Pojawiały się trudne momenty i łzy, ale dało mi to pozytywnego kopa
- Wyciągnąłem wnioski z poprzedniego sezonu. Wiem, co zrobiłem źle. W każdym meczu chcę dawać z siebie wszystko - mówił Adam Stefanów
Sportowiec podchodzący z Kożuchowa, a na co dzień mieszkający i trenujący w Anglii ma za sobą dobry sezon. Mimo tego, że nie udało mu się zrealizować wszystkich założonych celów, to jest zadowolony z jego przebiegu. W końcu miał okazję zagrać z tuzami światowego snookera. Walczył jak równy z równym z Ronnie O’Sullivanem i Markiem Selbym. Aktualnemu mistrzowi świata zdołał „urwać” aż trzy partie, czym zapadł w pamięć najlepszym.
Wcale nie było tak źle
- Jestem zadowolony z poprzedniego roku, choć nie udało mi się w nim wszystkiego osiągnąć. Tak samo jak w życiu, nie zawsze można wygrywać. Jeżeli ktoś ponad rok temu powiedziałby mi, że przejdę taką historię, którą udało mi się zrobić, czyli mecz z Ronnie O’Sullivanem, czy mistrzem świata Markiem Selbym w jednym z najbardziej prestiżowych turniejów, to bym chyba nie uwierzył. Dla mnie jest to super przeżycie. Wziąłbym to w ciemno, bo wiele osób skazywało mnie na porażkę. Mówiono, że nie mam szans na zwycięstwo w chociażby jednym spotkaniu lub partii. Wielu zawodników nabrało do mnie dużego szacunku. Nie udało mi się awansować do Main Touru. Według mnie przyszło trochę zmęczenie materiału. Doszła do tego presja, bo w pewnym momencie wszyscy zaczęli zdecydowanie więcej wymagać. Z tyłu głowy ta myśl się pojawiała. Chciałem przejść eliminacje, ale coś nie wychodziło. Mecze były paskudnie długie, nie szły po mojej myśli, gra nie sprawiała mi przyjemności. Męczyłem się sam ze sobą. W przeciągu pół roku odbyłem ponad 25 lotów. Fajnie to brzmi, ale zmęczyło mnie to. Zmiana czasu, mniej snu i wiele innych czynników sprawia, że wszystko zaczyna inaczej wyglądać. - powiedział Stefanów.
W końcu przyszedł czas na restart
Adam jest niezwykle ambitny i we wszystkim co robi, chce dawać z siebie wszystko. Jednak w sporcie każdemu potrzebny jest moment chwili oddechu, w którym przynajmniej na chwilę trzeba zapomnieć o swojej pracy. Jak przyznał sportowiec, wakacje w Tajlandii były jego pierwszymi od czterech lat.
- Teraz zostawiam to wszystko w tyle, ale pojawił się moment, gdzie zwątpiłem w siebie. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. Grałem w czołówce, rywalizowałem z najlepszymi i to na razie się skończyło. Nie udało mi się pozostać w elicie. Na świecie jest około 200 zawodników na podobnym poziomie. W kwalifikacjach przegrałem z kolegą z akademii. Razem trenujemy. Świetnie grał. Zdobył brąz na półzawodowych mistrzostwach świata. Popełniłem błędy, ale wiem, że nie byłem sobą. Wreszcie pojechałem na wakacje, pierwsze od czterech lat. Nie wziąłem ze sobą kija. Chciałem się zresetować, aby później motywacja do treningów była jeszcze większa - dodał.
Przyszedł najtrudniejszy moment w karierze
W życiu każdego sportowca pojawia się chwila zwątpienia. Nie zawsze można wygrywać, a ewentualne porażki nieco zaburzają dalszy tryb pracy. Szczególnie kiedy dobrze zaprezentujesz się przed szerszą publicznością, to presja zdecydowanie wzrasta. Mecze telewizyjne były dla Stefanowa świetną sprawą, której wielu może mu zazdrościć. Jednak gra w snookera to nie tylko sława i i flesz kamer, ale przede wszystkim ciężka praca i trudne momenty.
- Mam już ułożony plan treningów. Ważne, abym wyciągał wnioski z porażek. Muszę mieć więcej świeżości. Wiem, jak potrafię grać i dążę do tego, aby być dużo bardziej regularnym zawodnikiem. Po przerwie znalazłem dużo większą miłość do snookera. Kiedy ciągle trenujesz, to wszystko staje się ciężką pracą. Chcę złapać trochę luzu. Jestem świadomy, że turniejów będzie mniej. Mam nadzieję, że dostanę nominację na mistrzostwa świata bądź Europy. Mocno w siebie wierzę i to jest najwyższy czas, aby spiąć tyłek i powiedzieć sobie, że mogę dojść na sam szczyt. Dostałem mocnego kopa. Pojawiły się łzy w oczach, było ciężko, chciałem już się poddać. Nigdy jeszcze tak nie miałem. Powiedziałem sobie, że nie mogę odpuścić. Porozmawiałem z głównym sponsorem, który uświadomił mnie w tym, że muszę jeszcze mocniej pracować i to na pewno przyniesie efekt. Wróciłem do treningu. Gra wygląda coraz lepiej. Dostałem nowego kija i z tego wszystkiego zaczęły się układać takie puzzle pozytywów. Wszystko wygląda coraz lepiej, a ja jestem bardziej spokojny. Buduję coś, co w pewnym momencie zginęło. Straciłem miłość do gry. Najważniejsze, że ona wróciła. Zaczynam w siebie wierzyć i chcę grać jak najlepiej - dodał sportowiec.
Ambitne plany i trudna droga do elity
Adam Stefanów opowiada o swoich celach na najbliższy sezon. Chce w nim osiągnąć jak najwięcej.
- Najpierw wyjeżdżam na turniej do Niemiec, gdzie pojawi się cała światowa czołówka. Później w Anglii będę rywalizował w zawodach Pro-Am, gdzie grają zawodowcy i półamatorzy. Fajna pula nagród i możliwość sprawdzenia się z najlepszymi. Później, mam nadzieję, że wystąpię w mistrzostwach świata na Malcie, które odbędą się w listopadzie. Zostało trochę czasu na przygotowania, ale ja zacząłem trenować już przed wakacjami. Przykładam wagę do techniki. Wiem jak to robią najlepsi i chcę dać sobie szansę. Inaczej ciężko będzie o sukces. Muszę myśleć pozytywnie. - Chciałbym od sezonu 2018/2019 rywalizować z najlepszymi. W tym roku będę musiał uzyskać kwalifikacje poprzez mistrzostwa świata półzawodowców, z których zwycięzca wywalczy awans. Później odbędą się zawodowe. Można na nie dostać dziką kartę. Jeśli chodzi o nadchodzący sezon, to żaden z Polaków nie zagra w elicie. Trzeba kwalifikować się już na przyszły rok. W tym będę grał półzawodowo i starał się uzyskać awans do zawodowców przez wcześniej wspomniana mistrzostwa lub turnieje Q School. Kolejną szansą będą zawody w Niemczech i Gibraltarze. Najlepsza ósemka powalczy w turnieju finałowym. Dwóch wejdzie do grona zawodowców. Grupa najlepszych jest bardzo wąska. Liczy 128 snookerzystów. Tylko 16 osób wywalczy awans. Pierwszych 72 utrzymuje się w tym gronie. Do tego dochodzi około 30 pierwszoroczniaków. Pozostali wymieniają się miejscami. O awans nie będzie łatwo - skomentował Stefanów.
Codzienne życie na Wyspach Brytyjskich
Oprócz gry w snookera i codziennych treningów sportowiec znajduje jeszcze czas na pracę, choć ostatnio nieco mu go brakowało.
- Przez ostatnie cztery miesiące ze względu na podróże i turnieje nie pracowałem. Jednak nie mogę się doczekać powrotu . Lubię to co robię i potrafię wszystko dobrze zorganizować. Sam chcę jeszcze pracować, ponieważ to świetnie motywuje i powoduje równowagę. Kiedy dużo trenowałem, to presja jest znacznie większa. Teraz chcę zrobić to tak: poniedziałek – piątek treningi, weekend praca. Zawsze mogę sobie dorobić i to chyba będzie dla mnie najlepsza opcja na najbliższy czas. Trochę się w tym roku nauczyłem, poznałem fajnych ludzi, także będę kombinował, aby w życiu mieć również inne alternatywy. Byłem w dołku, odbiłem się i chcę wrócić z podwójną siłą. Wiem, na jakim poziomie mogę rywalizować. Presja mnie lekko przerosła, natomiast teraz popatrzyłem na to z boku. Chcę wrócić na starą drogę, dobrego, dużo lepszego treningu. Znam swoje możliwości i wiem na co mnie stać - zakończył pełen optymizmu Stefanów.