Polacy na Kresach. Opowiem wam o mojej Świsłoczy
W kresowych miasteczkach każdy znał każdego. A potem przyszła wojna i sąsiedzi zaczęli się zabijać.
Bywa, że reportaż poruszy czułą strunę wspomnień. Wracają znajome miejsca i ludzie dawno odeszli. Tak było z zamieszczonym w „Rejsach” tekstem o pomocy, jakiej Polakom na Kresach udziela Stowarzyszenie Traugutt.org.
Przeczytaj reportaż: Traugutt.org przychodzi z pomocą Polakom na Wschodzie
Rozdzwoniły się telefony, przyszedł list z Malborka. Na kilku, gęsto zapisanych kartkach, podpułkownik Czesław Hołodok tłumaczył, dlaczego ten artykuł był dla niego tak ważny.
Portret mężczyzny w rosyjskim mundurze
- Wie pan, chodzi o Świsłocz. Napisał pan o niej, a ja tam mieszkałem - powiedział, gdy razem z Jackiem Świsem, prezesem Stowarzyszenia Traugutt.org odwiedziliśmy pana Czesława. Ledwie przysiedliśmy nad kawą, a on wyłożył na stole odręczny plan miejscowości i zaczął wodzić po nim palcem. - Tutaj był kościół, tu cerkiew, a tu bożnica. Obok targowica i szkoła polska, do której chodziłem. Teraz to wszystko wygląda inaczej. Cerkiew spłonęła w czterdziestym pierwszym, kościół w czterdziestym czwartym, także nasz dom poszedł wtedy z dymem. Szkoda, że nie mam starych zdjęć, to bym pokazał.
Faktycznie, szkoda. Ale plan też robi wrażenie. Nie tylko pokazuje, jak dawniej wyglądała miejscowość, ale przede wszystkim jest mapą pamięci pana Czesława, który po raz ostatni widział rodzinną miejscowość ponad 30 lat temu. To było jeszcze za Sowieckiego Sojuza. Miejscowi chwalili wtedy Gorbaczowa, a jednocześnie klęli, że wódkę można kupić dopiero po 13.
- Zwiedzałem znajome kąty. Byłem między innymi w szkole, do której chodziłem, i w której woźnym był mój ojciec Antoni - wspomina pułkownik. - O, portret ojca wisi na ścianie.
Czarno-biała fotografia to jedyne zdjęcie, które przetrwało wojnę. Młody mężczyzna z dumą prezentuje medale. Wprawne oko dostrzeże, że są one obce, z armii zaborczej. W czasie Wielkiej Wojny Antoni Hołodok służył w wojsku rosyjskim i jak później twierdził, nie dostał tych odznaczeń za bohaterstwo, ale za... strzelanie.
Kiedy czas zawieruchy wreszcie się skończył, osiadł w Świsłoczy.
- Dawniej bycie woźnym to było coś, służba państwowa - podkreśla pan Czesław. - I jak to ze służbą bywa, władze mogły człowieka przenieść, gdzie tylko chciały. Ojciec nie miał jednak ochoty nigdzie wyjeżdżać. Dlatego kiedy próbowano go przenieść do gimnazjum w Nowej Wilejce, uparł się, że zostanie w Świsłoczy,
Przed wojną miasteczko znajdowało się w województwie białostockim. Dzisiaj to Białoruś, choć blisko granicy. Ale zarówno wtedy, jak i obecnie żyje się tutaj skromnie. Podobnie wyglądał los Hołodoków, choć nie można powiedzieć, że byli ubodzy. Jeszcze przed wybuchem wojny zbudowali dom na tyłach cerkwi. Pan Czesław przypuszcza, że rozeźliło to miejscowego popa, który podobno też chciał coś tu postawić.
- W miasteczku mieszkali nie tylko Polacy, ale też Żydzi i Białorusini - wspomina. - Sporo wśród nich było proletariuszy. Pracowali w garbarniach. Ojca chyba szanowali, bo kiedy na 1 maja rozwieszali czerwone flagi, to omijali gimnazjum, żeby oszczędzić mu kłopotów.
Podobną opinię o Antonim Hołodoku ma Ignacy Babiński, który przed wojną chodził do szkoły w Świsłoczy. Stwierdził we wspomnieniach, że ojciec pana Czesława był poważany.
„Swoje czynności - a miał ich niemało - wykonywał zawsze spokojnie, sumiennie i dokładnie. Lubił swoją pracę (…) Nigdy nie robił nam wymówek za niedokładne wycieranie obuwia, hałasowanie itp. Jego spokojny i wymowny wzrok więcej dla nas znaczył niż narzekanie lub strofowanie. Był to zacny i pracowity człowiek, wyrozumiały dla młodzieży i pełen dla niej dobroduszności. Szanowaliśmy go i lubiliśmy wszyscy”.
Kto ma władzę, ten... zabija
Po wybuchu wojny skomunizowani Żydzi i Białorusini utworzyli w miasteczku komitet rewolucyjny i już następnego dnia rozpoczęli niszczenie symboli polskości. Zdewastowali m.in. pomnik Romualda Traugutta, najsłynniejszego - obok Józefa Ignacego Kraszewskiego - ucznia tutejszej szkoły, a na cześć wkraczającej Armii Czerwonej ustawili bramę triumfalną z portretem Stalina. Zabito też miejscowych policjantów.
Wraz ze zmianą władzy nadszedł też kres polskiego gimnazjum. Jego miejsce zajęła szkoła białoruska. Przy okazji pozbyto się polskich książek - zostały wyrzucone. Część uratował woźny Antoni, zresztą z korzyścią dla syna. Nie mogąc się uczyć w szkole białoruskiej, na własną rękę poznawał literaturę ojczystą. Zaczytywał się Mickiewiczem, Sienkiewiczem, Słowackim...
Sowieci rządzili w Świsłoczy niespełna dwa lata. Przegnali ich Niemcy, którzy po zajęciu miasteczka wprowadzili swój terror. Żydów zamknęli w getcie, a potem wymordowali. Natomiast w 1943 roku rozstrzelano przedstawicieli polskiej elity społecznej.Zginęli księża, lekarze, nauczyciele. Czesław Hołodok pamięta też egzekucje schwytanych partyzantów - Polaków i Sowietów. Obserwował z ukrycia, jak prowadzono ich na kirkut, gdzie ginęli od kul żandarmów. Maszerowali dumni, wyprostowani…
Sowieci wrócili do Świsłoczy w 1944 roku. Tym razem przejście frontu oznaczało zagładę miasteczka. Z dymem poszedł dom Hołodoków, a wraz z nim książki wyniesione ze szkoły. Czy było to celowe podpalenie, czy skutek walki - tego rozstrzygnąć nie sposób, albowiem wcześniej Niemcy wysiedlili mieszkańców.
- Wzięliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy i przenieśliśmy się do Narewki, parę kilometrów dalej, bo tam mieszkali krewni. Widzieliśmy w nocy, jak Świsłocz płonie.
W 1946 roku Hołodokowie wyjechali do Polski, tej w jałtańskich granicach.
Traugutt wskrzeszony
Szykując się do wyjazdu, rodzina brała pod uwagę różne kierunki, m.in. Gdańsk i Darłowo, jednak ostatecznie stanęło na Bielsku (Podlaskim). Tutaj pan Czesław mógł w końcu nadrobić zaległości w nauce. O ile literaturę znał doskonale, to z matematyką miał pewien problem. Musiał w ciągu roku przerobić cały materiał szkoły powszechnej. Nie było łatwo, ale się udało. Potem była publiczna średnia szkoła zawodowa, dzięki której zdobył fach ślusarza, a jeszcze później, już w wojsku, matura i studia na UMCS w Lublinie.
- Będąc w wojsku służyłem w niemal wszystkich szkołach lotniczych: Dęblin, Przasnysz, Biała Podlaska, Radom, Zamość, Oleśnica. I polatałem sobie, na czym tylko się dało. W końcu trafiłem do Malborka i tutaj już zostałem - dodaje.
Niezależnie od tego, gdzie los rzucał pana Czesława, zawsze pamiętał o swojej Świsłoczy. Zresztą nie tylko on. Jego starszy brat, po ojcu Antoni, pod koniec lat osiemdziesiątych wykorzystał pozycję w partii i przy wsparciu prof. Adama Dobrońskiego przekonał władze białoruskie do odbudowy pomnika Traugutta. Dzisiaj monument stoi w sąsiedztwie cokolwiek osobliwym, obok pomników Lenina, Stalina i poległych krasnoarmiejców. Najważniejsze jednak, że jest. Że przypomina o Świsłoczy, jakiej już nie ma.
Kresy odkrywane na nowo
W czasach Polski Ludowej wojenna historia Kresów była przemilczana, tym trudniej jest ją teraz odtworzyć. Świadkowie wymierają, dokumenty poszły w rozsypkę albo zostały zniszczone. Jacek Świs, prezes Stowarzyszenia Traugutt.org, próbuje złapać okruchy tego, co jeszcze zostało.
Jako stowarzyszenie z jednej strony pomagamy rodakom, którzy obecnie żyją za naszą wschodnią granicą, ale równie ważne jest dla nas zdobywanie wiedzy o historii tych ziem i utrwalanie pamięci o wydarzeniach sprzed 70 czy 80 lat.
- Bardzo ucieszyła nas rozmowa z panem Czesławem i jego opowieści o przedwojennej Świsłoczy - przyznaje. - Jako stowarzyszenie z jednej strony pomagamy rodakom, którzy obecnie żyją za naszą wschodnią granicą, ale równie ważne jest dla nas zdobywanie wiedzy o historii tych ziem i utrwalanie pamięci o wydarzeniach sprzed 70 czy 80 lat.
Od Czesława Hołodoka Stowarzyszenie Traugutt.org dostało do wykonania misję specjalną, a mianowicie przekazanie polskiej szkole na Kresach jego książek oraz odznaczeń.
Prezes Traugutt.org zapewnia, że postara się spełnić to życzenie.