautów. Nie bez powodu. Wizyta w Karakorum to wizyta na innej planecie i w innym wymiarze.
Dla Piotra Tomali wyprawa na K2 to pierwsza zimowa ekspedycja. Jednak zaznacza, że nie ma w sobie strachu. - Gdybym miał lęki, nie jechałbym na tę górę. Jestem świadomy swoich umiejętności i czuję się przygotowany – mówi.
Piotr Tomala w lecie wspiął się na Lhotse 8516 m n.p.m.). Sprawdzał swój organizm śpiąc na granicy śmierci(dla człowieka to granica powyżej 8 tys. m n.p.m. przyp. red.). Spędził noc na wysokości 7850 m n.p.m. W namiocie temperatura spadła do minus 30 stopni. Na zewnątrz odczuwalna wynosiła ponad minus 40 stopni Celsjusza.
- Zasadniczą różnią między letnimi, a zimowymi wyprawami są warunki i sytuacja w bazie. Tam możemy odpocząć i zregenerować się. Wtedy te temperatury spadają do minus kilku stopni. Zimą nie ma takich możliwości - dodaje Tomala i zaznacza, że cała ekipa jest całkowicie świadoma i gotowa na takie właśnie warunki.
AKLIMATYZACJA
Trzeba kilku tygodni, żeby organizm człowieka zaadoptował się do wysokości, na której znajduje się baza. 5150 metrów wystarczy, by pojawiły się objawy choroby wysokogórskiej. Dla himalaistów ta wysokość nie jest wyzwaniem, ale tłumaczą, że nawet ci najbardziej wprawieni potrzebują spędzić tam co najmniej dwa tygodnie, by móc wyruszyć wyżej.
-W początkowej fazie będziemy starali się założyć trzy obozy. Obóz pierwszy na wysokości 5900, drugi na około 6300, a trzeci będzie na wysokości ponad 7 tys. Na końcu założymy obóz czwarty na granicy 8 tysięcy. W nim nie będziemy spać. Noc na tej wysokości w zimie to zbyt wielkie ryzyko. Wspinacz, który spędzi jedną albo dwie noce w obozie trzecim, będzie gotowy, żeby dokonać ataku szczytowego. To duża odległość od wierzchołka, ale jest do zrealizowania- dodaje Janusz Gołąb.
Powyżej granicy śmierci (dla ludzkiego organizmu to granica 8 tys. m.n.p. m. przyp. red) niemal nie ma już tlenu. Jedna trzecia tego, co na dole, to prawie nic. Każdy krok wymaga ogromnego wysiłku, bo każdy organizm na tej wysokości umiera. Nikt nie jest w stanie przetrwać tam dłużej niż kilka godzin. W czasie ataku szczytowego nie będzie więc miejsca na błędy.
W razie czarnego scenariusza, gdy po zdobyciu K2 pojawią się problemy, w czwartym obozie czekać będzie ratunkowa butla z tlenem i trochę paliwa. Ale tego scenariusza Janusz Gołąb nie chce analizować.
ATAK
Z 12 uczestników wyprawy aż ośmiu różnymi drogami weszło już na K2. Organizatorzy na zimową wyprawę wybrali Drogę Basków, którą testowali w czasie letniej wyprawy rozpoznawczej. Podkreślają, że do zdobycia szczytu zimą gotowy jest każdy, lecz nie wiadomo, czy góra pozwoli w ogóle rozpocząć działania.
- Karty będzie rozdawała pogoda, a konkretnie wiatr. Jedziemy w Karakorum w okresie, gdy jest stosunkowo najmniej opadów śniegu, lecz zdecydowanie najsilniej wieje wiatr. Nadciąga wtedy prąd strumieniowy zwany „jet streamem”. Widziałem mapy pogodowe, gdzie na wysokości wierzchołka wiał z prędkością ponad 300 km/h – tłumaczy Piotr Snopoczyński, 67-letni kierownik bazy.
Jak silny potrafi być "jet stream" wie Janusz Gołąb, którego wiatr po prostu porwał. Zimą pod Gasherbumem I „jet stream” zszedł na wysokość bazy. Wiało grubo powyżej 100 km/h. Nad ranem Janusza obudził gwałtowny podmuch, który porwał jego namiot i zwiał go kilka metrów dalej na skraj szczeliny.
- Trzymałem namiot z całych sił. Rękami i nogami. Mieliśmy dyżury i przez trzy dni i noce walczyliśmy o utrzymanie bazy. Bezskutecznie. Gdy zaczyna wiać "jet stream", trzeba mieć świadomość, że w każdej chwili trzeba będzie uciekać. Nie ma możliwości, żeby się schować i móc przetrwać. Tak wygląda rzeczywistość w Karakorum – dodaje Janusz Gołąb.
Nikt z uczestników nie uważa jednak, że zdobycie szczytu jest niemożliwe. - Na wierzchołku można stanąć w krótkich oknach pogodowych. Jeśli wspinacze będą zaaklimatyzowani -wystarczą nam około dwa, trzy dni. Jeśli warunki pozwolą, chciałbym wprowadzić na szczyt jak największą ilość osób – mówi Gołąb.
W pozostałej części tekstu przeczytasz:
- Jak wyglądały wcześniejsze próby zdobycia K2?
- Dlaczego K2 jest nazywane górą śmierci?
- Czy inne kraje planują wyruszyć w tym roku pod K2?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień