Spory o podzielniki ciepła ciągle są zarzewiem konfliktu w spółdzielniach mieszkaniowych. W Ciechocinku ostry konflikt trwa już od kilku lat. W tym czasie podzielniki zmieniano trzykrotnie. Końca kwasów nie widać.
Żaneta Ogińska przyjechała do Ciechocinka ze stolicy. Pracowała jako urzędnik sądowy, ale gdy zmarł mąż, i nadeszła pora na emeryturę, podjęła decyzję o przeprowadzce do uzdrowiska:
- Myślałam, że to będzie relaksujący czas w pięknym miasteczku, ale okazało się, że wpadłam z deszczu pod rynnę. Same nerwy.
Wszystko za sprawą nowego spółdzielczego mieszkania.
- Gdy przyszło rozliczenie, miałam płacić 850 zł! To jest zgroza. Z jednego pomieszczenia w ogóle nie korzystam, bo mam w nim garderobę. W kuchni i w łazience mam elektryczne podłogowe ogrzewanie. Za co ten rachunek?
Ogińska poszła wyżalić się prezesowi. Twierdzi, że rozmowa była dla niej szokiem:
- Nie byłam w stanie go przekonać. Powiedział, że jak się grzeje dupę, trzeba płacić. Miałam koszty powyżej 6 tys. zł rocznie. Do tego dostałam 2 tys. zł dopłaty. Skąd to naciągnięcie na taką kwotę? Wcześniej płaciłam 530 zł. Pracownicy Brunpolu [firmy odpowiedzialnej za podzielniki] przyszli i sprawdzić w czym rzecz. Okazało się, że podzielnik był niesprawny i został wymieniony.
W podobnej sytuacji znalazła się Elżbieta Pietrzykowska, postać znana w Ciechocinku za sprawą galerii, którą tam prowadziła.
- Wróciłam do domu po długiej nieobecności. I zobaczyłam bardzo wysokie rachunki... Napisałam do prezesa pismo. Dostałam w odpowiedzi wyciąg z odczytów Brunpolu, firmy, która obsługuje podzielniki. Nie mogłam się z nim zgodzić, bo nie było mnie przecież kilka miesięcy w domu, a kaloryfery były zakręcone. Napisałam więc do Brunpolu i od nich również dostałam wyciąg. Problem w tym, że oba te wyciągi do siebie nie przystają! Uważam, że sprawą powinien zająć się urząd skarbowy. Nie zgadzam się, żeby mnie okradano. Nie ogrzewam sypialni, w kuchni nie mam kaloryfera, a mały pokój dobrze sobie ociepliłam. Jak to możliwe, że w jednym miesiącu nagrzałam tyle, co w domu jednorodzinnym. To się w głowie nie mieści!
Ogińska postanowiła zmobilizować również innych mieszkańców w proteście. Zebrała około 300 podpisów mieszkańców.
Prezes ciechocińskiej spółdzielni Andrzej Golecki przyznaje, że napięcia były: - Złożyły się na te koszty trzy sprawy - wzrost taryfy ciepła o 20 proc., sroga zima i zmiana podzielników z wyparkowych na elektroniczne. To prawda, że część ludzi się zdenerwowała. Cały problem polega na tym, że przez ostatnich 6-8 lat spółdzielnia inwestowała w termoizolację, żeby ciepła ubywało mniej. To przyniosło skutki, ale - mimo że kupowaliśmy mniej niż wcześniej - płaciliśmy więcej, bo takie ceny dyktowało Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej. Cena zakupu energii wzrosła o około 100 procent. Z tego względu wykupiliśmy kotłownię i dzięki temu rachunki w kilku już znacząco spadły. Zresztą można spojrzeć na wynik lustracji - bez zastrzeżeń.
Przewodniczący rady nadzorczej Jan Pilarski wtóruje prezesowi: - Pani Ogińska przeprowadziła swoją akcję, gdy były problemy z wykupem kotłowni. Dziś tego problemu nie ma. Pani Ogińska to człowiek o charakterze pisarza, bez pisania nie żyje. Ma talent do pisania, to niech piszę, ale niech się opiera na faktach. Problem został dawno rozwiązany i powinna o nim zapomnieć.
- Po wielu rozmowach pan Golecki wezwał mnie do siebie - relacjonuje Ogińska. - Powiedział, że tym razem nie zapłacę 2,6 tys., ale żebym nie myślała, że tak będzie zawsze. Jeśli wszystko było w porzadku, to jak to możliwe, że prezes swobodnie zmienia sobie kwoty?
- Pani Ogińska nie powinna się czuć wyróżniona - tłumaczy Andrzej Golecki, bo obniżyliśmy opłaty 28 osobom. Ale zamiast mieć satysfakcję, wykorzystała to przeciwko mnie.
- Zobaczymy co będzie po tym sezonie - irytuje się Żaneta Ogińska. - Pan prezes czaruje. Nie odpowiada na pisma. Uważam, że sprawę tamtych horrendalnych stawek trzeba wyjaśnić. Przecież sami napisali, że podzielniki Brunpolu ulegały uszkodzeniu i z tego powodu zrezygnowali z usług tej firmy. Jestem przekonana, że to z powodu tej awarii naliczono mi tak wielkie kwoty.
Prezes Golecki stanowczo zaprzecza:
- Był problem ze zdalnym odczytem. Zdarzały się też przypadki zupełnego „wyłączenia” urządzeń polegające na tym, że do wskazań można było dotrzeć tylko przez komputer. Ale odczyt był prawidłowy. Nie mamy zastrzeżeń do firmy Brunpol. Oni przez te całą awanturę ponieśli większe straty wizerunkowe od nas. Można mieć pretensje do producenta urządzeń, ale firma z Torunia zachowała się wobec nas uczciwie. To tak jak z volkswagenem w USA.
Krzysztof Jaczkowski, dyrektor Brunpolu uważa, że w Ciechocinku atmosfera wobec podzielników od początku była nieprzyjazna: - Owszem, w pewnym okresie jakiś odsetek urządzeń się wygaszał, ale w pamięci wszystko się rejestrowało. Firma Brunata z Danii wymieniała nam te urządzenia. A skąd takie wyniki w niektórych mieszkaniach? Cóż, zdarzało nam się na różnych osiedlach, że w niektórych mieszkaniach zużycie było znacząco wyższe, co nie miało uzasadnienia w zachowaniu mieszkańców. Prawdopodobnie problem leżał w wadach konstrukcyjnych. Ale my nie jesteśmy od wykonywania takich ekspertyz.
Żaneta Ogińska chce mieć dziś jak najmniej wspólnego ze spółdzielczym ciepłem: - Tak się boję tego ogrzewania, że wyłączam wszystko, dogrzewam się elektrycznie i siedzę w grubych ciuchach.
Ogińska zapowiada, że będzie drążyć temat podzielników. I nie tylko: - Prezes nie spełnił warunków w sprawie wody, która powinna być rozliczana co miesiąc, bo mamy radiowe odczyty, a jest rozliczana raz w roku. Ciągle mam niedopłatę, a z wyliczeń wynika, że zużywam 6 metrów miesięcznie. Jak to możliwe? Przecież nie jest to pierwsza spółdzielnia, w której mieszkam i po raz pierwszy zdarzają się takie rzeczy. Jakby tego było mało, prezes nie odpowiada na pisma w terminie, na co mogę przedstawić dowody. Ja chcę tylko uczciwości. Czuję się zastraszona - gdy przychodzę załatwić sprawy w spółdzielni, natychmiast pojawia się pan Golecki - nie odzywa się, ale chodzi wokół. Zastanawiam się poważnie, czy nie uciec z tego mieszkania. Ale wcześniej chciałbym, aby pan prezes za to odpowiedział, bo na wszystko mam dowody i uważam, że sprawą powinna zając się prokuratura. Nie dam się zastraszyć.
Podzielniki nie są dobrym narzędziem. Nie wolno ich mylić z miernikami ani licznikami. Podzielnik to urządzenie, które nie podlega legalizacji. Używanie podzielników jest indywidualną decyzją każdej spółdzielni, a lepiej powiedzieć - każdego budynku, bo mieszkańcy budynku sami mogą decydować, w jaki sposób chcą się rozliczać.
Podzielniki pasują administracji, bo są dość prostą formą rozliczeń i dają możliwość zatrudnienia dodatkowej osoby, która je rozlicza.
Uważam, że dla nas wszystkich lekcja z podzielnikami była dobra, bo wykształciła w nas wrażliwość na oszczędzanie ciepła i umiejętność właściwej obsługi grzejników. Według mnie lepszą formą jest jednak opłata zryczałtowana. Tam, gdzie zrezygnowano z podzielników, koszty ogrzewania są zwykle tylko niewiele (a często wręcz minimalnie) większe niż w blokach opomiarowanych. Za to mieszkania są ogrzewane równomiernie i nie ma tylu sytuacji konfliktowych. Wyjątkiem są bloki, w których duża część mieszkań jest wynajmowana, a szczególnie te, w których mieszkania są wynajmowane studentom. Młodzi ludzie często nie biorą pod uwagę oszczędzania.
Niestety, kontrola władz spółdzielni w Polsce jest fikcją. Tłumaczenie ludziom, że lustracja nic nie wykazała, jest bałamutne, bo lustracja spółdzielni nie zajmuje się rozliczaniem ciepła. Poza tym protokół z lustracji pisze się zwykle “pod prezesa”, tak aby nikt się do niego nie doczepił.
Protokołu z lustracji nie czytają nawet członkowie rady nadzorczej. Ci ostatni czytają zwykle list polustracyjny, który w niemal wszystkich przypadkach jest laurką dla prezesa. Nie ma w tym nic dziwnego, bo lustrację prowadzą związki rewizyjne, których władzę stanowią prezesi kontrolowanych spółdzielni.
Również sprawozdanie finansowe, prowadzone przez biegłego rewidenta nie jest kontrolą merytoryczną. To - w uproszczeniu - badanie tego czy odpowiednie kwoty są wpisane w odpowiednie rubryki. Najważniejszym organem powinna być rada nadzorcza, która niemal wszędzie jest jednomyślna i nie ma żadnych pytań. Zarząd spółdzielni powinien być ciałem kolegialnym, ale de facto o wszystkim decyduje prezes.