Pogotowie ratunkowe nie przyjechało do chorego wcześniaka
Pogotowie ratunkowe nie przyjechało do chorego wcześniaka. W UDSK usłyszeli, że 60 tys. dzieci w mieście ma temperaturę. Ale błędu lekarskiego nie było – zapewniają i na pogotowiu, i w szpitalu dziecięcym
- Dwukrotnie wzywaliśmy pogotowie. I dwukrotnie odmówiono nam przyjazdu – mówi Wojciech Maliszewski. Jest ojcem ośmiomiesięcznej Anastazji. – Córka jest skrajnym wcześniakiem, urodzona w 26. tygodniu ciąży, z wagą 800 gr, z deficytami odpornościowymi i stwierdzoną dysplazją oskrzelowo-płucną – opowiada. Wzywał pogotowie, bo w południe zaczęła strasznie płakać. Nie mogli z żoną jej uspokoić. Bali się, że coś jej grozi, bo wcześniej miewała bezdechy. Jednak dyspozytorka była nieugięta. – Proszę podać córce środki przeciwbólowe i iść na pogotowie lub do UDSK.
– Nie znam szczegółów tego przypadku – przyznaje Mirosław Tarasiuk, dyrektor pogotowia. – Ale ogólne zasady mówią, że w przypadkach, gdzie nie ma bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia, trzeba zwrócić się po pomoc do lekarza rodzinnego.
Państwo Maliszewscy podali córce leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe. Nie pomogło. – O 4 nad ranem termometr wskazał 38,5 stopnia. Jeszcze raz podaliśmy lekarstwo i pojechaliśmy do UDSK, na izbę przyjęć – mówi pan Wojciech. I twierdzi, że tam potraktowano ich jak zło konieczne.
– Pani doktor była poirytowana, że przyjeżdżamy tylko z temperaturą. Stwierdziła, że 60 tys. dzieci w mieście ma teraz temperaturę. Powiedzieliśmy jej o wcześniactwie córki i o tym, że bardzo się o nią martwimy, bo u takiego dziecka choroba może postępować bardzo szybko. Niestety, odesłała nas do domu, bez skierowania chociażby na podstawowe badania laboratoryjne.
Wrócili więc do domu. A rano zawieźli córkę na badania laboratoryjne i USG – prywatnie. Badanie moczu wskazywało na zakażenie układu moczowego. USG – na silną infekcję.
Skończyło się na podaniu antybiotyku. – A wystarczyło zwykłe badanie moczu, żeby ulżyć dziecku. Taka znieczulica! – nie może ukryć rozżalenia pan Wojciech.
Sprawę wyjaśnia prof. Anna Wasilewska, p.o. dyrektora Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego: – Tu błędu lekarskiego nie było – zapewnia. – Lekarz ustalił z rodzicami, że zrobią te badania rano. Chodziło o to, by nie trzymać dziecka kilka godzin na SOR-ze, wśród innych chorych.