Polacy wolą "Mecenasa Google"
Prawo. Porady prawnej potrzebuje prawie każdy z nas. Tylko nieliczni chcą za nią zapłacić. Bo ciągle jest dla nas za droga.
Aż 87 proc. Polaków twierdzi, że przynajmniej raz w roku potrzebuje porady prawnika. Jednocześnie tylko 8 proc. rodaków przyznaje, że jest w stanie zapłacić za taką pomoc. Ponad połowa Polaków próbuje jednak zaoszczędzić licząc na to, że zawiłości prawne pomoże im rozwiązać rodzina lub... internet. Tak wynika z badań instytutu ARC Rynek i Opinia.
Dr Jacek Sokołowski, ekspert od wymiaru sprawiedliwości z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, uważa, że wyniki analizy mają związek z niskim poziomem zaufania do prawa i wymiaru sprawiedliwości.
- Z wielu powodów, również tych wynikających z naszej historii, Polacy mają dość lekceważący stosunek do prawa i sądzę że często wydaje nam się, że problemy prawne dają się rozwiązać na zasadzie doraźnej improwizacji - twierdzi dr Jacek Sokołowski.
Specjalista dodaje, że porada prawna nie jest postrzegana jako świadczenie wystarczająco konkretne, żeby wydawać na nie pieniądze. - Co innego proces. Kiedy już do niego dochodzi, nikt nie kwestionuje, że prawnik jest potrzebny i że to musi kosztować - mówi dr Sokołowski.
Ekspert dodaje jednak, że taka strategia często się mści, gdyż błędy popełnione na samym początku, właśnie wtedy gdy zaniedbało się uzyskanie profesjonalnej porady, mogą spowodować, że wygranie procesu będzie trudniejsze - i droższe.
Rafał Wiejski, ekspert w D.A.S. Towarzystwo Ubezpieczeń Ochrony Prawnej SA, zauważa, że Polacy wolą ponosić to ryzyko, zamiast zwrócić się do specjalisty, ponieważ odstraszają ich koszty obsługi i pomocy prawnej.
Przykładowo, za pomoc przy sporządzeniu umowy zlecenia trzeba zapłacić prawnikowi minimum 200 zł. Za analizę umowy deweloperskiej musimy wyciągnąć z kieszeni 100 zł więcej. Za pozew o alimenty adwokatowi lub radcy prawnemu musimy zapłacić co najmniej 150 zł.
Z powodu zbyt wysokich cen zainteresowani poradami prawnymi szukają rozwiązań samodzielnie - w internecie, na branżowych forach dyskusyjnych, albo bazują na informacjach i poradach prawnych zamieszczanych w mediach.
Rafał Wiejski ostrzega, że niesie to jednak za sobą wiele zagrożeń. Po pierwsze, każda sprawa jest indywidualna i nie wszystkie przepisy mają uniwersalne zastosowanie. Po drugie, część internetowych źródeł jest niesprawdzona, przekazuje niepełne albo błędne informacje.
Rząd wychodząc naprzeciw oczekiwanim obywateli 1,5 roku temu wdrożył system bezpłatnej pomocy prawnej. 10-letni program, na który zarezerwowano w budżecie państwa miliard złotych okazał się jednak porażką. Pasjans, telefoniczne pogawędki, nadrabianie „papierkowej roboty” z własnej kancelarii - to główne zajęcia prawników, którzy dyżurują w ramach bezpłatnej pomocy prawnej. Dzieje się tak, ponieważ do punktów, gdzie udzielane są porady, rzadko ktokolwiek zagląda.
Małopolska należy do województw, w których rządowy projekt przyjął się najgorzej. Na każdy ze 135 punktów w regionie miesięcznie przypada jedynie 16 porad. Oznacza to, że dyżurujący prawnicy przez większość czasu nudzą się.
Adwokat Paweł Gieras, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie, twierdzi, że za kulawą ustawę odpowiada m.in. źle opracowana lista osób, które mogą skorzystać z darmowych porad. Są to głównie studenci i emeryci, którzy do prawnika chadzają sporadycznie.
- Ci, którzy częściej potrzebują porady eksperta niestety nie kwalifikują się do uzyskania bezpłatnej pomocy - twierdzi mec. Paweł Gieras.
Zobacz też: Trafiony pomysł z poradami prawnymi
Źródło: NTL Radomsko Sp. z o.o.