Pawełek z Brzezin dopiero co przystąpił do I komunii świętej. W Zakopanem dziękował Bogu za przyjęty sakrament. Przebiegając przez ulicę do swojego autokaru, nie zauważył, że z przeciwka nadjeżdża auto.
To były może dwie sekundy. Jakieś 30 centymetrów. Nie więcej. Tyle zabrakło, by 10-letni Pawełek zdążył przebiec przez jezdnię. I uniknąć uderzenia przez samochód.
Pielgrzymka komunijna
Wyjechali z Brzezin (woj. podkarpackie, powiat ropczycko-sędziszowski) w poniedziałek, w środku nocy, o godz. 2.30. Do Zakopanego mieli kawał drogi. W dwóch autokarach podróżowały dzieci z podstawówki i młodzież gimnazjalna. W sumie 109 uczniów po I komunii świętej i bierzmowaniu, z rodzicami i opiekunami, chcieli podziękować Bogu za niedawno przyjęte sakramenty. Taką mają w szkole tradycję.
Jechali jeszcze na wpół śpiący, po wczesnej pobudce. W autokarze za bardzo pospać się nie dało. O godz. 4.30 słońce już zaczęło zaglądać przez szyby, budząc drzemiących pielgrzymów. Podróż mieli spokojną, pogodę wiosenną, po długim weekendzie na drogach nie było zbyt dużego ruchu. Cieszyli się na czekające ich atrakcje.
W poniedziałek o godzinie ósmej dzieci i ich opiekunowie już byli na Krzeptówkach. Z tymi najmłodszymi pojechały matki. W przepięknym Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej wzięli udział we mszy świętej. Ksiądz gospodarz oprowadził ich później po świątyni, opowiedział o historii tego miejsca i cudownym objawieniu. Byli zachwyceni.
Wszystko szło zgodnie z planem. Może nawet zbyt dobrze. Następnym punktem była Gubałówka, wjechali tam kolejką. Dzieci miały chwilę dla siebie, na kupowanie pamiątek. Później spacerkiem przeszli na Butorowy Wierch i zjechali na dół wyciągiem krzesełkowym - kolejna atrakcja w tym dniu. Na parkingu przy ul. Powstańców Śląskich czekały już na nich autokary, miały ich zawieźć na obiad w domu rekolekcyjnym.
W planach była jeszcze wizyta w Sanktuarium Maryjnym w Ludźmierzu. A później wyczekiwany przez najmłodszych punkt wycieczki: park rozrywki w Rabce-Zdroju, karuzele, koło młyńskie...
Wybiegł pod koła busa
Pierwszy autokar odjechał z postoju piętnaście minut po godz. 11. Drugi czekał na ostatnich pasażerów. Pawełek z dwoma najlepszymi kolegami szli chodnikiem. Parę kroków przed nimi szły ich mamy. By wsiąść do autokaru musieli przejść na drugą stronę ulicy. Ale do przejścia dla pieszych trzeba było nadłożyć kawałek drogi. Ulica długa, prosta, trudno oprzeć się pokusie, aby nie dochodząc do pasów skrócić sobie drogę.
Pawełek wbiegł na jezdnię. Może nawet rozejrzał się wcześniej na boki, w prawo, w lewo, był znany z tego, że jest rozsądnym chłopcem. Popatrzył, ale nie zauważył nadjeżdżającego z przeciwka dostawczaka. Samochód zahaczył go prawym bokiem.
Uderzenie było tak silne, że dziecko zostało odrzucone o kilka metrów do przodu. Chłopiec stracił przytomność. W aucie pękła szyba, lampa, a w masce zrobiło się wgniecenie.
- Wszyscy usłyszeli potworny huk - mówi ks. Karol Hadam, organizator pielgrzymki. - Podobno bus nie jechał z dużą prędkością. Ale patrząc na uszkodzenia auta i obrażenia Pawełka trudno mi to sobie wyobrazić. Przecież to nie było małe autko, tylko solidny samochód dostawczy. A Pawełek, kruszynka...
Rokowania są coraz gorsze
Na miejscu wypadku natychmiast pojawiły się służby ratunkowe. Chłopiec został przewieziony do szpitala w Zakopanem. Tam zapadła decyzja, że musi zostać przetransportowany na pokładzie śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala w Prokocimiu. Mama, razem ze starszą siostrą Pawełka, która też była na pielgrzymce, dojechały do Krakowa taksówką. Nie odstępują chłopca na krok.
Szpital nie udziela informacji, ale nieoficjalnie wiadomo, że stan Pawełka jest krytyczny. Chłopiec ma pękniętą śledzionę i uszkodzone płuca, ale najgorszy jest obrzęk mózgu. Stan dziecka pogarsza się z godziny na godzinę.
- Staramy się wspierać rodzinę duchowo. To jedyne, co możemy zrobić w tej chwili: modlić się i nie tracić nadziei - podkreśla ks. Hadam z parafii pw. św. Mikołaja w Brzezinach. - Teraz wszystko w rękach Boga i lekarzy. Nie wolno się załamywać, bo cuda się zdarzają.
Duchowny pośpiesznie dodaje: - Mama Pawełka jest w bardzo kiepskim stanie. Jak każda matka w takiej sytuacji wyrzuca sobie, że mogła syna pilnować bardziej. Bierze winę na siebie. Ale przecież to duży chłopiec, trudno 10-latka cały czas prowadzić za rączkę. Poza tym Pawełek był zawsze bardzo odpowiedzialny. Widać na ten ułamek sekundy stracił uwagę. Nie mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego to zrobił i wybiegł na jezdnię...
Pytanie: dlaczego ich to spotkało, jest może niestosowne. Ale jednak się pojawia...
Do wypadku doszło o godz. 11.30, przy ul. Powstańców Śląskich w Zakopanem. Policja przebadała 27-letniego kierowcę fiata ducato z Poznania. Był trzeźwy. Na razie nie postawiono mu zarzutów. Wiadomo, że samochód chwilę przed wypadkiem włączył się do ruchu: wyjechał na główną drogę spod lokalu gastronomicznego. Ze wstępnych ustaleń wynika, że chłopiec wtargnął na jezdnię. Prosto pod koła dostawczaka. Kierowca próbował go ominąć, skręcił kierownicą gwałtownie w lewo. Ale nie uniknął wypadku i trącił Pawełka prawym błotnikiem.
Na miejscu pracowali technicy kryminalistyki, przeprowadzili oględziny terenu, zabezpieczali ślady.
- W tej chwili nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy kierowca jechał z dozwoloną prędkością - mówi Krzysztof Waksmundzki, rzecznik prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Zakopanem. - Biorąc pod uwagę masę samochodu, ta prędkość nie musiała być wcale duża. Ale na razie nie przesądzamy o niczyjej winie. Postępowanie jest w toku. Chcemy przesłuchać wszystkich świadków, których jest bardzo wielu. Może się okazać, że to był po prostu nieszczęśliwy wypadek.
Tak cieszył się z wyjazdu
Pawełek mieszka w Brzezinach. Ma trójkę rodzeństwa. Najstarsza siostra studiuje. Młodsza siostra i brat są w wieku gimnazjalnym. Tata jest elektrykiem, pracuje w Niemczech. Mama zajmuje się dziećmi.
Właśnie zaczęli budować dom w Rzeszowie. Wszystko dobrze się im układało.
Wspieramy rodzinę duchowo. Jedyne, co możemy zrobić, to modlić się i nie tracić nadziei
- A tu taki krzyż - mówi ks. Hadam. - To bardzo porządna rodzina, głęboko religijna, uczynna. Dobrze żyli z sąsiadami, nikomu nie odmówili pomocy. Pod względem moralnym godna naśladowania. W takich przypadkach zawsze pojawia się myślenie: dlaczego ich to spotkało? Może to niestosowne pytanie, bo dlaczego miałoby spotkać kogoś innego? Ale jednak się pojawia.
W szkole Pawełka też wszyscy chwalą 10-latka. Mądry, spokojny, pilny uczeń. Odprzedszkola miał świadectwo z wyróżnieniem. Płynnie czytał od I klasy. Uwielbia piłkę nożną. Na każdej przerwie grał z kolegami. Z języka angielskiego ma celujący. Jest dobry z matematyki, chwali go polonista.
Niedawno okazało się, że Pawełek chciał iść na ministranta. Bardzo cieszył się z tej pielgrzymki, nie mógł się doczekać wyjazdu, był bardzo podekscytowany.
- Zawsze był bardzo zaangażowany w życie szkolnej społeczności - podkreśla Krystyna Stusik, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Brzezinach-Berdechowie. - Wszyscy go tu znają. Brał udział w konkursach, uroczystościach, akademiach. Uśmiechnięty. Dusza dziecko.
Współpraca Łukasz Bobek