Pogrzeb Montalegre - cenne zdjęcia w darze
Zamach na mjr. Montalegre w Bytomiu był głośny w Europie. Muzeum Powstań Śląskich dostało zdjęcia z orszaku żałobnego.
Niezwykłe fotografie związane z Bytomiem otrzymało w darze świętochłowickie Muzeum Powstań Śląskich. Kolekcjoner Jarosław Bełdowski przekazał właśnie muzealnikom cykl zdjęć z 1921 roku, które zakupił na aukcji antykwarycznej we Francji. Przedstawiają kondukt żałobny francuskiego majora Bernarda Montalegre, kroczący ulicami Bytomia. To oryginały dobrej jakości. Widać orszak przed koszarami na obecnej ulicy Oświęcimskiej; stamtąd kondukt ruszył przez plac Akademicki i Sobieskiego, potem ulicą Podgórną do Rynku, następnie Gliwicką przez plac Kościuszki i Piekarską do kościoła Świętej Trójcy. Tam odbywały się główne uroczystości żałobne z udziałem Charlesa de Gaulle’a, Wojciecha Korfantego, osobistości francuskiego i polskiego rządu.
Sprawa śmierci majora była wtedy wielkim skandalem politycznym, pisała o niej prasa w całej Europie. Bernard Montalegre, przedstawiciel międzysojuszniczych sił alianckich, zginął na ulicy Powstańców Śląskich; zastrzelił go niemiecki bojówkarz. Ten czyn fanatyka Niemcom się nie opłacał; państwo musiało zapłacić Francji aż dwa miliony franków złotem tytułem odszkodowania. Major był przecież bohaterem wojennym swojej ojczyzny, odznaczonym Legią Honorową. Dla Niemców był jednak jak sól w oku, nie ukrywał swojej sympatii do Polski. Pamiętano mu też i to, jak pisał „Katolik”, że to on podczas Wielkiej Wojny odebrał Niemcom Fort Douaumont pod Verdun.
Major Montalegre przybył do Bytomia 95 lat temu z elitarnym 24. batalionem Dywizji Strzelców Alpejskich. Francuscy żołnierze pilnowali porządku w tych niespokojnych, plebiscytowych czasach. Mieli jednak jeszcze wojenne zatargi z Niemcami. Major Montalegre nie odpuszczał; żądał na przykład ukarania winnych zdemolowania w 1920 roku hotelu Lomnitz w Bytomiu, gdzie znajdowała się siedziba Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Na co dzień 48- letni major był uroczym człowiekiem, bardzo lubianym przez swoich podwładnych. Żonaty, ojciec trojga dzieci, z rodziny lekarzy. Nie wywyższał się mimo opinii świetnego dowódcy, chodził ulicami Bytomia bez specjalnej ochrony, rozmawiał z ludźmi. To go właśnie zgubiło w dniu zamachu.
Gdy jadł obiad w wojskowym kasynie w lipcu 1921 roku, usłyszał hałasy z zewnątrz. To była manifestacja niemieckich mieszkańców na cześć brytyjskiego wojska, uważanego za sojuszników, które zjechało właśnie do Bytomia. Radość zresztą była krótka, bo to byli Irlandczycy, bardzo wspierający Polaków. Montalegre wyszedł na ulicę. Wtedy podskoczył do niego młody mężczyzna, strzelił mu z pistoletu w szyję. Major zginął na miejscu, a morderca zniknął.
Znaleziono go miesiąc później. Był to 20-letni Leon Joschke z Rokitnicy, bojówkarz Selbstschutzu. Przyznał, że za zabicie kogoś tak wysokiej rangi dostał sporo pieniędzy i liczy na więcej. Wydawało się, że na rozprawie przed Koalicyjnym Sądem Wojskowym, z francuskim sędzią na czele, los zabójcy będzie przesądzony. Ale dostał tylko pięć lat ciężkiego więzienia. Sędziowie nie byli pewni, czy Joschke planował ten zamach. Sprawca odsiedział swoje; w 1926 roku „Katolik” podał, że wypuszczono go z francuskiego więzienia w Nadrenii.
Wiadomo, że w Rokitnicy, która została po stronie niemieckiej, Joschke dostał mieszkanie i gotówkę na założenie firmy. Niemcy jednak długo ponosili konsekwencje jego czynu. Nastroje antyniemieckie wzrosły. Francuska prasa była oburzona, „Echo de Paris” żądał całkowitej likwidacji niemieckich formacji wojskowych na Śląsku. Niemcy na pewno straciły sporo szans na korzystniejszy podział spornych terenów. Po zamachu aresztowano wiele osób, w tym wiceburmistrza Bytomia.
Major Montalegre spoczął najpierw w Gliwicach, przy swoich towarzyszach, potem jednak w rodzinnym grobie w Muret we Francji.