Pojechali razem do Gdańska. Będzie projekt na Tucholską
Stało się, jak postulował Krzysztof Przytarski. Projekt pod znakiem zapytania, więc pojechali zabiegać o niego burmistrzowie i opozycyjny radny.
Wspólny wyjazd, jak wyjawia radny, mimo wcześniejszych kwasów, przebiegał w miłej atmosferze. Jechali razem, a podróż do Gdańska w tę i z powrotem zajmuje trochę czasu. Jak domniemamy, można więc było powiedzieć sobie w cztery oczy to, co może nie wypada na forum publicznym.
Ale na ostatniej sesji wesoło nie było, gdy wiceburmistrz Mateusz Rydzkowski dał do zrozumienia radnemu, że od dyrektora Zarządu Dróg Wojewódzkich usłyszał, że ten spotkał się ...z przewodniczącym rady miejskiej. - Pan przewodniczący Grzegorz Kobierowski zaprzeczył, jakoby uczestniczył w tym spotkaniu - wbił szpilkę wiceburmistrz.
A potem, gdy doszło do ciętej riposty radnego, Rydzkowski zastrzegał się, że w roli przewodniczącego rady miejskiej Przytarskiego widział nie on, a dyrektor Stachowiak.
To były personalne utarczki o wizytę sprzed kilku miesięcy Krzysztofa Przytarskiego i Przemysława Bieska-Talewskiego. Wtedy ich przekaz był taki - im Tucholską (to skrót, chodzi o drogę nr 237) udało się załatwić. Z ostatnich pism podpisanych przez wicedyrektora Włodzimierza Kubiaka wynikało, że projekt Tucholskiej jest pod dużym znakiem zapytania. Po dyskusji przypominającej mecz ping-pongowy, radny Przytarski zaproponował wspólny wyjazd.
Dziś radny - choć nadal pozostaje pełen rezerwy - wydaje się być usatysfakcjonowany tym, co razem udało się osiągnąć. A rozmowa nie była łatwa, bo dyrektor Stachowiak wyciągnął karty na stół i powiedział, że brakuje mu pieniędzy i oczekuje na finansowe wsparcie gminy.
Do porozumienia doszło i, jak podkreśla Przytarski, w pierwszym kwartale przyszłego roku, projekt powstanie. Co dalej? Tu Przytarski oczekuje na kolejne ruchy ze strony burmistrz. Bo już wie, że łatwo nie będzie - Tucholska nie jest priorytetem na liście zadań ZDW.
Radny tonuje wcześniejszy wysoki ton, mówiąc, że teraz najważniejsze, że projekt powstanie, a potem zadaniem władzy będzie zabieganie (wyjazdy do marszałka i ZDW), by zadanie wprowadzić do budżetu. Potwierdza, że żadne daty nie padły. Radni muszą mieć świadomość, że bez udziału gminy w inwestycji przebudowy nie będzie.
Gdy pytamy, czy radny jest gotów kontynuować wspólny lobbing, nie ucieka od niego, ale podkreśla, że to główna rola burmistrz. A no właśnie, co ona na to? - Użyliśmy bardzo ważnego atutu - chęci partycypacji w kosztach tego przedsięwzięcia w zakresie przygotowania projektu - relacjonuje. - Usłyszeliśmy, że ze względu na brak środków finansowych w kasie zarządu, ten nie jest w stanie w tym roku opracować projektu modernizacji drogi. Koszt samego projektu dyrektor Stachowiak ocenił na 250 tys. zł, nie zaś na kwotę ok. 90 tys. zł, jak to dwa miesiące temu jeszcze szacowano. Zadeklarowałam częściowe finansowanie projektu ze strony gminy na poziomie 50 - 60 tys. zł, przy założeniu, że obejmie on też przebudowę zjazdu z drogi 237 w kierunku Dąbek. Z przebiegu rozmowy jednak wnioskuję, że przebudowa nie jest na pewno możliwa w 2017 roku. Przywykam pomału do tej sytuacji, kiedy to innemu zarządcy dróg brakuje pieniędzy i tylko jakiś nasz wkład finansowy może stać się swego rodzaju kartą przetargową w wynegocjowaniu inwestycji w granicach gminy. A przecież mamy dziesiątki kilometrów własnych dróg i liczyć musimy tu tylko na siebie.
Radny Przytarski mówi, że faktycznie taki udział będzie konieczny, a samorządy na drogi muszą już dokładać i do dróg powiatowych, ale i leśnych.